Następną dobę spędziliśmy na planowaniu i bezustannych rozmowach o tym, co zrobimy, gdy to wszystko się skończy i zmieni się władza, a na tronie zasiądzie młody książę, a nasz wspólnik, Shoto Todoroki. Ja na szczęście miałem wymówkę w postaci mojej amnezji i nie musiałem odpowiadać na pytania, dowiedziałem się natomiast, że Kaminari, Ashido i Sero być może wrócą do domów, z których uciekli w strachu przed wojną. Midoriya myślał podobnie, ale przyznał też, że właściwie polubił podróżowanie... jeśli tylko nikt na niego nie napadał, bo to akurat nie była najprzyjemniejsza część jego wędrówki. Bakugo oczywiście wciąż upierał się, że pójdzie do Czarodziejki, a ja nawet nie widziałem sensu w próbach przekazania mu treści przepowiedni, a tym bardziej wytłumaczenia, skąd niby ją znam. Poza tym... jaka jest szansa, że tego dożyje? Przecież wciąż nie rozwiązałem tajemnicy jego śmierci, ba, nie jestem nawet blisko...
Okazuje się, że cały plan opiera się na smoczym ogniu i to właśnie dlatego Todoroki nie mógł zaatakować bez wcześniejszego odnalezienia mnie. Piątego dnia z samego rana mamy pod przykrywką wyruszyć do bramy stolicy, gdzie, według jego słów, będzie na nas czekała oddana przyjaciółka księcia i wojowniczka królestwa, Yaoyorozu Momo. Przeprowadzi nas tajnymi korytarzami wprost do części sypialnianej smoczych hybryd, żebym mógł przemienić się tam i...
— Jesteś pewien? Wychowywałeś się z nimi... — szepcze Midoriya, gdy czwartego dnia, a raczej nocy, bo niebo już dawno pokryła atramentowa czerń, siedzimy wszyscy przy ognisku, właściwie ostatni raz mając okazję porozmawiać przed całą akcją. — A teraz... Chodzi mi o to... Będziesz w stanie tak po prostu ich... zabić? — pyta, a ciche rozmowy między Kaminarim, Sero i Ashido nikną, gdy ich głowy zwracają się ku nam. Bakugo patrzy w ziemię, ale wiem, że słucha.
— Mam amnezję, nie pamiętasz? — rzucam, posyłając mu ciężkie spojrzenie.
— No tak, ale...
— Nie. Ich życia nic mnie nie obchodzą. Mamy cel, Midoriya — przerywam mu ostro, wstając. — Idę się przejść.
Odchodzę od blasku i żaru bijącego z ogniska, po czym wchodzę między drzewa, od niechcenia wyciągając rękę i niedbale muskając opuszkami palców ich chropowate kory. To tylko sen. Mam prawo nie dbać o jakieś postacie poboczne. W końcu zabiłem tak już... kilkanaście osób. W tym samego Midoriyę, Ashido, Kaminariego, Sero i prawdopodobnie Todorokiego, gdy wpadłem w szał po ostatniej śmierci Bakugo. Ludzie w pałacu nic nie znaczą. Są tam tylko po to, żebym mógł ich zabić. Tak działa ten popieprzony świat.
Wzdycham cicho, przecierając twarz drugą dłonią, pierwszą wciąż przyciskając do kory. Jestem zmęczony, ale na to sen we śnie nic nie poradzi. To moja piąta Próba. Jutro zacznie się jej piąty dzień. Zmarnowałem już tyle czasu, tyle bezcennego czasu... Co ja tu w ogóle robię? Na co czekam? Pewnie i tak się nie uda. Co miałbym zrobić, żeby uratować Bakugo z rąk śmierci, która nadchodzi tak nagle? Nie mam czasu na reakcję, to po prostu... po prostu niesprawiedliwe! Jak wygrać tę pojebaną grę?!
DLACZEGO TO JA MUSZĘ PRZEZ TO PRZECHODZIĆ?!
— Kirishima? — Słyszę za sobą głos Bakugo i podnoszę głowę, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że skuliłem się, obejmując ją rękami. Spokojnie, głębokie wdechy, głębokie wydechy. — Co z tobą?
— Wszystko okej — mówię szybko, odwracając się do niego z wymuszonym uśmiechem, na który ledwo znajduję siłę.
Patrzy na mnie niepewnie, widocznie jest nieco speszony i nie do końca wie, jak zareagować. Nie wymagam tego od niego. W końcu nic, co powie, nie sprawi, że poczuję się lepiej, no nie?
CZYTASZ
Świadome Dni ||Kiribaku
FanfictionKrzyk. Przyjaciel w konwulsjach padający na ziemię. Krew. Śmierć. Czy to już zawsze będzie go prześladować? Kirishima Eijiro w pojedynkę zmaga się z ogromnym ciężarem. Musi odkryć tajemnicę swoich niesamowicie realistycznych, upiornych snów, które...