— Wstawaj, kurwa! Miałeś pełnić wartę! — wrzeszczy Bakugo, który potrząsa mną za ramiona, tak długo, aż się budzę. — Przez ciebie kurwa nas okradli! — Dopiero ta wzmianka sprawia, że otwieram szeroko oczy i rozglądam się przerażony. Przez moment myślę, że to żart, bo zauważam, że nie zginęły jego liczne bransolety i naszyjniki, a ja przecież nie mam przy sobie niczego osobistego.
— Z czego? — pytam podejrzliwie, odsuwając się od niego asekuracyjnie i przecierając oczy. Przejeżdżam przez włosy dłonią i zdaję sobie sprawę, że wyczuwam pod nimi guza. No jasne, po wczorajszym upadku...
— Z pieniędzy! — Bakugo podsuwa mi pod oczy pusty skórzany worek, a ja mrugam kilka razy, nim zdaję sobie sprawę, że to na pewno w nim były monety.
— Czemu wczoraj mi tego nie pokazywałeś?
— Nie chciałem ryzykować, że ukradniesz! — warczy Bakugo, a ja teraz dostrzegam komizm całej sytuacji. No, może nie do końca, bo pieniędzy jak nie było, tak nie ma.
— To skąd wiesz, że to nie ja?
— Uciekłbyś. No i przeszukałem cię — wyjaśnia wciąż wściekły, a ja czuję, że robi mi się trochę gorąco. Przeszukał mnie...?
— Przepraszam... — mówię, gdy znów jestem w stanie. Jest mi wstyd. Przeze mnie Bakugo stracił pieniądze, pewnie będzie miał przez to jakieś problemy, być może nie dotrzemy do czarodziejki i...
Nie, chwila. To sen. I tak zaraz się obudzę.
Bakugo widocznie wciąż jest wściekły, wcale mu się nie dziwię. Z jego perspektywy to całkiem oczywiste. Wciąż trochę się dziwię, że, skoro tu wcale mnie nie zna, tak szybko zaakceptował mnie jako swojego towarzysza.
— Teraz nie masz wyboru, idziesz ze mną — warczy, a gdy unoszę brwi, dodaje: — To twoja wina, masz pomóc mi znaleźć złodzieja!
— Przecież teraz może być już wszędzie... — zauważam. Jest wczesny ranek, a ja wcale nie zasnąłem tak późno, być może od tego czasu minęło kilka długich godzin. Czuję się wypoczęty, co tylko to potwierdza.
— Zamknij się! — Decyduję się z nim nie dyskutować, wzdycham tylko cicho i wstaję, rozciągając się pobieżnie. Rozprostowuję skrzydła, a wtedy do głowy wpada mi genialny pomysł, który zaraz wyrażam na głos:
— Hej, może z góry sprawdzę, czy nie ma go gdzieś w okolicy? — Nie jestem pewien, czy w ogóle uda mi się wzlecieć ani czy coś zobaczę między gęstymi i rozłożystymi koronami drzew, ale postanawiam spróbować, żeby nie być całkiem bezużytecznym. Gdy Bakugo kiwa głową, wykonuję niepewny ruch skrzydłami. Są jak dodatkowe ręce, co nieco mnie dezorientuje, ale po chwili staje się dość proste do zrozumienia. Trwa to chwilę, ale w końcu paroma szybkimi, mocnymi ruchami udaje mi się wzbić w powietrze na kilka metrów. Bakugo obserwuje mnie uważnie spod zmarszczonych brwi i chyba nie jest tak zadowolony jak ja, ale co mu się dziwić. Przez chwilę unoszę się w powietrzu, upewniam się, że nie spadnę, a potem znajduję lukę między gałęziami i wzlatuję ponad drzewa.
Osłaniam oczy dłońmi, bo tu, na górze, gdzie liście nie przyciemniają światła słonecznego, jest bardzo jasno. Chwilę zajmuje mi przyzwyczajenie się, ale potem mogę spojrzeć w dół i nieco się rozejrzeć. Z tej perspektywy świat wygląda zupełnie inaczej, las okazuje się nie mieć końca. Obawiam się trochę, że jeśli za bardzo oddalę się od punktu, w którym jestem, już nie będę potrafił tu wrócić i w efekcie zgubię Bakugo. Wzdycham, ostatni raz próbuję przebić spojrzeniem korony drzew, ogarniam wzrokiem błękit bezchmurnego nieba i po chwili ląduję obok mojego przyjaciela, który chyba zaczynał się niecierpliwić.
![](https://img.wattpad.com/cover/268520504-288-k112973.jpg)
CZYTASZ
Świadome Dni ||Kiribaku
FanfictionKrzyk. Przyjaciel w konwulsjach padający na ziemię. Krew. Śmierć. Czy to już zawsze będzie go prześladować? Kirishima Eijiro w pojedynkę zmaga się z ogromnym ciężarem. Musi odkryć tajemnicę swoich niesamowicie realistycznych, upiornych snów, które...