Trzy

193 13 5
                                    

||Miłego czytania||

______________
POV Regis
______________

Nawet nie jestem w stanie stwierdzić kiedy zasnąłem. Opierałem się głową o biurko. Obok palących się świec stał blaszany kubek z resztą nieco wilgotnych ziół. Nie wiem czy jest już dzień, czy nadal ciągnie się ta trudna noc. Wstałem mozolnie z krzesła i skierowałem się do wyjścia. Na ścianach korytarza widoczne były jasne promienie słońca, które odbijały się od niektórych gładszych kamieni. Wróciłem na górę do Dettlaffa. Chłopak nadal jest nieprzytomny. Ciężko oddycha... Odkryłem kołdrę, która w zasadzie była grubym kocem i przyjrzałem się ranom. Opatrunki przesiąkły krwią, a niektóre nieco pożółkły. Przygotowałem czystą wodę, nożyce oraz maści i eliksiry. Zacząłem od rany na udzie, która wyglądała wyjątkowo źle. Przymyłem ją i pokropiłem tym samym specyfikiem co wczoraj w nadziei, że jednak pomoże. Nie mogę stwierdzić po kilku godzinach, czy eliksir działa czy nie. Muszę stosować to samo przez co najmniej kilka dni, aby się upewnić czy nie potrzeba czegoś innego, lepszego. Muszę sprawdzić w moich zapasach ziół czy mam odpowiednie do stworzenia czego silniejszego. Tak na wszelki wypadek. Po opatrzeniu uda zabrałem się za brzuch, a następnie za twarz. Obydwie rany wyglądały tak samo jak wczoraj. Nic się nie polepszyło, ani nie pogorszyło. Jedyne co się zmieniło to to, że rana na twarzy już nie krwawi. Przy zakładaniu świeżego opatrunku na policzek przyjrzałem się zamkniętym powiekom Dettlaffa. Wyglądał tak spokojnie. Brakuje mi jego docinek. Tego jak zawsze coś mu się nie podobało i wszystko musiało być tak jak on chce. Innych to irytuje i drażni, ale mnie to uspokaja. Wtedy wiem, że Eretein jest sobą i nic złego się nie dzieje. Gdyby był cicho i ze wszystkim by się zgadzał, to oznaczałoby, że coś się stało i Dettlaff bardzo się martwi. Ale to i tak byłaby lepsza wiadomość niż brak jakichkolwiek słów. Ta cisza z jego strony mnie zabije. Można wręcz rzec, że jest to martwa cisza. Oby nie dosłownie. Po krótkich rozmyślaniach i opatrzeniu rannego, postanowiłem, że uważę ten lepszy eliksir. Przygotowałem potrzebne składniki, ale niestety kilku brakowało. Brakowało jemioły, zielonej pleśni oraz tojadu. Najłatwiejsza do zdobycia będzie jemioła. Widziałem ją gdzieś niedaleko mojej krypty, kilkanaście metrów za cmentarzem w stronę Tesham Mutna. Z tojadem i zieloną pleśnią może być większy problem. Jedno z nich rośnie praktycznie w każdym miejscu, ale nie widziałem go w pobliżu, a drugie w zacienionych wilgotnych miejscach, najczęściej na murach. Główkowałem chwilę jak mam je zdobyć nie pokazując się ludziom. Nie potrzebuję teraz więcej problemów.
Wyszedłem przed kryptę i przywołałem do siebie kruka. Przekazałem mu potrzebne informacje i wysłałem na poszukiwania składników alchemicznych. Mam nadzieję, że znajdzie wszystko. Sam poszedłbym po nie, ale muszę pilnować czy sytuacja się nie pogarsza. Nie wybaczyłbym sobie gdyby podczas mojej nieobecności Eretein zmarł. Nie wiem czy jego śmierć jest w ogóle możliwa, ale jeśli regeneracja nie postępuje to wszystko może się zdarzyć. Lepiej dmuchać na zimne, niż gorącym się sparzyć.

Jak ptak przyniesie zioła to przygotuje wywar i Dettlaff na pewno wydobrzeje.
Znaczy, na pewno jego noga będzie w lepszym stanie. Wyleczenie nogi nie wyleczy całego ciała. Niestety.

W zasadzie nie mam teraz co robić. Opatrzyłem przyjaciela, wysłałem kruka na poszukiwania i nie wiem co ze sobą począć. Najchętniej położyłbym się w łóżku i odpoczął chwilę. Po spaniu na krześle strasznie boli mnie kark. Trudno jest mi ruszać szyją. Ale niestety łóżko jest zajęte, a nie wypada położyć się obok Dettlaffa. Byłoby to dość niezręczne, przynajmniej dla mnie, bo osoba nieprzytomna nic by nie zauważyła.
A może...? Nic się nie stanie jak się chwilę położę, nawet obok niego.

Nie wiele myśląc podszedłem do łóżka i położyłem się blisko Dettlaffa. Leżałem odwrócony do niego plecami, słyszałem jego płytki oddech. Nic nie boli tak bardzo jak cierpienie bliskiej osoby. Zwłaszcza, gdy nie wiesz do końca czy umiesz jej pomóc. Obróciłem się twarzą w stronę Dettlaffa. Objąłem delikatnie jego brzuch, a głowę wtuliłem w umięśnione, zdrowe ramię. Patrzyłem w jego posiniaczoną, poranioną i pogryzioną szyję. Wcześniej nie widziałem tych ugryzień. Nie są w zbyt widocznym miejscu, ale nie wyglądają poważnie. Gorzej wyglądają te sińce. Ciemno fioletowe, prawie czarne ślady. Nadal nie wiem w skutku czego powstały. Wersja z podtrzymywanie go za szyję aby stał jest chyba najbardziej prawdopodobna. Jednocześnie mam nadzieję, że mam rację, ale też wcale racji mieć nie chce. Jeżeli moje podejrzenia są słuszne, to znaczy, że ten kto to zrobił, ten który wpadł na ten pomysł jest cholernie niebezpieczny. W takim przypadku najlepiej byłoby się wynieść gdzieś daleko od Toussaint. Po zabójstwie Syanny Dettlaff miał ruszyć w świat, miał zniknąć. Jednak coś nadal go tu trzymało i nie chciało puścić.
Może poczucie winy? Może słabość do tego pięknego księstwa? Zapytam go kiedyś, jeśli nadarzy się okazja.

Leżałem tak około godzinę. Nie zmrużyłem nawet oka, pilnowałem Dettlaffa. Jeżeli mu się nie polepszy w najbliższym czasie to ze spania nici, chyba że padnę ze zmęczenia. Minęły już prawie dwa tygodnie od jego zniknięcia i prawie cały jeden dzień od momentu jego leczenia. Ile złego można wyrządzić w kilka dni? Jeżeli ktoś ma na celu zabicie drugiej osoby, to robi to od razu. No chyba że oprawca jest sadystą. Dettlaff długo cierpiał i teraz widać tego efekty.

Usłyszałem zbliżające się odgłosy trzepotu skrzydeł. Kruk wrócił. Ptak usiadł na oparciu krzesła, a z jego dzioba wyleciały różnorodne zioła i rośliny. Samo zwierze było mokre, z piór kapała mu woda. Wstałem i podszedłem do krzesła. Schyliłem się i podniosłem zbiory. Wszystko się zgadzało. Jemioła, zielona pleśń oraz tojad. Znalazłem jeszcze szakłak i kilka mleczy. To się nazywa wzorowy pomocnik. Pogłaskałem kruka dwoma palcami po głowie. Mówią, że kruki to złe stworzenia zsyłające nieszczęście. Ja mam odmienne zdanie. Te ptaki są bardzo mądre, mogę się pokusić na powiedzenie, że są mądrzejsze od niektórych ludzi. Na przykład bandyci atakujący pucybuta. Gdyby wysłać ich i kruka na jakiś turniej umysłowy to kruk powaliłby wszystkich trzech na kolana. Sam pucybut również nie grzeszył mądrością, za to miał głowę do interesów. Ale brak wiedzy można mu wybaczyć zważając na to, że był jeszcze dzieckiem. Bycie dzieckiem to wyjątkowy czas. Nie martwisz się przyszłością, ani dorosłym życiem. Dopiero gdy doświadczysz czegoś złego, zrozumiesz że życie wcale nie jest tak kolorowe. Wtedy przestajesz być dzieckiem.

Przygotowałem księgę z przepisem na dany eliksir.
Oczyściłem rośliny z ziemi i małych szkodników, które się w nich zalęgły. Ustawiłem naczynie z wodą nad paleniskiem i odczekałem chwilę, aż się zagotuje. Wrzątek przelałem do trzech specjalnych zlewek w odpowiednich proporcjach. Do jednej z nich wrzuciłem tojad. Do drugiej zieloną pleśń oraz jemiołę. Do trzeciej nalałem zimną wodę z dodatkiem uważonego dawno temu potężnego eliksiru. Miał on kolor ciemny, prawie czarny, pachniał bardzo nieprzyjemnie. Niczym połączenie gnijącego ciała drakonida i topiącego się żelaza. Gdy rośliny puściły soki, wyjąłem ich resztki z naczyń i wyrzuciłem. Wywar z tojadu przelałem do metalowego naczynia i zacząłem podgrzewać je od dołu, aby powstała para, która zacznie się skraplać.
Wywar z pleśni i jemioły przelałem ostrożnie do naczynia z eliksirem. Po chwili dodałem również skroplony wywar z tojadu. Połączenie toksyczne, ale nie dla wampira. Dla nas jest to jak najlepsze lekarstwo. Człowiek pijąc powstały eliksir, umierał by w długich męczarniach. Zacząłby się rozkładać od środka, mimo ciągłego utrzymywania świadomości. Jedna z gorszych śmierci jakich można doświadczyć. Dla wampira eliksir ten ma działanie odwrotne. Eliksir regeneruje zniszczone tkanki w miejscu jego padania, ale trzeba uważać z ilością. Wystarczy podać o jedną kroplę za dużo, a może mieć to fatalne skutki, eliksir jest wyjątkowo mocny. W przypadku Dettlaffa miejsce podania to poparzone udo. Tego specyfiku wolałbym nie stosować wokół twarzy i szyi. Opary mają właściwości drażniące, nie chcę doprowadzić do utraty wzroku przyjaciela.

Narazie nie będę stosować tego eliksiru. Jest to duże ryzyko, a nie jestem w stanie stwierdzić czy obecne sposoby działają. Podam to tylko w konieczności.
Usłyszałem ciche szmery dochodzące od strony łóżka, odwróciłem się w nadziei, że Dettlaff się wreszcie obudził. Podszedłem niego i przyjrzałem się. Oczy nadal miał zamknięte, co jakiś czas zaciskał je mocniej. Usta miał ułożone w bolesnym grymasie. Na jego czole pojawiły się kropelki pot. Cierpi. Bardzo cierpi. Zmartwiłem się, nie wiedząc co mam zrobić. Jego stan się pogarsza, a ja czekam, aż podawane leki zaczął działać. Może już teraz powinienem podać ten Eliksir...? Nie! Nie mogę ryzykować jego życiem. Jedyne co mogę zrobić to czekać. Nawet jeśli będzie mnie to kosztowało uszczerbkiem na mojej psychice, spowodowanym przewlekłym stresem i strachem... Poczekam... Muszę być dobrej myśli...

________________
Ten rozdział nie wnosi dużo do samej historii, ale mam nadzieję, że się podobał.
Miłe komentarze motywują do pracy ;)
Czekam na oceny!

~~_dziura_

Regeneracja ||Dettlaff x RegisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz