Dwa

208 14 3
                                    

||Zapraszam do czytania||

______________
POV Regis
______________


Opatrzyłem dokładnie wszystkie bardziej poważne rany ma ciele Dettlaffa. Najbardziej niepokoi mnie ta na brzuchu. Udało mi się zatamować krwawienie, ale nie jestem pewny czy krwotok nie powróci. Rana obwiązana była białym bandażem.
Opatrzyłem poranione ręce, szyję i twarz.
Ta rana na twarzy również nie wygląda za ciekawie, na pewno zostanie blizna. Postaram się coś wymyślić z ziołami i wywarami, ale nie wiem czy coś zdziałam.
Nie zabierałem się jeszcze za nogi. Na pierwszy rzut oka nie widzę, aby były jakoś poważnie zranione, przez spodnie mało widać. Na skórze Dettlaffa nadal widoczne są fioletowe żyły. Niestety nie jestem w stanie nic zrobić, są one oznaką poważnego przemęczenia, zapewne po wielokrotnie wymuszanej przemianie. To bardzo niebezpieczne tak często wybudzać instynkt wampira. Niebezpieczne nie tylko dla osoby w pobliżu, ale i dla samego wampira. Podczas przemiany nasze geny zmieniają swój skład, a gdy wracamy do ludzkiej formy, geny również robią to samo. Po wymuszonej zapachem krwi nieszczęśnika przemianie, wampir cierpi. Wpada w furię, zniszczy wszystko na swojej drodze, nawet jeśli przeszkodą będzie członek rodziny, albo najbliższy przyjaciel. Może to zbyt częsta przemiana i zamiana genów doprowadziła Dettlaffa do utraty zdolności regeneracji. Jeżeli ta zdolność nie powróci to Eretein już nie będzie prawie nieśmiertelny. Będzie regenerować się tak samo wolno jak człowiek, albo nawet gorzej.

Zdjąłem mu buty. Ostrożnie zacząłem zsuwać z jego bioder ciemne spodnie, starałem się nie naruszyć możliwych ran. Na prawym udzie miał ślady jakby po oparzeniu, rana zaczęła się już jątrzyć, co oznacza, że najprawdopodobniej powstała jako jedna z pierwszych. Odsunąłem lekko nogawkę bielizny Dettlaffa, aby zobaczyć jak duża jest. Niestety rana była rozległa i widać było, że miała już co najmniej tydzień. Wymagała szybkiego opatrzenia. Postanowiłem jednak najpierw pozbyć się ewentualnych przyczyn kolejnych zakażeń. Wziąłem ręcznik nasączony czystą wodą i zacząłem przecierać jego poranioną, dolną część ciała. Po skończonej robocie, zabrałem się za to oparzenie. Przemyłem ranę spirytusem, pokropiłem ją specjalnym eliksirem i zakryłem ją białym, czystym materiałem. Nie zajmowałem się mniej poważnymi ranami typu siniaki czy zadrapania, choć wcale nie było ich mało.

Przykryłem Dettlaffa kołdrą. Dzisiaj i zapewne przez kolejne kilka dni to nie ja będę leżeć w swoim łóżku. Co prawda nie jest ono bardzo wygodne i na pewno nie polepszy stanu mojego przyjaciela, ale lepsze to niż leżenie na gołej, zimnej podłodze. Ja prześpię się na krześle. Może poczytam jakąś książkę... Może uzupełnię zapasy ziół w mojej torbie... Pomyślę...
Nie mogę teraz nic więcej zrobić dla Dettlaffa. Muszę czekać, aż się obudzi, albo chociaż lekko się poruszy. Oby jego stan zaczął się poprawiać, nie wiem co zrobię jak moje leczenie mu nie pomoże. Czuję się za niego odpowiedzialny. Boję się, że mu nie pomogę...
-Dettlaff, dlaczego nie powiedziałeś mi, że idziesz kogoś zgładzić, mimo że wiedziałeś, że nie dasz rady tego zrobić... I jaki jest tego efekt? Leżysz w moim łóżku nieprzytomny i nawet nie wiadomo czy się jeszcze obudzisz... Jesteś lekkomyślny... - pogładziłem jego chłodny policzek, starając się nie naruszyć rany. Moja miną w tym momencie wyrażała wyraźne uczucia, co jest niezwykłą rzadkością. Przepełniał mnie smutek i obawa przed stratą bliskiej osoby. Boję się o niego... Cholernie się boję...

Wstałem, podszedłem do paleniska i rozpaliłem ogień. Powiesiłem nad nim garnek napełniony wodą i czekałem aż się zagotuje. Wyjąłem dwa blaszane kubki i nasypałem do nich ususzone zioła na uspokojenie. Gdy woda się zagotowała, zalałem nią susz. Usiadłem przy biurku i położyłem głowę na rękach, jednocześnie przyglądając się unoszącej się parze. Mimo, że jest mała szansa na to, że Dettlaff obudzi się dzisiaj to postanowiłem zaparzyć mu zioła. Gdyby je wypił, na pewno uśmierzyłyby mu ból, czasem przyjemnie jest wypić coś ciepłego. Postawiłem kubek na półce obok łóżka. Może jak się obudzi to wypije, chociaż pewnie nawet nie będzie w stanie podnieść ręki...

Już trzecią godzinę kręcę się po krypcie bez celu. Nie jestem w stanie zasnąć ani nawet wypić zaparzonego wcześniej wywaru. Strasznie się stresuje... Wysprzątałem chyba wszystkie kąty mojego "mieszkania". Wytarłem wszystkie kurze, zdjąłem wszystkie pajęczyny, a było ich naprawdę dużo. Zmiotłem też naniesiony wcześniej piach. Pozbyłem się też zbędnych, połamanych płyt nagrobnych. Teraz widać jak dużo miejsca tu jest. Krypta wręcz błyszczała, a ja nadal nie byłem w stanie zasnąć, nawet ze zmęczenie. Co jakiś czas patrzyłem kątem oka, jak trzyma się Dettlaff. Przyznam, nie wyglądał najlepiej, ale nie zrobię nic więcej dopóki się nie obudzi. Mogę jedynie zmieniać jego opatrunki i ewentualnie nakładać na rany maści i inne specyfiki.
Widok jego w takim stanie sprawia mi ból. Czuję się odpowiedzialny, za jego obecny stan, mimo że to nie ja do niego doprowadziłem. Może mogłem zareagować szybciej, albo odwieść go od walki z potencjalnym wrogiem. Chociaż teraz tym wrogiem jest na pewno. Nie dość, że jakiś zupełnie obcy wampir wtargnął na jego obecny teren to jeszcze rzucił się na niego z pazurami. Mam nadzieję, że ten osobnik nie będzie szukać zemsty. Bo jeśli znajdzie moją kryptę, to zabije i mnie i Dettlaffa. Mam podejrzenia, że indywidualna zdolność tego wampira to pozbawianie przeciwnika regeneracji, albo jej znaczne opóźnienie. To tylko moje spekulacje, ale to by się zgadzało. Jest jeszcze możliwość, że Dettlaff przestał się regenerować, bo jego ciało było zwyczajnie przemęczone i skatowane. Nie było w stanie dalej ciągnąć procesu regeneracji i po prostu skończyło walkę.
Szczerze to nie wiem, która opcja jest gorsza. Obydwie są beznadziejne.

Usiadłem na zimnej podłodze obok nieprzytomnego Dettlaffa. Złapałem delikatnie jego dłoń i pogładziłem jej wierzch kciukiem.
-Wydobrzejesz przyjacielu. Musisz.
Patrzyłem na niego z nadzieję, że skomentuje jakoś moje słowa. Odpyskuje, że nic mu nie jest i żebym przestał zajmować się nim, jak niańka niewychowanego młodzika. Nigdy nie przejmowałem się jego docinkami, bo wiedziałem, że żadne z tych słów nie odzwierciedla jego prawdziwego zdania. Było widać w jego oczach, że to co mówi nie ma w sobie ziarnka prawdy. Dettlaff bardzo dziwnie okazje uczucia. No chyba, że mówimy o miłości. Wtedy jego emocje wylewają się z niego jak z pękniętej butelki wytrawnego wina. Po historii Syanny wywnioskowałem, że Eretein jest naprawdę troskliwą osobą. Gdy Rhena zniknęła, załamał się. A gdy dostał list z groźbą śmierci skierowaną do jego ukochanej, nie był w stanie usiedzieć spokojnie w miejscu. Potem dostał listę osób, które miały być przez niego zamordowane. Tak odznaczono go mianem Bestii z Beauclair.
Dettlaff nigdy nie wybaczył Syannie jej oszustw. Jeszcze kilka miesięcy dochodził do siebie, aż w końcu zapomniał. Znaczy, na pewno pamięta, ale nie przywiązuje do tego tak wielkiej uwagi. To dobrze, teraz ma więcej czasu na inne sprawy. To brzmi jakbym był zazdrosny...

Postanowiłem, że zmyję z siebie brudy tego dnia. Przygotowałem balię z ciepłą wodą i po chwili wskoczyłem do niej i zacząłem obmywać swoje blade ciało. To jest właśnie jeden z minusów bycia wampirem. Skóra jest trupio blada, prawie szara i nie da się tego zmienić. Nie wspominam już o ostrych zębach, które są moim chyba największym kompleksem. Strasznie irytującym jest mówienie przez prawie zaciśnięte wargi, aby tylko nie pokazać jak wielki sekret się za nimi skrywa. Zawsze bałem się, że ktoś zauważy i będzie pytał. Wtedy nie wiedziałbym co odpowiedzieć.

Biała piana powoli spływała po moich ramionach, zacząłem ją spłukiwać, aby potem wstać i owinąć biodra ręcznikiem. Wytarłem się i ubrałem w mniej wyjściowe ubranie. Starałem się ubrać luźno z nadzieją, że nie będę nigdzie wychodzić. Spojrzałem w stronę wyjścia z krypty nie ujrzałem jeszcze promieni słonecznych. Jeszcze jest noc. Mam jeszcze szansę się zdrzemnąć. Ciepła kąpiel nieco mnie uspokoiła. Usiadłem na krześle blisko Dettlaffa i zmrużyłem powieki.
-Muszę cię pilnować... - powiedziałem już nieco zaspanym głosem. To wielka ulga wiedząc, że Eretein już jest bezpieczny i to u mojego boku. Uśmiechnąłem się lekko na tą myśl. Głowa powoli zaczyna mi opadać. Ten stres naprawdę mnie wyczerpał. Z jednej strony wiem, że powinienem czuwać nad Dettlaffem, ale czuję się coraz bardziej znużony.

___________________

Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Czekam na oceny ;)

~~_czarna_dziura_

Regeneracja ||Dettlaff x RegisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz