Piętnaście

180 15 3
                                    

|| Książka jakoś ostatnio nie szczyci się powodzeniem, albo to wattpad nawala :c
Miłego czytania. ||

___________
POV Regis
___________

Uciekłem. Uciekłem od Dettlaffa. Chciałem uniknąć niezręcznej rozmowy lub niewygodnej ciszy. Bałem się spojrzeć mu w twarz po tym co powiedział Geralt. Może to były tylko głupie żarty, ale mnie one nie śmieszyły. Głównie ze względu na to, że sam zauważyłem jak bardzo ważny jest dla mnie Eretein. Jest aż niepokojąco ważny. To nie to samo co Geralt czy Jaskier. Oczywiście, ich los też mnie obchodzi, ale nie jest to to samo co dotyczy Dettlaffa. Wampir jest mi kimś bliższym niż przyjacielem, rzecz jasna jesteśmy braćmi krwi, ale to też nie o to chodzi.

Usiadłem na nagrobku i ukryłem twarz w dłoniach uprzednio odkładając koc w nasłonecznionym miejscu. Zacząłem intensywnie myśleć. Ktoś kto jest bliższy od przyjaciela i jest połączony z nim krwią. Brzmi trochę jak definicja członka rodziny, ale my rodziną nie jesteśmy. Jakby cofnąć się kilka lat, jeszcze przed moją śmiercią, ja i Dettlaff nie byliśmy połączeni w żaden sposób. Należeliśmy jedynie do tego samego gatunku. Teraz jakby pomyśleć i zastanowić się jeszcze raz... Osoba bliższa od przyjaciela lecz nie połączona z nim krwią... Czy to można nazwać, potencjalnym kochankiem? Tak, myślę, że tak... Ale niestety w mojej sytuacji, nie jest to niczym dobrym... Teraz gdy dochodzi do mnie fakt, że Dettlaff jest dla mnie ważniejszy, niż moje własne zdrowie to ściska mnie w środku... Jestem sobą zawiedziony... Darzę  go uczuciem, którego nie powinienem czuć do mężczyzny. Zwłaszcza do przyjaciela, który przez swój ostatni związek zrujnował całe miasto, wyniszczając przy tym siebie... Cholera... Mogę śmiało powiedzieć, że... Kocham go... Na samą myśl moje policzki zaczęły mocno piec, zrobiło mi się gorąco.
Głupie żarty wypowiedziane przez Geralta, były prawdziwe... Możesz być z siebie zadowolony, przyjacielu - tak, ciągnie mnie do Dettlaffa. Ciągnie i to jak cholera... Aż boli... Muszę utrzymać to w tajemnicy...

Westchnąłem głośno. Moje rozmyślania przetrwał mi cichy dźwięk. Jakby rzucenie kamieniem w pień drzewa kilka metrów ode mnie. Wstałem i wsłuchałem się w otoczenie. Jedyne co zdołałem wyłapać to śpiew ptaków, ciche pluski wody oraz mój własny oddech. Postanowiłem zignorować dźwięk i skierowałem się wreszcie w stronę wejścia do krypty. Eretein pewnie zastanawia się dlaczego tak długo zajmuje mi powieszenie koca. Mam nadzieję, że nie zacznie jakiejś niezręcznej rozmowy. Nie poruszy jakiegoś drażliwego tematu... Nie zacznie pytać... Najlepiej, aby powiedział tylko, że już czuję się lepiej i czy mogę pomóc mu się napić. Wtedy przynajmniej nie będę mieć problemu z odpowiedzeniem mu. Cieszę się, że już lepiej. Jasne, pomogę ci się napić... Albo niech po prostu powie, że potrzebuje ciepła, albo bliskości... Czegokolwiek w czym mógłbym pomóc. Byle nie pytał dlaczego tak długo mnie nie było...

-Regisie...? - cichy głos odbił się od ścian krypty. Wchodząc na piętro zobaczyłem zmartwione oczy przyjaciela. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie odpuścił. Patrzył na mnie tylko oczekując jakichkolwiek słów.
Próbując zapomnieć o tym co kilka minut temu sobie uświadomiłem zacząłem przygotowywać świeże bandaże, postanowiłem zmienić stare już opatrunki Dettlaffa. Co prawda, to prawda. Nie zapomnę o tym, póki będę blisko niego. On swoją obecnością nie da mi zapomnieć. A może... Może to i lepiej? Może powinienem pamiętać, może powinienem zrobić krok w przód? Czy powinienem zawalczyć? Od nadmiaru emocji zaczęła boleć mnie głowa.

Odkryłem nogi Ereteina, aby mieć lepszy dostęp do rany na jego udzie. Momentalnie jego wszystkie mięśnie spięły się, a włosy, na jego skórze stanęły dęba. Wszystko wskazywało na to, że jest mu zimno. Niestety w tym momencie nie jestem w stanie nic na to poradzić.
Przykryłem bardziej jego ramiona, w nadziei, że to trochę pomoże.
Zacząłem zdejmować stary opatrunek ze zranionej nogi. Odkrywając ostatnie warstwy bandaża zacząłem się zastanawiać jak powstała ta rana. Mam Déjà Vu... Gdy pierwszy raz go opatrywałem, bardzo zaniepokoił mnie stan jego nogi. Rana wyróżniała się na tle innych. Było to oparzenie, które musiało powstać dużo wcześniej, jednak nadal było świeże. Nie wiem czy jego historia nie zaczęła się przed odnalezieniem ojca. Mogła być starsza...
-Dettlaffie, wybacz, że zapytam, ale ciekawi mnie jak powstało to oparzenie. - zacząłem. Spojrzałem w jego oczy z nadzieją. Liczyłem, że będzie chciał mi opowiedzieć, oby nie było to nic osobistego. Nie chcę przesadnie wkraczać w jego prywatność. Chociaż... Już nie raz to zrobiłem.
-Opowiedzieć ci o tej jednaj, konkretnej ranie? Dlaczego? Jest taka sama jak reszta... - odpowiedział zmieszany, za wszelką cenę unikając mojego wzroku. Coś ukrywasz, mój drogi.
-Mylisz się, przyjacielu. Jest inna. Opatrując cię za pierwszym razem, ona rzuciła mi się w oko. Zaniepokoiła mnie bardziej niż reszta. Oczywiście, cały twój stan był niepokojący, ale ona... To oparzenie... Dziwnym wydało mi się to, że była ona w takim miejscu, mimo że twoje spodnie były w praktycznie nienaruszonym stanie... Jakbyś nie miał ich w momencie powstania jej... Była też o wiele starsza niż reszta twoich ran. Zaczęła się jątrzyć, a taki stan przychodzi dopiero po kilku dniach, nie pojawia się w jedną czy dwie noce. W twoim przypadku wyglądała na co najmniej tydzień. To wyklucza powstanie jej w czasie twojego zniewolenia...-przedstawiłem swoje teorie. Jego reakcja mówiła jednoznacznie, że nie chce rozmawiać na ten temat. Był zmieszany.
Milczał dłuższą chwilę zanim cokolwiek powiedział.
-Ja tak dokładnie to nie wiem co się stało... Wnioskując z twoich wcześniejszych teorii, to regenerację utraciłem dopiero po spotkaniu z nim. A skoro twierdzisz, że akurat ta rana miała tydzień jak mnie znalazłeś, to przeczy temu co wymyśliłeś... - zauważył. Ma rację, ale jednocześnie nie chce mi się wierzyć, że nic nie pamięta. W takim razie muszę przemyśleć to wszystko jeszcze raz. Powinienem to gdzieś zapisać.

Wziąłem z półki jedną z czystych kartek i zacząłem notować. Dettlaff przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-Mogę wiedzieć co robisz?- spojrzałem na niego kątem oka.
-Notuję, nie chcę się ponownie pogubić w moich domysłach. - odpowiedziałem pisząc starannie każde kolejne słowo. Zapisywałem  wszystko od początku. Od plotek usłyszanych od chłopów, aż po chwilę obecną. Pomysły, których nie byłem pewien lub było kilka możliwych zdarzeń tej samej chwili zapisywałem delikatniej, próbując je w jakiś sposób wyróżnić. Na oddzielnej kartce zapisałem przeżycia ojca Dettlaffa. Może nie jest to mądre, zapisywać takie informacje na papierze, który każdy może przeczytać... Schowam to gdzieś głęboko, a gdy wszystko się wyjaśni - spalę to. Nikt więcej nie może się dowiedzieć o jego historii.
Do opisu ojca Dettlaffa brakuje mi tylko jego imienia.
-Przyjacielu?
-Hmmm?
-Jak nazywa się twój ojciec? - Eretein gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę z oburzoną miną. Był jednocześnie zły i zaskoczony.
-Czyś ty do reszty zwariował?! Spisujesz o nim informacje?! Wiesz jak bardzo to niebezpieczne?! W tym momencie narażasz nie tylko mnie, ale też i siebie! To co już zdążyłeś napisać - wyrzuć albo najlepiej zniszcz!
-Dettlaffie...
-To niebezpieczne! Nie zgadzam się! Nie powiem! - Wampir popadł w swego rodzaju panikę. Zaczął się delikatnie trząść, oddech przyśpieszył, a na jego twarzy malowało się przerażenie. Kucnąłem przy nim. Złapałem go za ramiona i starałem się uspokoić szepcząc miłe słowa. Nie wiem dlaczego tak reaguje, nigdy nie wiedziałem go w takim stanie.
-Regisie... J-ja nie powiem! To niebezpieczne... Nie powiem... Nie mogę... - powtarzał w koło te same zdania.
-Już spokojnie... Dettlaffie, jestem tu... - po dłuższej chwili jego słowa zaczęły powoli cichnąć. Nie wiele myśląc, przysunąłem się bliżej i przytuliłem go klęcząc na kolanach. Starałem się nie dotykać poranionych miejsc na jego ciele. Po chwili poczułem ręce delikatnie oplatające mnie w pasie. Stan Dettlaffa polepszył się na tyle, że może podnosić ręce wyżej niż wcześniej. To bardzo dobry znak. Mimowolnie uśmiechnąłem się wtulając twarz w jego ramię.
-Nie będę już poruszał tego tematu, dobrze? Zniszczę też to co o nim napisałem. - powiedziałem prosto do jego ucha. Dettlaff zadrżał lekko.
-Dobrze, cieszę się... - odpowiedział niemrawo. Jeszcze chwilę trwaliśmy w szczelnym uścisku, aż zdecydowałem się kontynuować opatrywanie ran Ereteina. Dettlaff już zdecydowanie spokojniejszy czekał na koniec zmieniania opatrunków.
W najgorszym stanie pozostawała rana na brzuchu, ta na udzie też nie wyglądała najlepiej, ale powoli zaczyna się goić.
Otarcie na policzku wbrew pozorom ładnie się zagoiło, i też wbrew moim podejrzeniom - najprawdopodobniej nie zostawi po sobie blizny. Reszta obrażeń zdążyła się już zabliźnić, większość siniaków już całkowicie zniknęło, został jedynie ten na szyi. Krótko mówiąc - jest coraz lepiej. Takie wiadomości wzbudzają we mnie radość i mam nadzieję, że u Dettlaffa jest podobnie.

______________

Hej, mam nadzieję, że rozdział
się podobał.
Przepraszam za błędy. C:

Komentujcie <3

~~_czarna_dziura_

Regeneracja ||Dettlaff x RegisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz