- Co masz na myśli? - czuję się jak idiotka. Wszyscy wszystko wiedzą tylko nie ja. Gdy już zaczynam coś w miarę rozumieć, znowu dochodzi kolejna informacja, która wszystko ponownie komplikuje.
- Myślałaś, że on interesował się tobą z własnej woli? Głupiutka Abi.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Twój kochany "tatuś" kazał mu pilnować żebyś nigdy się ze mną nie spotkała.
- Widocznie miał jakiś powód...
- Nie przerywaj mi! - krzyknął. Jego wyraz twarzy zmienił się. Teraz wyraża złość i zirytowanie. - Wnioskuję, że chyba niewiele wiesz o Tomie.
- A powinnam?
- Nie jest taki za jakiego się podaje to na pewno.
- Ale za to mnie wychował...
- Skoro tak to dlaczego uciekłaś? - nie wiedziałam co odpowiedzieć. Spuściłam wzrok. - Tak myślałem. Cieszę się jednak, że to zrobiłaś. Było mi łatwo się z toba skontaktować. Nie musiałem się martwić, że Tom może mi to uniemożliwić.
- Dlaczego nie chciał, żebym się z tobą spotkała? W końcu jesteś moim ojcem... chyba?
- Na jego miejscu też bym ci nie pozwolił. - jego odpowiedź mnie lekko przeraziła. - Nie jestem dobrym kandydatem na ojca. Tom doskonale o tym wie. W sumie on wcale nie jest lepszy.
- W takim razie czego ode mnie oczekujesz?
- Na pewno nie tego co myślisz. Nie zależy mi na tobie. Zależy mi na tym żeby Tom w końcu się poddał. Jedyne czego pragnę to jego porażki. A wiem, że w ten sposób na pewno to osiągnę. I co najlepsze nie pozbędę się samego Tom'a ale Tomlinsona również.
- Co oni ci takiego zrobili?
- Po prostu się zamknij i rób co ci każę. - Przestraszona spuściłam głowę i nie odezwałam się już więcej. - Liczę na to, że niedługo się tu pojawią. Wtedy ich obezwładnimy, od początku wiedziałem że porwanie cię będzie dobrym sposobem na ściągnięcie ich tutaj. Mam tylko nadzieję, że nie wywiniesz mi żadnego numeru. Teraz wychodzę, a tobą zajmie się Brian. - Michael opuścił pomieszczenie a na jego miejsce przyszedł wysoki, bardzo umięśniony brunet. Wyglądał bardziej przerażająco niż mój ojciec, o ile mogę go tak nazwać. Brian patrzył na mnie z mordem w oczach. Bałam się cokolwiek odezwać. Ze strachu ciężko mi było nawet się ruszyć chociaż o centymetr.
Siedziałam tak już dłuższą chwilę, gdy nagle zza drzwi rozległ się spory huk. Na dźwięk strzału podskoczyłam delikatnie w miejscu. Modliłam się aby to był Tom albo Louis. Jednak nie chciała bym żeby coś im się stało. Brian lekko zdezorientowany podszedł do drzwi. Gdy miał je otworzyć, one nagle zostały wręcz wyrwane z framugi. Przerażona skuliłam się i zamknęłam oczy, bojąc się dalszego przebiegu zdarzeń. Z daleka ciągle było słychać krzyki, strzały i inne przerażające odgłosy. Na moim ramieniu poczułam dłoń. Mimowolnie zadrżałam. W dalszym ciągu bałam się otworzyć oczy, nie wiedząc co mogę zobaczyć. Ręka z mojego ramienia przeniosła się na moje plecy. Zaś drugą ktoś chwycił mnie pod kolanami. W delikatny sposób zostałam uniesiona do góry.
- Możesz otworzyć oczy. - Usłyszałam szept do ucha. Wiedziałam kto to jest. Więc nie myśląc zbyt dużo od razu spojrzałam na trzymającą mnie postać. Pierwsze co ujrzałam to błękit jego oczu. Wyczytać można w nich ulgę, radość.
- Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony. Kiwnęłam delikatnie głową, choć nie była to do końca prawda. Jednak nie chciałam teraz o tym z nim rozmawiać. Najważniejsze żebyśmy stąd jak najszybciej wyszli. Wyszliśmy na korytarz, powoli się rozglądając czy nie ma tu kogoś. Jedyne czego się bałam to to, że Michael może gdzieś tu być. Na szczęście udało nam się bez problemu wyjść z budynku. W samochodzie czekał na nas Liam. Nie mogliśmy jednak jeszcze odjechać bo reszta jeszcze nie wróciła. Czekaliśmy kilka minut, gdy zobaczyliśmy jak wychodzą dwie sylwetki a dokładnie Niall i Zayn. Zaraz po nich wyszło trójka jednak jeden był niesiony przez pozostałą dwójkę. Nie byłam za bardzo w stanie stwierdzić kto to, gdyż jego głową zwisała bezwiednie w stronę ziemi.
- Kurwa! - krzyknął Louis i szybko wybiegł z samochodu. Liam tylko patrzył przestraszony w tamtą stronę. Ja natomiast nie wiedziałam co miałam zrobić. Louis pomógł chłopakom w przeniesieniu mężczyzny w kierunku naszego auta. Gdy otworzył drzwi zauważyłam kim był poszkodowany.
- Mój Boże!!! - krzyknęłam i pomogłam włożyć Toma do środka. Louis wsiadł na przednie siedzenie i samochód natychmiast ruszył do przodu. Chwyciłam Toma delikatnie by nie rzucało nim po tylnich siedzeniach. Z przerażeniem spojrzałam na jego klatkę piersiową. Po koszulce sączyła się czerwona ciecz.
- Louis trzeba szybko zabrać go do szpitala!- krzyknęłam zdenerwowana. Nie chciałam go stracić. Pomimo, że nie zawsze mieliśmy dobre kontakty to nadal był moim ojcem, który mnie wychował i chciał mnie chronić.
- Nie możemy go tam zabrać, ale spokojnie nic mu nie będzie. Zabierzemy go do domu i tam zajmie się nim mój kumpel, jest lekarzem. - odetchnęłam z ulgą. Nadal bałam się o Toma, ale słowa Louisa odrobinę podniosły mnie na duchu. Po kilku minutach byliśmy przed jakąś kamienicą na przedmieściach. Wysiedliśmy i w trójkę wprowadziliśmy Toma do budynku. W mieszkaniu czekał już na nas młody, wysoki blondyn. Gdy tylko nas wpuścił od razu zajął się raną taty. Ja za to usiadłam w kuchni przy stole i nie byłam nawet w stanie się ruszyć, powiedzieć coś. Siedziałam tylko patrząc w ścianę na przeciwko. Nawet nie zauważyłam kiedy obok mnie usiadł Louis. Położył rękę na moim ramieniu i zaczął delikatnie pocierać, jakby chciał mnie pocieszyć. Spojrzałam na niego a on uśmiechnął się lekko.
- Od teraz będzie lepiej, mogę ci to obiecać. - powiedział i w drugą rękę chwycił moją.
- Nie obiecuj jak nie jesteś pewny czy tak rzeczywiście będzie.
- Czemu jesteś ta negatywnie nastawiona?
- Pytasz poważnie? Właśnie zostałam uratowana od gościa, który tak naprawdę jest moim ojcem i chciał się odegrać na tobie i moim ojcu, który nim tak naprawdę nie jest. I ty pytasz czemu jestem negatywnie nastawiona? Co jest z tobą nie tak?
- Przepraszam. Po prostu wiem, że nic ci nie grozi i chcę żebyś o tym wiedział. nie pozwolę, żeby ktoś znowu zrobił ci krzywdę. A Michael nigdy już się do ciebie nie zbliży.
- Dziękuję. Jednak nie rozumiem dlaczego ci tak zależy?
- Bo zależy mi na tobie. - spojrzałam na niego zdziwiona. Zawsze się kłóciliśmy, zawsze mówiłam mu, że go nie lubię, byłam na niego wredna. A teraz on mi mówi, że mu na mnie zależy? O co tu chodzi? - Przepraszam jeżeli dziwnie to zabrzmiało. Chodziło mi o to, że czuję potrzebę zapewnienia ci bezpieczeństwa. Prawdopodobnie przez to porwanie. To była moja wina i zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo wtedy zawaliłem. Jeszcze raz cię przepraszam. - przez cały czas patrzył mi prosto w oczy. Widziałam, że mówił prawdę. Naprawdę było mu przykro. Może jednak jest taki za jakiego go miałam na początku. Pomimo kilku wad jest naprawdę w porządku.
- Abigail! - usłyszałam krzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam tam osobę, której w ogóle się tu nie spodziewałam.
- Mamo? - w jej oczach widziałam łzy. Podbiegła do mnie i od razu rzuciła mi się w ramiona. Niepewnie odwzajemniłam uścisk. - Co tutaj robisz?
- Zadzwonili do mnie. Wiem wszystko. Spokojnie już jest dobrze. - próbowała mnie pocieszyć. Odepchnęłam ją delikatnie od siebie.
- Czemu nic nie wiedziałam? Dlaczego ukrywałaś przede mną, że Tom nie jest moim ojcem? Czym sobie zasłużyłam na tyle kłamstw?
- Abi... - nie wiedział co odpowiedzieć. Mogłam się tego domyśleć.
- Dobra nie ważne. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. - chciała coś powiedzieć, ale zdążyłam wyjść z mieszkania.
———————————————————————————————————————————————————-
Witajcie!
Chciałam bardzo przeprosić za tak długą nieobecność. Ale zrozumcie, jestem w szkole średniej i brakuje mi po prostu czasu. Ten rozdział pisałam dokładnie dwa miesiące. Gdy tylko znalazłam chwilę i miałam wenę, pisałam. Jednak ciężko było znaleźć tyle czasu by w miarę szybko skończyć.
Następny postaram się dodać w ciągu tygodnia. Nic nie obiecuję, ale spróbuję.
Tak więc to tyle. To do następnego! :)
CZYTASZ
Confident | l.t
Fiksi Penggemar"Wszystko w życiu jest tymczasowe więc jeśli coś idzie dobrze, trzeba się cieszyć bo nie będzie trwać wiecznie, a jeśli coś idzie źle, nie martw się to też nie będzie trwać w nieskończoność" Czy w tym przypadku będzie tak samo...?