rozdział 8 ✅

467 30 1
                                    


Pov. Katsuki

Tego dnia nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Dostaliśmy jedynie rozpiskę z informacjami o porze śniadaniowej, obiadowej i o kolacji.
Zgodnie z instrukcją, wieczorem udałem się na publiczną stołówkę. Dzisiejszy dzień miał być wprowadzeniem, dlatego  też  mieliśmy dużo czasu wolnego.  Z informacji jakich uzyskałem  wiem, że podobno jutro zostanie nam dopisanych kilka atrakcji w  czasie wolnym tak, byśmy wykorzystali ten czas z głową. Za dnia nas  czeka kilkugodzinny trening.  

Stojąc już na stołówce, zabrałem tacę leżącą przy wejściu i kulturalnie ustawiłem się w kolejce. Kiedy nadeszła moja kolej, zacząłem się dokładnie rozglądać i zastanawiać, ponieważ muszę przyznać, że wybór był dość spory.  Zdecydowałem się na karkówkę w sosie własnym  i ziemniaki. Kilka osób się na mnie dziwnie spojrzało zapewne dlatego, że było to dość ciężkie i domyślam się, że to kiepski pomysł na kolację.

Mimo wszystko postanowiłem to olać, nie zjadłem zbyt pożywnego obiadu.  Nie byłem szczególnie głodny, dlatego też teraz chciałem to jakoś nadrobić. Biorąc wcześniej kompot rabarbarowy, udałem się do pierwszego wolnego stolika. Miałem skrytą nadzieję na to, że nikt się do mnie nie dosiądzie. Moje prośby nie zostały jednak wysłuchane, ponieważ już po kilku sekundach dosiadła  się cała banda tych kretynów, których w jakimś  stopniu toleruję.

- Oi, Bakugou! Co Ty jakiś taki ostatnio,  obraziłeś się na nas?? - Zaatakowała mnie Ashido. Reszta grupy natomiast przyglądała  się nam z zainteresowaniem, oczekując z mojej strony odpowiedzi. Nie miałem ochoty z  nimi rozmawiać, dlatego też  wstałem.

- Wszystko gra. - Wypowiadając  te słowa, zacząłem się oddalać od nich ze swoim jedzeniem. Nim  jednak zdążyłem odejść, poczułem dość  silny ucisk  na mym ramieniu, który zmusił mnie do odwrócenia się.

- Bakubro, zaczekaj... -  Miałem zwyzywać osobę, która odważyła się mnie dotknąć, jednak kiedy zobaczyłem sprawcę, złość momentalnie ze mnie wyparowała. - Możemy porozmawiać? Potrzebuję tego...

Westchnąłem, widząc jego smutne oczy wpatrujące się we mnie. Obiecałem sobie, że póki uczucia  jakie zagościły w moim sercu względem jego osoby nie miną, nie będę z nim utrzymywać kontaktu. Chciałem się najpierw odkochać,  by ich nie pogłębiać. Kiedy natomiast zobaczyłem, jak bardzo mu na tym zależy zrozumiałem, że i ja tego potrzebowałem.

- Zgoda, przyjdź  do mnie koło godziny 22, ten dekiel powinien już spać. - Rzekłem i udałem się do pustego stolika, nie oglądając się za siebie. Nikt ponownie nie odważył się zakłócić mojego spokoju, dzięki czemu mogłem normalnie zjeść.

***

Po  zjedzonym posiłku postanowiłem udać się do swojego pokoju. Deku nadal nie wrócił z kolacji, co mnie bardzo cieszyło. Im mniej go w moim życiu, tym lepiej.

Rzuciłem się na łóżko i zacząłem przeglądać tiktoka. Długo to jednak nie trwało, ponieważ z naszej prywatnej łazienki dobiegł dziwny dźwięk, jakby coś spadło na podłogę. Mimowolnie zerwałem się z łóżka i otworzyłem drzwi najszerzej jak tylko potrafiłem, na co usłyszałem pisk.

- K-kacchan! C-co Ty robisz, zamknij d-drzwi! - Zasłonił się ręcznikiem, w który jedynie aktualnie był odziany. Kiedy do mnie dotarła informacja o tym, że ten  gnojek postanowił sobie wziąć prysznic przede mną, mimo mojego zakazu, zdenerwowałem się.

- Jaja sobie kurwa robisz?! Chyba wyraziłem się jasno, że ja myję się pierwszy. To takie kurwa trudne, by to zrozumieć?

- J-ja tylko chciałem... - Zacząłem tworzyć wybuchy w ręce, na co zasłonił zdenerwowany całą twarz, chcąc się bronić. - Nie wiedziałem o której wrócisz, więc pomyślałem, że nawet nie zauważysz...

- Masz mnie za idiotę?!  Sądzisz, że łamanie zasad, kiedy tego nie widzę, ujdzie Ci  na sucho?!

- P-przepraszam Kac-chan! - Skulił się mocniej.

- Na przeprosiny za późno, do kurwy nędzy. Zalazłeś mi za skórę za daleko. - Oznajmiłem, zamachując się na niego. Oberwał w brzuch dość mocno, przez co odleciał na drugi koniec pokoju  i uderzył plecami w ścianę, tworząc przy tym dość spory huk.

- Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że moje słowo jest święte. Kiedy ja czegoś zakazuję, nie ma chuja byś mógł to robić, JASNE?! - Już  miałem zadać mu kolejny cios, kiedy drzwi od naszego pokoju otworzyły się gwałtownie. Na korytarzu zebrało się dość sporo uczniów, w tle słyszałem jak ktoś woła nauczyciela.

Moja pięść miała już spotkać się z twarzą Izuku, kiedy nagle do pomieszczenia wszedł Eijirou Kirishima. Złapał mnie za nią w ostatnim momencie, anulując tym samym mój atak. Spojrzał się ponownie w moje oczy. Zauważyłem, że był bliski płaczu, ponieważ w jego oczach zaczęły się zbierać łzy.

- Bakugou, przestań. Proszę. - Szepnął ledwo słyszalnie. - To się robi męczące...

Stałem i obserwowałem go w szoku, podobnie jak cała klasa. W tym samym momencie do pomieszczenia  wbiegł zdyszany nauczyciel. Widząc stan sytuacji, wygonił wszystkich z pomieszczenia, z wyjątkiem naszej trójki.

- Katsuki Bakugou, daje Ci ostatnie upomnienie. Zdajesz sobie sprawę  z tego, że mogłeś mu coś zrobić, a nawet go zabić?! Takie zachowanie jest niedopuszczalne, jeśli Izuku zdecyduje się na to, będzie mógł iść z tym na policję. - Spojrzał na niego przelotnie, po czym ponownie na mnie. - Jeszcze jeden, tylko jeden taki Twój wybryk i zostajesz zawieszony w prawach ucznia. W tej szkole potrzebujemy przyszłych bohaterów, nie złoczyńców.

Zainteresował się stanem niższego, a ja w tym czasie podszedłem do okna zdenerwowany. Kolejne zamieszanie spowodowane z jego winy, za które mnie się obrywa.

Zabieram Izuku do pielęgniarki i nawet nie chcę Cię tam widzieć. Eijirou - zwrócił się do czerwonowłosego, który aktualnie obserwował sytuację siedząc na łóżku.  - W związku z tym, że ta dwójka ma z sobą  takie problemy, musimy ich rozdzielić. Jestem w szoku, że udało Ci się ich powstrzymać dlatego proszę, zamień się pokojami z Izuku. I przenieś  proszę jego rzeczy tam, jeśli to nie problem.  - Powiedział i wyszedł z  zielonowłosym na plecach, zostawiając nas samych. Między nami  zapanowała niezręczna cisza, w której każdy z nas układał sobie zbiór pozyskanych  w ostatnim czasie informacji.

- ... Mogłeś to sobie darować. Pójdę przenieść rzeczy. - Oznajmił i wyszedł, zostawiając mnie samego z moimi myślami.  

Wyciągnąłem z  kieszeni kurtki papierosy i udałem się na balkon.

Zapaliłem zdenerwowany szluga i westchnąłem ciężko. Nie podobało mi się to, że chłopak miał się wprowadzić do mojego pokoju. Właściwie, to psuło mi cały plan.
Mieszkając z nim, nawet przez te cholerne trzy dni, będzie trudno go unikać.  Moje durne serce wariuje, kiedy jest obok mnie kilka minut, a  co dopiero dni.
Pocieszała  mnie myśl, że jutro mieliśmy  mieć sporo zajęć. Być może dzięki temu będzie mi łatwiej?
Zacząłem się przyglądać krajobrazowi, jaki malował się przede mną. Na dworze zrobiło się już ciemno, a gwiazdy tej nocy beztrosko mieniły się swym blaskiem.  Zdziwiłem się widząc księżyc  w pełni, zazwyczaj pamiętam by sprawdzić dokładną datę. Interesowałem się tym dlatego, że kochałem wpatrywać się w księżyc. Miał w sobie coś niezwykłego, co pomagało mi  się uspokoić jak nic innego. Kiedy skończyłem palić papierosa, wróciłem do pokoju, w którym jak się okazało - był już mój nowy współlokator.

- To o czym chciałeś porozmawiać?

Wyrok Gwiazd - KiriBakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz