Naleśniki cz.2

515 42 12
                                    

W windzie jechaliśmy w ciszy. Nieskromnie przyznam, że cały czas obserwowałem szatyna, który unikał mojego wzroku. Stał, zapatrzony w jeden punkt na ścianie, ale nawet mimo dzielącej nas odległości, spostrzegłem rumieńce na jego policzkach. Uśmiechnąłem się pod nosem, widocznie nadal go peszyłem.
Z błogiej ciszy wyrwał nas dźwięk windy, oznajmujący nasze piętro.

— Pan przodem— szarmancko przytrzymałem mu drzwi, przepuszczając go przed sobą. Chłopak rzucił mi szybki, zakłopotany uśmiech.

— Przejdziemy się do najbliższego sklepu— oznajmiłem mu, wskazując drogę. Remus zgodził się w ciszy. Chciałem go jakoś przekonać do siebie, by nie musiał być taki nieśmiały.— Okej, to co zatem potrzebujemy do naleśników?— zagadnąłem, prowadząc nas.
— To zależy czego brakuje— wyjaśnił cicho.
— Oj, chyba wszystkiego. Kiedy spałeś próbowałem ratować swoje kulinarne poczynania wszystkim, co miałem pod ręką. Naprawdę— poczułem się dumny, wywołując mały uśmiech na jego twarzy.— To tutaj— wskazałem na mały market, znajdujący się na moim osiedlu.

Weszliśmy do środka, ja cały czas dumnie przypuszczałem go przed sobą, czym zarabiałem koleje rumieńce Remusa. Nie wiem dlaczego, ale tak bardzo chciałem mu zaimponować. Coś w tym chłopaku nie dawało mi spokoju i ciągnęło do siebie.
Zabraliśmy koszyk i ruszyliśmy między półki. Dałem wolną rękę chłopakowi w wyborze produktów. Z początku pytał mnie o każdy z osobna, oczekując mojej zgody. Ja żartowałem sobie, a on śmiał się z moich słów. Powoli przebijaliśmy się przez swoje obronne mury. Byłem z tego bardzo dumny.

W pewnym momencie, gdy Remus był zajęty szukaniem odpowiedniej mąki, doznałem dziwnego uczucia. Stojąc kilka metrów przed nim, obserwowałem jego skupione oczy, poszukujecie produktu. Wyobraziłem sobie, że robimy zakupy na kolację do naszego wspólnego mieszkania. Poczułem się dziwie, ale jednocześnie błogo, jakbym naprawdę tego pragnął.
Otrząsnąłem się natychmiast, takie myśli w pierwszym dniu znajomości nie powinny mieć miejsca. Nie jestem jakąś nastolatką, zakochaną w swoim idolu, która wyobraża sobie wspólny ślub i imiona dzieci.

Ale przegrałem, zdecydowanie przegrałem, kiedy uradowany Remus odwrócił się w moją stronę z dumnym uśmiechem. Jego brązowe oczy błyszczały w świetlne sklepowych lamp, a róż na policzkach stał się bardziej efektem podekscytowania niż niepewności.
Oddałem uśmiech, wpatrując się w niego jak urzeczony. Ten chłopak jest naprawdę niezwykły...

   — Znalazłem! Zostało ostanie opakowanie— z dziwniej hibernacji wybudził mnie jego hipnotyzujący głos. Włożył mąkę do koszyka i ruszył dalej, nadal z miłym uśmiechem.
Niech to szlag, ja naprawdę chciałbym, żeby te zakupy były do naszego domu.

Zapłaciłem za nasze zakupy i wspólnie, ku mojej wielkiej niechęci, gdyż chciałem wyjść na idealnego dżentelmena, zanieśliśmy je do mojego mieszkania.
Jakoś tak w drodze powrotnej zaczęliśmy więcej rozmawiać, szatyn coraz częściej włączał się w konwersację. A gdy już weszliśmy do mojego mieszkania, zachowywaliśmy się jak dobrzy znajomi. Remus, ku mojej ogromnej uciesze, szybko zadomowił się i rozgościł. Jako pierwszy ruszył do mojej kuchni, by rozpakować zakupy. Ja z zadziornym uśmieszkiem, usiadłem sobie na blacie i obserwowałem każdy jego ruch.

   — Nie, dżem nie do tej szafki, kochanie — zaśmiałem się, gdy chciał włożył słoik na półkę.— Włóż do tej obok, po lewej— poinstruowałem go. A mojej uwadze nie umknęło, jak słodko się zarumienił na czułe słówko. Chciałem się upewnić, że to nie przypadek.
Remus odchrząknął, układając torbę po zakupach na stole i starając się skupić. Zeskoczyłem z blatu, podchodząc do lodówki, by wyjąc mleko.
   — Okej, bierzemy się do roboty, skarbie— I znów się tak słodko zarumienił!— Pora na jakieś porządne śniadanie— zaśmiałem się, gdy na potwierdzenie moich słów, zaburczało mu w brzuchu.
   — Spadaj— chichotał machnął ręką, odganiając mnie.
    — To dyktuj mi, co mam przygotwać— poprosiłem, stając przy szafkach, gotowy na rozkazy.
   — Mleko, jajka, mąka, woda gazowana— wyliczał.— Miska, szklanka, sitko, łyżka...
    — Proszę bardzo— dumnie stawiałem wszystko na blacie tuż przed chłopakiem.— Co dalej, chef?
   — Do miski dodajemy szklankę przesianej mąki— tłumacząc mi, chwycił sitko, i mąkę.
Nasypałem pełne naczynie, lekko rozsypując naokoło.
   — Upsi— zaśmiałem się widząc jego udawane srogie spojrzenie. Potem dodaliśmy mleko, jajka i wszystko, co trzeba.— Faktycznie, teraz to nie wygląda jak dziwna maź— przyznałem, a Remus tylko zachichotał, mieszając.
   — Pierwszy naleśnik zazwyczaj nie wychodzi dobrze— ostrzegł mnie szatyn, rozgrzewając patelnię. Odmierzył odpowiednią ilości i nalał na gorącą powierzchnię, przykrywając naczynię.
   — Okej, co teraz?— zapytałem, bawiąc się sztućcami.
   — Czekamy... i możemy przygotwać dodatki— uśmiechnął się szeroko ze swojego pomysły.

Wyjęliśmy wszystko, co zdołaliśmy kupić. Jakieś owocowe dżemy, nutellę, świeże owoce i bitą śmietanę.

   — Pewnie nie tak sobie wyobrażałeś ten poranek, prawda?— zagadnąłem chłopaka, czując się winnym.
   — Owszem, nie tak— przyznał powoli, a ja poczułem się głupio. Faktycznie, spieprzyłem już na starcie.—  Myślałem, że będzie dużo gorszy.
   — Gorszy?— zapytałem, zaskoczony.
— Byłem pewny, że nie będziesz chciał mnie zatrzymywać— zniżył swój głos, stając się nagle nieśmiałym.
— Naprawdę?
— Nie zrozum mnie źle, nie znam cię i nie oceniam, ale tak głównie kończą się jednonocne przygody, prawda?— zapytał smutno.
Poczułem jakiś dziwny ucisk w brzuchu, krojąc truskawki i dodając je do miseczki.
—A tym właśnie jesteśmy? Tylko jednorazową przygodą?— postawiłem wszystko na jedną kartę, uśmiechając się chytrze, puszczając mu oczko. Podziałało. Remus przerwał nasz kontakt wzrokowy, spuszczając głowę z uśmiechem.
Czyli też nie chce, żeby skończyło się na dzisiejszym dniu!
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu skwierczenie na patelni. Podskoczył szybko, żeby zobaczyć, co jest tego przyczyną. Gdy podniósł pokrywkę, poczuliśmy zapach spalenizny, a na patelni czarny placek.

— No mówiłem, że pierwsze zawsze nie wychodzą— zaśmiał się nerwowo, wyrzucając naleśnika. Dodał ciasta na kolejnego.
Skończyliśmy przygotowywać dodatki i tym razem uważnie pilnowaliśmy naleśników.
— Syriusz nie, nie to nie jest dobry pomysł— odradzał mi Remus, opierając się o blat i podkradając nutellę ze słoiczka.
Ja uparłem się, że obrócę naleśnika w locie tak, jak zawsze robią to w filmach.
— To naprawdę nie jest dobry...
— Kurdeee!— krzyknąłem, przerywając mu, gdy nie zdołałem złapać naleśnika i odbił się od patelni, spadając na płytki. Remus wybuchnął śmiechem na moją zawiedzioną minę.— Chciałem być takim fajnym kucharzem jak w filmach.
— Jesteś fajniejszym— Remus przyznał cicho, uśmiechając się delikatnie. Moje serce zabiło mocniej na ten pierwszy komplementy z jego strony.
— Myślisz, że jak będziesz się mi podlizywał, to dostaniesz więcej nutelli?— zaczepiałem go, zbliżając się w jego stronę.
— Może...— uśmiechnął się szerzej.
— Cóż za przebiegłość, panie Remusie— zachichotałem, stając centralnie przed nim.
— Nie wiem, o czym mówisz— niewinnie bronił się, pochylając do tyłu, a po chwili pstryknął we mnie bitą śmietaną.
— Zdrajca!— krzyknąłem, próbując go złapać. Chłopak wymknął się moim ramionom, uciekając po kuchni i głośno się śmiejąc. Ściągnąłem bitą śmietanę z oczu, zlizując wszystko z palców. Obserwował wszystko z drugiego końca kuchni, będąc całym zarumienionym. Udawałem, że nie wiem, co robię.
— To już ostatni naleśnik— zmieniłem temat, zdejmując patelnię z kuchenki. Remus nadal nie uspokoił swojego oddechu. To była moja zemsta.

Przenieśliśmy wszystko na stolik w moim salonie. Zrobiłem nam też herbaty. Włączyłem telewizję, by leciała nam w tle. Zajadaliśmy się naszymi pysznymi naleśnikami, często żartując i śmiejąc się głośno.

— To naprawdę jedno z najlepszych śniadań, jakie jadłem— pochwalił Remus, a jego oczy błyszczały szczęśliwie, choć wydawał się być lekko zmartwiony.
— Masz jakieś plany na dziś?— zapytałem niezobowiązująco.
— Wieczorem umówiłem się z przyjaciółką.
— A nic wcześniej?— ciągnąłem, odkładając pusty talerz na stół.
— Chyba nie— wydawał się zagubiony moim zainteresowaniem.
— Cudownie— uśmiechnąłem się szeroko, przybliżając się do niego i wyciągając mu z dłoni talerz z naleśnikiem.— Bo wiesz, tak sobie myślę...— przełożyłem nogę, by usiąść na jego udach. Kontynuowałem, gdy nie znalazłem na jego twarzy wyrazu sprzeciwu— Skoro nie pamiętam ostatniej nocy, może mógłbyś mi odświeżyć pamięć...— przejechałem palcem po czerwonych śladach na jego szyi. Poczułem dumę, że to jest moje dzieło.
—Ja... — przełknął ślinę niepewny, ale po jego spojrzeniu, wiedziałem, że dobrze zrobiłem. Że liczył na mój ruch, bojąc się, że ja go nie zechcę. Powoli objął mnie w pasie, przyciągając do siebie.— Uważam, że to bardzo dobry pomysł.
Uśmiechnąłem się na jego zgodę, łącząc nasze usta. I przysięgam, Remus smakował najlepiej na świecie.

###
Hi!
Mamy drugą część...

Udanego Sylwestra!🥳
Szczęśliwego Nowego Roku!☺️

Widzimy się za rok!
ZuuZ🖤

Miniaturki |wolfstar|✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz