Hogwart był magicznym miejscem. To każdy mógł potwierdzić bez zająknienia. A miłość to czysta forma magii. Tego jednego dnia w roku cały zamek zamieniał się w istną krainę miłości.
Syriusz był porywczym i spontanicznym chłopakiem. Każdy, kto go znał, wiedział, że pierwsze działa, potem myśli.
Dzisiejszy dzień nie był odstępstwem od tej normy. Black obudził się rano z przeświadczeniem, że to będzie cudowny dzień. Czternasty lutego. Walentynki. Święto miłości.
Każdy inny zacząłby panikować, stresować się, czy wszystko pójdzie dobrze. Każdy, ale nie on.Syriusz, wstając o tej okropnie wczesnej porze, była dziewiąta rano, powoli się przeciągnął i otworzył oczy. W dormitorium oprócz niego leżał tylko James. Brak Petera i Remusa. Czyli mógł spokojnie poruszyć ten temat z przyjacielem.
— Rogaczusiu...—zaczął, odwracając się w stronę wspomnianego.
— Czego tam?— nadeszła odpowiedź spod kołdry.
— Bo dziś ten cudowny dzień, Walentynki!— brunet wykrzyknął i rzucił się na przyjaciela.
— Złaź ze mnie, goblinie!— James jęknął męczenie, mając na sobie ponad sześćdziesiąt kilo.— Czego ty chcesz ode mnie? Ja nie jestem twoim ukochanym wilczkiem, których siedzi ciągle w książkach. To jego teraz macaj, a nie mnie! Ja chcę spać!Na wspomnienie Lupina oczy Syriusza rozświetliły się jak gwiazdy, a na ustach zagościł uśmiech.
— Masz rację, tak robię!— zawołał, uradowany— Ale mam inny problem...— Muszę go czymś zaskoczyć w tym cudownym dniu!
Masz jakieś pomysły?— Zakazany Las... Hogsmeade, ja Lily zabieram na pilnik, a potem kremowe piwo w Pokoju Życzeń.
— To mamy na codzień... chodzi mi o coś spektakularnego!— Black wyglądał na naprawdę zdeterminowanego.
— To go weź, nie wiem...na lot testralem...
— To nie jest taki głupi pomysł! Stary, rzadko, bo rzadko, ale powiesz coś co nadaje się do użytku. Dzięki, normalnie kocham cię! — ucałował go w głowę i zszedł z łóżka.
— Ale wiesz przecież, że ja tylko żartowałem.— chłopak pokazał się spod kołdry.
— No ty może tak, ale ja nie!— brunet był zachwycony swoim pomysłem i nie miał zamiaru odpuści.
— Oszalałeś! Remus cię zabije, a jak nie on to McGonagall.
— Oj tam, dramatyzujesz. Remi będzie zachwycony, a tę straszną kobietę jakoś przeżyję. Dla mojego wilczka wszystko!—chłopak wyszczerzył się, zakładając koszulę, którą znalazł na dnie swojego kufra. Dodał do tego spodnie i przeczesał ręką włosy. Był gotowy do podbijania dnia.— To ja idę powiadomić moją miłość o tej niespodziance, a ty sobie tu gnij.I tyle go widzieli.
Na śniadaniu w Wielkiej Sali nie zobaczył swojego ukochanego. Zaczął się lekko niepokoić. Po śniadaniu mają Transmutację, więc wiedział, że tam go spotka.
Jakie było jego zdziwienie, jak po rozpoczęciu zajęć zobaczył pustą ławkę, w której zawsze siedzi chłopak. Jamesa też nie było, ale to akurat nie zaskoczyło Syriusza. Zaczął się poważnie martwić.
— Psst... Peter!— szepnął do przyjaciela, siedzącego obok.
— Co, co?— chłopak wystraszył się, gdy ktoś przerwał mu wcinanie babeczki.
— Widziałeś gdzieś Remusa?
—Wyszedł z samego rana z dormitorium.
— I nie zdziwiło cię to?
— Nie, dlaczego? To Remus pewnie poszedł do biblioteki czy coś.Biblioteka! No jasne!
— Ok, dzięki.
Jak mógł nie wpaść na to? Przecież Lupin godzinami przesiaduje w bibliotece. No ale żeby nie przychodzić na lekcje? To do niego niepodobne. Może go coś tam zatrzymało? Albo, co gorsza, coś mu się tam stało?
CZYTASZ
Miniaturki |wolfstar|✔️
FanfictionSzczęście jest na wyciągnięcie ręki. Czy odważysz się po nie sięgnąć? Różne przygody i zawirowania płata los. Ale wszystko sprowadza się do jednego. Do miłości. *** Syriusz Black and Remus Lupin /Wolfstar/ Małe opowiadanka z różnorodną fabułą. #6...