Steve mógł zostać tam, gdzie był, uśmiechając się i pociągając nosem jak dama na stacji kolejowej i nie schodząc z drogi Bogu ani nikomu, dopóki Lincoln w końcu nie wpadł w jego czekające ręce. Jednak szybkie pukanie do drzwi, gdy się otwierają, przerywa jego trans, a Helen wpada do środka, wciąż starając się ułożyć włosy z powrotem w kok.
„Och, tak mi przykro. Bruce, dlaczego do cholery mnie nie obudziłeś?"
„Ponieważ jestem ekspertem od porodów naturalnych, a ty jesteś doskonałym chirurgiem" mówi po prostu. „A jeśli w końcu będziemy potrzebować chirurga, wolałbym, aby jedyny, który zna ten przypadek, był wypoczęty".
„Helen - dr Cho! Chodź tutaj, musisz... och... uch, Bucky, czy to w porządku, jeśli Helen to poczuje?"
"Steve" wydycha Bucky, biorąc kilka głębokich oddechów, gdy skurcz w końcu się kończy. "Myślę, że była we mnie więcej razy niż ty."
Helen się z tego trochę śmieje. "Tak, Steve, przesuń się. Teraz jestem jego chłopakiem."
„Wow, teraz nie boję się z tobą walczyć, doktorze" uśmiecha się Steve.
„Jaka jest tu temperatura, u diabła?" pyta Bucky, przerywając im z pomrukiem frustracji i opadając na poduszki.
Friday jest właśnie tam z odpowiedzią. „72 stopnie Fahrenheita".
„Czy ktoś jeszcze umiera? Oh, daj mi spokój - mam uderzenie gorąca."
Cho zakłada rękawiczkę, by spełnić prośbę Steve'a, i z roztargnieniem szuka szyjki macicy Bucky'ego, gdy mówi. Steve nie może powstrzymać wyczekującego uśmiechu na twarzy - prawdopodobnie myśli, że zbliża się do pełnego rozwarcia i, chłopie, czy on ma coś do zrobienia. "Bucky, po prostu usiądź wygodnie. Założymy fartuchy, jeśli będziemy musieli... O mój Boże!" płacze, opada szczęka, gdy patrzy na Steve'a, potem odwraca się do Bucky'ego, a potem z powrotem do Steve'a. „To Lincoln!" Wstaje i przytula Steve'a, po czym przybija Bucky'emu piątkę, nie zważając na jej zakrwawioną rękawiczkę. Steve jest zbyt podekscytowany, by cokolwiek powiedzieć. „O mój Boże, Bucky - jesteś tak blisko. Jestem z ciebie taka dumna. Friday, włącz AC. Thor, daj mu trochę wody - Thor! Dlaczego tu jesteś?"
„Jestem..." Thor wzrusza ramionami, idąc do zlewu, by napełnić filiżankę, rozglądając się, jakby odpowiedź była oczywista. „Bóg płodności. Gdzie jeszcze powinienem być?"
---
Przez kilka cudownych minut wszystko wydaje się być łatwiejsze, a Bucky myśli, że może przeżyć najgorsze. Po siedemdziesięciu latach nieszczęścia naprawdę powinien wiedzieć lepiej, niż pozwolić sobie na taką głupią myśl.
Fridau włącza klimatyzacje, a otwór wentylacyjny znajduje się tuż nad łóżkiem, co Bucky mógł opisać tylko jako cud. Ma krótką chwilę wytchnienia od bólu porodowego i jest w stanie usiąść, co zmniejsza obrzęk zatok na tyle, że może zaczerpnąć jednego wspaniałego oddechu przez nos. To niewiele, ale na pewno to przyjmie. A brak skurczów wywołuje również absolutną euforię, sprawiając, że całe ciało drży od zalewu endorfin. Thor przynosi mu kubek zimnej wody, którą cieszy się jak człowiek, który czterdzieści dni i czterdzieści nocy spędził na pustyni.
Przez chwilę Bucky jest pewien, że może to zrobić. Banner powiedział, że gdy zakończy się praca przejściowa, praca stanie się łatwiejsza, co oznacza, że od tego miejsca wszystko będzie lżejsze. Jest gotowy, żeby to skończyć, przytulić syna, a potem iść do diabła spać i wreszcie szczęśliwe zakończenie jest w zasięgu wzroku. I dobra ucieczka: zasłużył na to.
"Bucky, chcesz nową tunikę?" pyta Bruce. „Ta wygląda na przemoczoną".
"O stary. Tak." wzdycha radośnie Bucky, oszołomiony myślą o suchych ubraniach.
![](https://img.wattpad.com/cover/267032801-288-k73570.jpg)
CZYTASZ
Proste życie | TŁUMACZENIE
FanficNie jestem autorką, jedynie tłumaczę. Opowiadanie jest piękne. W niektórych momentach będziecie się śmiać, później płakać. Niektóre fragmenty będą ostre, więc nie jest to dla wrażliwych. Mam nadzieję, że pokochacie to tak samo jak ja. Stucky Mpreg