XV

375 22 3
                                    

- Lily, wyglądasz jakbyś nie spała całą noc. – zauważyła Dorcas. – Zbieraj się, przyda ci się kawa.

- Gdzie? – wydukała rudowłosa gapiąc się w przestrzeń.

- Emmm...na śniadanie? – zachichotała Mary. – Co z tobą?

- Nie jestem głodna. Jakoś boli mnie...gardło? Tak. Chyba dziś zostanę w łóżku. – powiedziała wszystko na jednym wdechu.

Przyjaciółki wymieniły pomiędzy sobą porozumiewawcza spojrzenia. Coś było nie tak. Jednak z Evansówny ciężko było cokolwiek wydusić. Wiedziały, iż potrzebowała czasu, by się otworzyć i wyśpiewać im, co jej leży na serduchu.

- To coś poważnego? – bezpiecznie zapytała Marlena.

- Nie. – Lily wzruszyła ramionami, choć w głowie jej huczało, jakoby nigdy nie spotkało jej nic nawet bliskie nocnej katastrofy. – Źle spałam i muszę sobie dziś dać wolne. Same wiecie, iż nie opuściłabym lekcji bez powodu.

- Co prawda to prawda. – stwierdziła Alicia. – Jesteś przykładną uczennicą. – głosem naśladowała McGonagall, przez co wszystkie wybuchły śmiechem.

- Wpadniemy do ciebie w czasie lunchu! – obiecała jeszcze Dorcas i wszystkie wymaszerowały z dormitorium zostawiając rudowłosą sam na sam z myślami.

Od razu runęła z powrotem na poduszkę.

Co ja narobiłam?

Podniosła się.

Nie mogę odpuścić sobie lekcji przez tego palanta! Jeszcze sobie pomyśli...że to cokolwiek znaczyło. NIC NIE ZNACZYŁO. N I C. Nicnicnicnicnic...

Rzuciła okiem na plan lekcji i z uśmiechem odnotowała, iż tego dnia nie miała eliksirów. Zaczynała Numerologią, na którą Potter nie uczęszczał, zatem miała spotkać go dopiero na zaklęciach, na których siedział w ławce za nią, dlatego mogłoby się jej udać nawet na niego nie spojrzeć. Oh, to dopiero byłoby szczęście.

Wymażę mu pamięć. – oświeciło ją. – Tylko jak wymazać jedną noc, a nie wszystko... Cóż, może i żadna strata?

Przeszła się po pokoju wte i wewte. Zajrzała do łazienki, a w lustrze ukazała się ona... wory pod oczami, zaczerwieniona twarz, rozwalone włosy... Czuła, że to głupota, lecz chciała się wystroić. Wyglądać lepiej niż kiedykolwiek, ale nadal zwyczajnie. Sięgnęła po swój mundurek i postanowiła trochę go udoskonalić... Włożyła białą koszulę, zapinając o jeden guzik mniej niż zwykle. Zazwyczaj nie uwydatniała swojego ciała. Nie wsadziła też bluzki do spódniczki, lecz zostawiła ją poza, a spódniczkę podciągnęła na samą talię, by biała koszula była niemal tak długa jak ona, co zdecydowanie dodawało jej trochę ,,niegrzeczności", ale i mocno odsłaniało jej uda. Zamiast rajstop wybrała podkolanówki, a przechodząc do butów, sięgnęła po te na obcasie. Lily nie nakładała makijażu, jedynie posmarowała twarz kremem nawilżającym, dzięki czemu trochę się rozjaśniła, a wory pod oczami nie były tak widoczne. Z kolei włosy rozpuściła i z pomocą starannie opanowanego zaklęcia pofalowała.

Nie miała szans zdążyć na śniadanie, które dobiegało końca, zatem zasięgnęła do swoich zapasów i schrupała kilka wafli. Tak czy siak, nie miała ogromnego apetytu. Nikt z Gryfonów z jej rocznika nie wybrał numerologii, większość osób uczęszczających na te zajęcia było z Ravenclawu oraz znalazły się też dwie dziewczyny z Slytheriniu i parę Puchonów.

- Nie było cię na śniadaniu, a Slughorn rozesłał zaproszenia na Świąteczną odsłonę spotkania Klubu Ślimaka. Proszę. – Adrian podał jej elegancko zapakowany list.

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz