XXXIV

237 14 0
                                    

            Wbiegł po schodach, wykonał piruet na środku pokoju i padł na łóżko. Nie pamiętał kiedy było w nim więcej nadziei i tej dziwnej emocji... Jakby coś łaskotało go od środka! Miał ochotę się śmiać i skakać i przytulić ją i patrzeć jej w oczy...

- Przepadłeś, Rogaczu? – zapytał wesoły Lunatyk.

- Myślicie, że to się może WRESZCIE udać? Łapo?

- Pewnie, że tak. Spróbuj spieprzyć tą sprawę, to sam się wezmę za Evans. – puścił mu oczko i poprawił długie, czarne włosy.

James wziął kąpiel. Nie przyznałby się nikomu, bo zostałby uznany za wariata, ale podpatrzał jakiego żelu używa Lily i kupił sobie taki sam. ,,Migdałowa rosa na paryskim bruku" jako nazwa płynu pod prysznic mogła wydawać się babska i pokręcona, ale liczył się zapach, a on nie dość, iż był zajebisty, ale przypominał mu o niej.

               Lily byłą na tyle szczupła, iż dała radę usadowić się na parapecie, podwinęła nogi i oparła lewą skroń o szybę. Gdzieś tam w ciemności było jezioro, Zakazany Las, chatka Hagrida, dalej Hogsmeade, stacja z peronem, z którego odjeżdżał Hogwart Express, a następnie wszystkie miasta i kraje, oceany, puszcze i góry... Świat był ogromny, przerażający, a zarazem przepiękny. Lily zawsze kochała naturę. Uwielbiała dotykać liści, wąchać kwiaty i podziwiać. Zapragnęła napisać list do rodziców, dlatego obiecała sobie zrobić to następnego dnia rano. Kochała szkołę, ale cieszyła się też, że już za dwa miesiące będzie w domu. Jedyne czego chciała to bezpieczeństwa, zdrowia i spokoju. Powtórzyła w głowie nazwy księżyców, z których miała napisać następnego dnia test z Astronomii. Gdy pomyślała o wszystkich rzeczach i zabrakło jej kolejnej myśli o rodzicach czy nauce, zagryzła wargę, bo musiała w końcu przejść do oczekującego zagadnienia. ,,Zagadnienia", bo przecież nie nazwałaby tej sprawy problemem, czy zagwozdką, ani żadną banialuką. Zagadnieniem był James Potter i jej uczucia do niego. Zeskoczyła z parapetu, popędziła na właściwy korytarz, by stanąć na wprost olbrzymiego zegara. Tykał głośno i w rytmie, który Lily kochała. Pociągało ją to, że wszystko było ułożone, miało swój czas. Każda sekunda trwała dokładnie tyle, co każda inna sekunda. Mimo tego - co zachwycało ją jeszcze bardziej – niektóre momenty nawet jeśli trwały tyle samo co inne, zdawały się dłużyć albo wręcz przeciwnie przelatywać przez palce.

Co ją jednak zajmowało najbardziej, był fakt, że ostatnimi czasy lubiła te sekundy spędzać z Jamesem, a momenty z nim były tak emocjonujące, iż nie chciała, aby odchodziły w przeszłość.

Zeskoczyła z parapetu i ruszyła z powrotem do Wieży Gryffindoru. Najlepiej myślało się idąc szybko.

Czy on mi się podoba? No, zależy od definicji słowa ,,podoba"... Czy obiektywnie patrząc jest przystojny? Oczywiście. Czy subiektywnie uważam go za pociągającego? Ymm, ma naprawdę dobre rysy mięśni i te włosy i... No okej. Okej. Dalej. Charakter?

Spojrzała na swoje stopy i przygryzła wargę.

Wydoroślał. Już nie jest taki głupiutki i irytujący. Naprawdę potrafi się zaopiekować i jak bardzo pokazuje, że mu zależy. Nie da się go nie lubić. Po prostu jest taki charyzmatyczny, zabawny, nie można się z nim nudzić. No i jak on na mnie patrzy...

Okręciła się wokół własnej osi i zaraz spoważniała.

Co się ze mną dzieje... Kiedyś nienawidziłam tych orzechowych oczu, a teraz za nimi tęsknię. Lily, zwariowałaś.

- Rzeżucha. – podała hasło i weszła przez dziurę za portretem.

James jak obiecał tak też siedział na kanapie i wyraźnie na nią czekał. Musiał przecież mieć pewność, że wróciła bezpiecznie. W ręce trzymał oczywiście Mapę Huncwotów.

- Śledziłeś mnie? – zaczepiła go od razu.

Uniósł dłoń i zbliżył do siebie kciuk z palcem wskazującym.

- Tylko odrobinę. – posłał jej ciepły uśmiech. – Spacer się udał – zakładam - bo wyglądasz na rozpromienioną.

Tak łatwo odczytuje moje uczucia?

- Chyba nie dam rady zasnąć... - westchnęła. – O tylu rzeczach muszę myśleć.

- Syriusz by ci powiedział, że myślenie tylko komplikuje sprawy.

- A ty co mi powiesz?

- Że życzę ci miłych snów i mam nadzieję, że się wyśpisz i może przyjedziesz pooglądać nasz trening? – zaproponował nieśmiało.

Gdzie ta moja pewność siebie? – skarcił się w myślach, ale jednak każde posunięcie względem Lily napawało go emocjami. Zgodzi się czy nie? Chce się z nim widzieć czy nie? Lubi go czy nie???

- Chętnie. – zgodziła się. – To do jutra.

Już była na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn, ale James zrobił trzy duże i szybkie kroki. Oplótł ręce wokół niej. Przyłożył swoją głowę do jej.

- Ciszę się.

- Że jutro przyjdę popatrzeć, jak latacie?

- Też, ale... - dał jej całusa w policzek. – Tak ogólnie się cieszę. Wiesz... ze wszystkiego. Z nas.

Nabrała powietrza, a on to poczuł, bo przecież ją przytulał. Przesadził?

,,Z nas"??? Zawsze muszę coś palnąć.

- Tylko spokojnie. – szepnęła nie patrząc na niego. – Okej? Po prosto nie chcę się pośpieszać.

O Merlinie... czy to brzmi, jakbym się przyznawała do czegoś? Czy on będzie czekał, aż będę gotowa? Gotowa na co? Związek? Mielibyśmy być razem? Tak na serio?

- Jestem zmęczona, już sama nie wiem o czym mówimy, paaa... Branoc! – zniknęła mu z oczu.

Serce biło jej szybko i to nie dlatego, że sprintem pokonała wszystkie schody. Wbiegła do dormitorium, a Dorcas, która jako jedyna nie spała, uniosła się na przedramionach i rzuciła jej pytające spojrzenie. Rudowłosa usiadła na łóżku przyjaciółki.

- Co jeśli... - jakoś było jej gorąco. Nie wiedziała, czy powinna dokańczać to zdanie. Jednakże Meadowes zdawała się wiedzieć, o co chce zapytać Lily. Założyłą jej kosmyk włosów za ucho.

- Za bardzo się przejmujesz, słońce. – cmoknęła. – Będzie dobrze, serio. Mu cholernie zależy.

Dziewczyna zaczerwieniła się, mruknęła jeszcze coś pod nosem i zniknęła w łazience. Oparła się o umywalkę. Musiała podjąć decyzję, bo tylko ślepiec, by nie zauważył, co się dzieje... Może faktycznie odpowiedzią na pytanie jest: nie spieszyć się. Wszystko na spokojnie. Czuła się chwilami tak głęboko zawstydzona. Tyle lat, oh, tyle lat mu odmawiała. Aż nagle... na szóstym roku...

Rozebrała się do kąpieli. Rzadko korzystała z łazienki prefektów. Ciepła woda rozluźniła ją dostatecznie, by szepnąć pod nosem:

- Dam mu szansę. Tylko JEDNĄ szansę. 

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz