XXVI

304 22 1
                                    

                 Z Lily zaczęło się dziać coś niewyobrażalnego. Ile razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni złapała się na gapieniu na Pottera? Po walentynkach było jej cieplej na sercu, gdy o nim myślała. Wydawał jej się dojrzalszy. Na meczu Gryfindoru z Hufflepuffen jej wzrok błądził tylko za umięśnionym Jamesem utrzymującym się na miotle mimo silnego wiatru. Na zajęciach z Rivrerą zaklaskała, gdy udało mu się rzucić naprawdę trudne zaklęcie. Nawet na eliksirach wybaczała mu pomyłki i na spokojnie tłumaczyła, jak uwarzyć eliksir przywracający wzrok. Tłumaczyła sobie, że więcej czasy spędza z okularnikiem z całkiem prostego powodu: zostali na siebie skazani. Dwie zakochane pary cieszyły się własna obecnością, z Dorcas i Syriuszem działo się coś dziwnego, znikali, chodziły o nich plotki, a potem nie rozmawiali ze sobą kilka dni... Marlena znalazła wspólny język z Carol – Puchonką, a Peter coraz częściej wracał do wieży dopiero późnym wieczorem, ale nikt o nic go nie podejrzewał, no chyba, że o wyjadanie zapasów kuchennych.

Tamtego piątku Lily czytała powieść Jane Austin. Uwielbiała klasykę. Tę książkę mama przysłała jej na urodziny, ale dopiero po miesiącu znalazła czas na dokończenie jej. Miała w zwyczaju podkreślać ołówkiem co ciekawsze fragmenty. Nierzadko też spisywała własne uwagi na marginesach. Uwielbiała takie leniwe wieczory, w których jedyną pobudzoną częścią ciała był jej mózg. Jeden z cytatów, które nie dawały jej spokoju był: Zmuszona za młodu do rozwagi, z wiekiem dojrzała do romantyczności: to naturalne konsekwencje nienaturalnego początku. Czy też mogłaby się na kogoś otworzyć?

- Dalej czytasz? –zapytał. Jeszcze dziesięć minut wcześniej obiecał sobie do niej wrócić. przechodząc obok kiedy jeszcze był umazany w błocie, jako że wrócił z wyczerpującego treningu.

- Właśnie skończyłam.

- Co to jest?

- Rozważna i romantyczna.

- O Merlinie, moja mama to kocha. – pokręcił głową, a jego oczy zaszły mgłą, jakoby właśnie napłynęło mu do głowy mnóstwo wspomnień. – Nie masz pojęcia ile razy mi to czytała przed snem. – roześmiał się. – Miałem z sześć lat i chciałem posłuchać opowieści o quidditchu albo ogromnych trollach, ale nie... Chociaż, jak tak myślę teraz, to całkiem dobrze się przy tym zasypiało. – westchnął.

Lily zrobiła ogromne oczy. Aż trudno było w to uwierzyć. James wziął od niej powieść, przekartkował, aż znalazł to czego najwyraźniej szukał, bo zniżył głos i przeczytał:

- Z zakochanymi rzecz ma się inaczej. Oni nie mogą wyczerpać żadnego tematu, oni się nie mogą dogadać, zanim nie powtórzą wszystkiego przynajmniej dwadzieścia razy. Trochę jest w tym racji, co?

Nie mogą się dogadać. – huczało jej w głowie. – Powtarzać dwadzieścia razy.

Pokiwał tylko głową, a potem powiedziała:

- Co, nie zarobiłeś żadnego szlabanu na dzisiejszy wieczór?

Wyprostował się z dumą.

- Jak widać. Grzeczny ze mnie chłopak.

- Może pójdziesz na podwieczorek Slughorna? – wow! Przeszło jej to przez gardło!

- Ale nie jestem w Klubie. – zmrużył oczy.

- Tak, ale w sensie... - pomachała rękami. – Możesz przyjść.

- Znowu robić za kelnera?

- Nie. – spanikowała. – Ze mną. – szepnęła. Miała wrażenie, że cała się pali.

James nachylił się, przygryzając wargę. Oh, zdecydowanie nie pachniał już potem po treningu, ale tym pociągającym perfum.

- Zapraszasz mnie jako osobę towarzyszącą?

Posłał jej podejrzliwe, a jednak szczęśliwe spojrzenie tych orzechowych oczu, w których tak łatwo dało się odnaleźć spokój.

- Nigdy w życiu, Potter. – prychnęła i wstała. – Zapraszam cię do wspólnego cierpienia cały wieczór, pełen niezręcznych small talków i szarlotki.

- No nie wiem, Evans. – westchnął głęboko. – Jak dla mnie to brzmi jak randka. – zażartował.

Przez głowę rudowłosej przeleciała myśl, iż wcale nie byłby to koniec świata.

- Możesz marzyć. – ucięła, ale jednak posłała mu delikatny, nic nie zdradzający uśmiech.

- Chętnie się wybiorę. – dygnął.

- Tylko się ubierz porządnie.

- Tak jest, szefowo. – zasalutował.

                   Wiele razy przyszło jej się zastanawiać czy był to dobry pomysł, ale dopiero trzymając go pod rękę, wchodząc do sali, gdzie Snape i młody Black już siedzieli, poczuła, że ten wieczór będzie parszywy. Jeszcze nigdy nie została zmierzona tak chłodnym spojrzeniem, a przecież nienawidził ją cały Slytherin i wszystkie fanki Pottera.

Samej byłoby o wiele łatwiej tu przetrwać.

- Kochani, czy słyszeliście o najnowszym odkryciu w świecie alchemii? – zagaił Horacy, kiedy wszyscy siedzieli już przy stole. – Cętki dorosłego żaberta mają być idealnym składnikiem eliksiru wydłużającego młodość!

Uczniowie spojrzeli po sobie, ale nikt się nie odezwał.

- Głupota! – zaśmiał się James. Jeszcze nie wiedział, że tych spotkaniach panowała stypa. Choć może wiedział, ale obrał sobie za cel zwalczenie jej? – Kamień filozoficzny – okej, ale jakiś syrop na młodość?

- Panie Potter, jest pan człowiekiem małej wiary! – zawołał Slughorn. Był szczęśliwy, że ktoś podjął się dyskusji.

- Uważam, że eliksiry mają sens, kiedy są wykorzystywane w medycynie albo dla zabawy, no bo czy nieśmiesznie było po wypiciu wzbudzającego euforię? Ale taka na przykład amortencja? To ściema. Tak samo veritaserum. – ciągnął, a wszyscy byli w szoku, że chłopak tak mądrze brzmiał. – Oczywiście sprawia, że mówi się prawdę, ale... jak zawsze jest haczyk! Jeśli byłbym świecie przekonany, że ziemia jest płaska i ktoś by mnie o to spytał, kiedy byłbym pod wpływem tego eliksiru, to odpowiadając wcale nie powiedziałbym prawdy, ale swoje zdanie!

- To bardzo ciekawy punkt widzenia! Oh, panno Evans... - spojrzał na nią maślanymi oczami. – Wspaniały wybór!

Rudowłosa spojrzała na okularnika, który siedział taki pewny siebie. Nie obchodziło go, iż towarzystwo nie było przychylnie do niego nastawione, ani że nie był orłem z tego przedmiotu. James był po prostu sobą – nikogo nie udawał. A jej to imponowało.

- Niestety muszę się nie zgodzić z Jamesem. – rzekła, biorąc przykład z partnera. – Eliksiry mają mnóstwo innych wspaniałych zastosowań. Uważam wręcz, że są niezwykle niedocenianą częścią naszego magicznego świata. – posłała mu wyzywające spojrzenie, a on rozsiadł się wygodnie, by obserwować umiejętności debatorskie Lily. – Przypominam, iż istnieje eliksir życia. Zresztą co z Ulizanną? Skoro jesteśmy czarodziejami, mamy prawo ułatwiać sobie życie. Dlatego alchemia jest jedną z cenniejszych dziedzin. A veritaserum może być użyte w mądrzejszych prawach niż kształt ziemi, na przykład pytając przestępcę, co zrobił. Moim zdaniem, ci którzy uprawiają sztukę warzenia mikstur, są potężniejsi od tych używających jedynie magii.

- Doskonale! Może ktoś jeszcze chciałby się wypowiedzieć?

               Nie wierzyła, że naprawdę opuściła spotkanie Klubu Ślimaka z szerokim uśmiechem, a nie opadającymi powiekami. Była już cisza nocna, więc szybko przemknęli do Pokoju Wspólnego. Spojrzała na Jamesa i życzyła mu miłych snów, a jego ciepły uśmiech jeszcze długo gościł w jej pamięci. 

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz