***
"Już zbyt wiele się stało,
co się stać nie miało,
a to co miało nadejść,
nie nadeszło."Wisława Szymborska
***
Kinga miała ciężki tydzień. Codziennie pracowała po 14 godzin. Wychodziła rankiem. Bartek zawsze jeszcze spał. Wracała w nocy dojazdy długo jej zajmowały. Chodziła się myć, robiła herbatę i kładła się spać. Nie rozmawiała wogóle z mężem. Mijali się. Niby mieszkali razem. Spali w jednym łóżku, ale nic byli sobie zupełnie obcy.
Kinga była pochłonieta pracą. Madzia była cudowna. Gdy była z nią pochłaniała jej myśli. Zajmowała każdą wolną chwile. Dziewczyny bawiły się, śmiały. Kinga miała tysiące pomysłów na zabawy, które realizowała każdego dnia. W tym tygodniu nie mogła się nadziwić, jak robiły kolaż z bibułu. Dała małej nożyczki. Oczywiście pod kontrolą, a ta umiała ciąć równe paski. Zwijała kulki i przyklejała je. Była bardzo zdolna. Miała jedynie dwa latka, a świetnie sobie radziła z zabawami dla starszych. Malowały też farbami. Kinga postanowiła iść na żywioł i odbijały dłonie na kartce. Efekt był nieziemski. Kinga miała wspaniały humor.
Niestety nie miała nikogo, aby podzielić się radością. Nawet wspomniała szefostwu w co się bawiły. Niestety nie miała szansy dokończyć telefony jej przerwały. Współczuła szefowej. Nigdy nie miała spokoju. Nawet w domu nie mogła odpocząć. Ciągle ktoś chciał coś od niej. Nawet nie mogła iść spokojnie do toalety na pięć minut. Kinia cieszyła się, że ona ma pracę swoich marzeń. I współczuła szefowej, że ta nie może doświadczyć tego co ona z ich córką.
Tak wiec gdy wracała do domu. Zastanawiała się jak jej życie bedzie wyglądać. Kiedy ona bedzie miała swoje dziecko. Nie chciała, aby ktoś obcy zajmował się jej dzieckiem. Sama chciała spedzić każdą chwile ze swoim szkrabem. Chce być obecna przy pierwszym uśmiechu. Przy pierwszym przewróceniu na brzuszek. Pierwszym siadzie. Pierwszym wstaniu. Pierwszym słowem. Pierwszym kroczkiem. Pierwszą kupką w nocniczku. Pierwszym proszę. Takie chwile są niepowtarzalne. A to właśnie ona doświadczyła tego z Madzią. Rodzice już tylko mieli okazje widzieć kolejne etapy. Niestety nie te pierwsze.
Wiedziała, że z Bartkiem bedzie się kłócić cały czas nawet jak już urodzi. Nie była też pewna, czy da radę utrzymać ich, aby ona mogła zająć się dzieckiem. Pokazał jej, że nie może na nim polegać podczas operacji i rehabilitacji. Kiedy to była zdana na siebie. Kiedy na jej prośby o pomoc. Na przykład o przyniesienie czegoś. Zawsze odpowiadał szyderczo -A co sama nie możesz? Dobrze wiedział, że nie da rady. Ledwo się trzyma i jakby mogła to by nie musiała go prosić.
Wkońcu po tygodniu tortur jak tylko mogła samodzielnie wstać i dostać się do kuchni i łazienki. Nie prosiła już go o nic. Choć przyniesienie herbaty zajmowało jej pięć minut i kosztowało ją potworny ból. Dawała rade. Robiła krok miała kule, zajęte obie ręce. Przekładała kule do drugiej reki sięgała po herbate. Przekładała ją po ziemi. Tyle na ile mogła się nagiąć. Niestety miała unieruchomioną nogę od pupy, aż po kostkę. Cieźko tak jest się schylać. Nastepnie brała znowu kule w obie ręce robiła krok czy dwa i spowrotem zabawa kula do drugiej ręki, schylić się, przesunąć herbate i tak wkółko. Ale dawała radę, musiała.
Miała żal o to do Bartka. I chyba wtedy zmieniła do niego podejście. Potem już było tylko coraz gorzej miedzy nimi. Przez tą operację. Bartek bał się zbliżyć do niej. Nie chciał jej zrobić krzywdy. Stopniowo oddalali się od siebie. To on wymyślił, aby ustawiać poduszki między nimi. Kinga protestowła, ale na nic nie miała siły, była zbyt słaba, gdy wróciła ze szpitala. Pamieta do tej pory kilka tygodni bezsenności. Zawsze usypiała tuląc się do Batka, a wtedy nie mogła. Zawsze spała na boku lub brzuchu, niestety szyna jej nie pozwalała się obrucić. Nie umiała spać na wznak i jeszcze bez Bartka. Wiec nie zasypiała wogóle.
Noce dłużyły jej się nieskończenie. Spała po trzy, cztery godzinny dziennie miedzy siódmą, a dziesiątą, jedenastą. Zmieniła się wtedy. Była bezradna, czuła się bezsilna. Teraz kiedy docenia każdy krok, bo pamieta tamten ból. Dla tego boi się porodu, bo wie, że bedzie znowu bezsilna i zdana na Bartka. Nie umiała mu zaufać, że się zmienił. Że bedzie jej pomagał, wspierał ją. Potem sama by sobie pomogła. Dała by radę, ogarniać dziecko i prace i obowiązki domowe. Jednak nie chciała być w tym sama. Chciała czuć wsparcie i pomoc. Dla tego wiedziała, że jej najwieksze marzenie nie bedzie nigdy do spełnienia z Bartkiem. Już się nie łudziła. Nie wmawiała sobie. Przejrzała na oczy.
Nadszedł weekend. Kinga jak zwykle posprzątała wszystko. Lubiła pożądek. Jak nigdy zrobiła obiad. Nie nawidziła gotować. Nigdy jej to nie wychodziło. Nikt nigdy się nie cieszył z tego co zrobiła. Wszyscy bali się nawet spróbować. Podała krupnik, uwielbiała go, specjalnie obeszła trzy sklepy, aby dostać wędzone żeberka. To dodawało wspaniały smak i aromat zupie. Na drugie podała ulubione danie Bartka. Ziemniaki, buraki i kotlet.
Nic specjalnego. Ale Bartek był pod wrażeniem. Zdziwiony czuł, że coś się święci. Usiadł do stołu. Zaczeli jeść. Ona jadła na siłę. Wmuszała w siebie każdą łyżeczke. Bartek był zdumiony. Nie spodziewał, się że jego żona przygotuje coś jadalnego. Wkońcu zapytał po co to wszystko.
Powiedziała mu jednym tchem. Że nie wyobraża sobie ich wspólnego życia. Że nie wyonbraża sobie wspólnego dziecka. Powiedziała też że się oddalili od siebie. Nie pamieta nawet kiedy ostatni raz się kochali. Przyznał jej rację, ale ciągle powtarzał, że to jej wina, że to jej ciągle nie ma w domu. Że woli spedzać czas w pracy zamiast z nim. Prubowała mu przypomnieć jak wygladał ich wspólny czas. Że żyją zupełnie odzielnym życiem. Każde sobie. Nic ich nie łączy. Zapytała go trzy rzecy, które ich łączą. Poszedł na łatwizne
-Jesteśmy małżeństwem, mamy to samo nazwisko, mieszkamy razem.
Zaczeła się śmiać. Kazała mu wymyślić coś innego. Nie chciał lub nie mógł. Nic nie powiedział. Wkońcu sam chciał wiedzieć co teraz? Od tak się rozstaną. Gdy tak rozmawiali ona już niebyła pewna niczego.Zaczeła płakać. Wziął ją na kolana. Zaczeli się całować. Prubowali się kochać, ale im nie wyszło. Siedzieli tak przytuleni, patrząc sobie w oczy. Kinga płakała. Wydukała tylko przepraszam. Bartekna tychmiast się spiął. Jego oczy patrzyły na nią wrogo.
-Za co mnie przepraszasz.
Wysyczał przez zęby. Kinga poczuła strach, teraz się już bała Bartka. Już nie chciała mu mówić, co zrobiła. Chciała tylko stamtąd uciec jak najdalej się da. Wiedziała, że on już wszystko dostrzegłna jej twarzy. Że nie wymyśli żadnego kłamstwa. Była wstanie tylko płakać.
-Przestań beczeć, kurwa!
Krzyknoł, złapał ją za ręcę. Próbowała się wyrwać, ale była słabsza.
-No powiedz to dziwko! Za co mnie przepraszasz!
Takie coś wymyśliłam.
Piszcie co sądzicie
Pozdrawiam =)