***
"Każdy wie, jak boli upadek.
Ile łeż kosztuje miłość.
Jak dobija samotność
I ilu sił potrzeba, by żyć."***
Siedziała tak na jego kolanach. Szarpała się, próbowała wstać, nadaremnie jednak. Mocno ją trzymał. Chwycił jej twarz jedna ręką i obrucił do swojej, żeby wkońcu na niego spojrzała. Miała łzy w oczach. On czekał na to co mu powie. Wyrzuciła to z siebie. Nie wiedziała co ma zrobić. Bała się, że cokolwiek nie zrobi i tak to się żle skończy. Postanowiła być szczera tak jak kiedyś. Wkońcu należała mu się prawda. Nie mogła go dużej oszukiwać.
-Nie kocham Cię tak jak kiedyś, ani Ty coś się stało miedzy Nami. Nie wiem co, ale prysła magia miedzy Nami.
Słuchał jej uważnie, puścił ją. Ona wstała usiadła obok i masowała nadgarstek. Mocno ją ścisnoł. Zamilkła na chwile, żeby zebrać myśli. On tylko patrzył na nią. Zero reakcji, zero słów. Nic nawet nie mrugnoł. Nie wiedziała co o tym sądzić. Czy się z Nią zgadza czy wrecz przeciwnie. Postanowiła kontynuować, chyba już panuje nad sobą. To może mi nic nie zrobi. Należy mu się prawda.
-Wiele się zdarzyło, mieliśmy pecha wielkiego przez ostatni rok. Ciągle wyskakiwały nowe problemy. Jesteśmy już tym zmęczeni.
Słuchał jej dalej. Bez jakich kolwiek emocji. Kinga nie rozumiała jak można być tak obojentnym. Jak można nic nie czuć.
-Zamiast się zbliżyć do siebie, codziennie się oddalamy.
Kontynuowywała. On dalej był jak skała.
-W dniu ślubu byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Teraz nawet nie pamietam powodów dla czego wogóle wzieliśmy ślub?
Czekała, aż coś powie. Nic. Siedział i milczał.
-Oddaliliśmy się bardzo, przez moją noge. Zaczeło się od usypiania osobno. Pamietasz, kiedyś jedno nie zasneło bez drugiego obok przytulonego. Dziś lepiej jest nam osobno niż razem.
Mówiła szybko. Irytowało ją, że prowadzi monolog.
-Zamierzasz coś powiedzieć?
-Mów
Syknął tylko. Przestraszyła się, teraz już wiedziała, że w nim się gotuje. I że zaraz wybuchnie. To jest tylko cisza przed burzą. Wiec też zamilkła, już chciała na tym zakończyć. Na dziś starczy powie mu prawdę w całości kiedyś indziej. Ale może nie nadarzy się inna okazja.
Po długiej chwili milczenia on przerwał panujacą ciszę.
-Ty mnie nigdy nie kochałaś, przyznaj się. Byłem Ci potrzebny to byłaś, a teraz dobrze zarabiasz, już mnie nie potrzebujesz więc co? Zostawsz mnie? Pewnie dla jakiegoś fagasa. Co dobrze Ci robi!
Krzyszał
-Nie prawda, dobrze wiesz, że Cie kochałam i jakbyś pamiętał dobrze to ja zawsze zarabiałam wiecej od Ciebie. Świetnie sobie radze finansowo więc mi teraz tu niczego nie wmawiaj!
Też zaczeła krzycześ już nie wytrzynała
-Byłeś dla mnie wszystkim. Poza Tobą świat się nie liczył. Moje życie kręciło się wokół Ciebie. Ślepo Ci wierzyłam, ufałam, byłam na każde twoje zawołanie! Za to nie mogłam liczyć na Ciebie kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Sam mnie odepchnełeś. Byłam całkowicie sama. Dałam sobie radę, ale nie dzięki Tobie!
Złapał ją mocno. Bił ją na oślep. Kinga skuliła się i napieła wszystkie mięśnie. Wiedziała bowiem, że wtedy będzie mniej bolało. Nie pisła, gdy ją okładał. Nie dała mu tej satysfakcji, że cierpi. Myślała tylko, że musi być twarda. On wkońcu przestanie. Chroniła głowę rękami. Nie chciała, żeby zostały jej widoczne ślady, które trudno ukryć. Jekła kiedy dostała w żebra. Słychać było jakiś trzask. Wtedy przestał. Zaczoł płakać. Przepraszać. Wmawiać, że to ona go sprowokowała. Damski bokser. Kinga się nie ruszała, bała się, że znowu zacznie. Czuła potworny ból. Wszystko ją bolało. Najbardziej jednak martwiło ją, że czuje ból gdy oddycha. Miała pęknięte żebro. On niespodziewanie wyszedł. Czasnął drzwiami. Ona dalej leżała. Bała się ruszyć.
Wkońcu zebrała się w sobie. Poszła do łazienki. Wyglądała potwornie, aż sie sama przeraziła. Podpuchnięte oczy, na szczęście tylko od płaczu. Jej oczy wygladały jak dwie małe szparki. Przemyła twarz wodą. Cieszyła się, że nie krwawi. Nie mogła podnieść lewej ręki do góry. To przez żebra. Czuła potworny ból. Wiedziała, że nie ma co iść do szpitala i tak jej nie założa gipsu. Bedzie musiała to jakoś ukryć. Już myślała nad jakomś dobrą wymówką.
Wróciła do pokoju. Wzieła plecak. Spakowała trochę bielizny. Kilka ciuchów. Jakieś buty. Wzieła też swoje dokumenty w tym świadectwa szkolne, maturalne, paszport i inne. Miała je wszystkie w jednym miejscu. Tak na wypadek pożaru, żeby złapać je i uciekać. Teraz też ucieka, też jej się pali grunt pod nogami. On mógł wrócić w każdej chwili. Zabrała jeszcze swój netbook. Ładowarki.
Rzuciła ostatni raz wzrok na dom. Tylke miała z nim związanych nadzieji i planówn, które nigdy się już nien spełnią. Kinga dużo razy rozmyślała gdzie ustawi łóżeczko dla dziecka. Wiedziała oczami wyobraźni jak wychodzi z nim na spacer z wózkiem. Wzdychneła głęboko i aż jekneła z bólu. Zapomniała na moment o żebrach. Niestety już sobie przypomniała. Chwile się zastanawiała czy zabrać ze sobą psa, ale nie wiedziała gdzie pójdzie. Co z nią teraz bedzię.
Wyszła zamknęła drzwi na klucz. Wrzuciła klucze do skrzynki na listy. Musiała to zrobić. Nie chciała nic z tego mieszkania. Wszystko by jej przypominało o tym, że kiedyś miała idealne życie. Marzenia i plany. Miała rodzinę. Postanowiła żyć sama, niż w niewłaściwym związku.
Zadzwoniła do szefowej, że jej coś wypadło i nie bedzie jej jutro. Przeprosiła bardzo. Szefowa na poczatku naciskała, że musi być, że nie dadzą rady bez niej. Chociaż na kilka godzin. Zmieniła jednak zdanie jak usłyszałam smutek w jej głosie. Powiedziała, żeby rozwiązała problemy i wstawiła się pojutrze z samego rana. Kinga była wdzięczna, że nie zapytała o nic. Nie chciała jej kłamać, a nie była w stanie by jej powiedzieć prawdy.
Kinga wsiadła do autobusu. Wyłączyła telefon. Jeżdziła tak kilka godzin. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Gdzie iść. Miała mętlik w głowie.