ELEVEN

195 8 6
                                    


uciekająca dziewczyna

To był drugi tydzień siedzenia w moim pokoju. Nawet nie pamiętałam, jak się czułam, gdy promienie słoneczne były na mojej skórze lub czułam wiatr we włosach. Zamiast tego pamiętam, jak mieszkam w gorącym, dusznym pokoju.

Prychnęłam upadając na łóżko. Próbowałam otworzyć okno, ale moi rodzice je zamknęli. Muszę coś zrobić. Powiedziałam sobie w myślach. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby rozbić okno. Rozejrzałam się po swoim pokoju i zauważyłam. Lampa w rogu. Uśmiechnęłam się i podniosłam ją. Teraz mogłam wyjść.

Związałam włosy w messy bun i naciągnęłam na głowę sweter. Włożyłam buty i westchnęłam. Teraz musiałam tylko poczekać, aż się ściemni. Był teraz zachód słońca.

Wkrótce zrobiło się ciemno. Cicho, najciszej jak się dało podniosłam lampę i rzuciłam ją w róg okna. Osłoniłam twarz, gdy odłamki szkła latały wokół mojego pokoju, niektóre przecinały moje nagie ciało, gdy przelatywały w poprzek. Opuściłam ręce i szybko zamrugałam. Dziura była na tyle duża, że mogłam się przez nią przeczołgać. Przecisnęłam się przez okno, odłamki szkła zdrapały mnie. Próbowałam złapać gałąź drzewa, ale się nie udało i spadłam na ziemię. Wylądowałam w krzaku pod moim oknem. Jęknęłam z bólu trzymając moją pulsującą głowę. Coś zamigotało w sypialni moich rodziców. Moje oczy rozszerzyły się, a moje tętno wzrosło. Wyleciałam z buszu. Wstałam i zaczęłam biec.

Bolało w cholere, ale nie ustawałam w strachu, że moi rodzice są tuż za mną. Nie miałam pojęcia, dokąd idę, ale nie mogłam się zatrzymać. Wylądowałam w lesie Derry. Nie był to całkowity las, ale wystarczające schronienie.

Potknęłam się o korzeń drzewa i runęłam na ziemię. Chwyciłam się za kolano i oparłam o drzewo. Musiałam się zatrzymać. Więc po prostu siedziałam, dopóki nie zobaczyłam wschodu słońca.

Wstałam i poszłam do domu Rose. Zmarszczyłam brwi. Wyglądał na pusty. Wypchnęłam wszystkie myśli, które zaczęły napływać do mojego mózgu. Weszłam po frontowych schodach domu Lewisów. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy moje knykcie zapukały w drzwi. Nikt nie odpowiedział. Zaklęłam trzaskając drzwiami. Jak mogłam zapomnieć, że co roku rodzina Lewis wyjeżdża na rodzinne wakacje w ostatnim tygodniu lipca. Zsunęłam się po ich drzwiach i po prostu oparłam ręce na kolanach, ciche łzy spływały mi po policzkach.

"Valerie?" Głos zapytał. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Richiego Toziera stojącego na chodzniku ze zdziwieniem.

"Richie!" Wykrzyknęłam biegnąc w jego stronę. Objęłam go ramionami. Nigdy nie byłam tak zadowolona widząc znajomą twarz. Richie niezręcznie też mnie przytulił.

"Valerie, co się stało?" Zapytał pozwalając mi się odsunąć. Otarłam łzy, które wysychały mi na policzkach.

"Wyszłam. Uciekłam." Jego oczy rozszerzyły się pod jego dużymi okularami.

"Z domu?" Skinęłam. Jego spojrzenie zmiękło. "Twój policzek." Wskazał delikatnie dotykając dużej rany, która teraz malowała mój policzek. Nawet nie zauważyłam.

Syknęłam z bólu. Moje kolano dobijało mnie od całego biegania.

"Musimy oczyścić rany." Richie powiedział, delikatnie łapiąc mnie za ramię.

Okazało się, że Richie mieszkał tylko jedną ulicę od Eddiego i Rose, a obecnie siedziałam na jednym z wielu blatów w domu Toziera.

"Nie ruszaj się." Richie mruknął, bawiąc się wacikiem wypełnionym wodą utlenioną.

"Ale to boli." Narzekałam. Jego ręka otarła mnie o kolano, aby powstrzymać mnie od ruchu.

"Dziękuję." Odetchnął wstając.

"Przepraszam." wymamrotałam.

"Richardzie! Czy to ty?" Jego matka krzyknęła.

"Tak mamo." odkrzyknął Richie.

"Zapomniałeś o bar micwie Stana?" Powiedziała. Można było powiedzieć, że była pijana przez jej niewyraźne słowa.

"Cholera, zapomniałem." Powiedział mi. Zaprowadziłam go wzrokiem do salonu, gdzie była jego matka. Zsunęłam się z blatu i spojrzałam w lustro wiszące nad małym stolikiem w kuchni. Wyglądałam nieznośnie. Moja skóra była blada, a włosy zmatowione. Głębokie nacięcie było na moim policzku, na pewno będzie blizna.

"Idziesz?" Głos Richiego dotarł do moich bębenków, powodując, że podskoczyłam.

"Co?"

"Czy idziesz ze mną na bar micwę?"

"Na pewno nie tak." Powiedziałam mu patrząc w lustro.

"Chodź ze mną." Powiedział, biorąc mnie pod ramię.

Zaprowadził mnie na górę do swojego pokoju. "Zaczekaj tutaj." Powiedział mi, zanim zniknął. Jego pokój był, um jak to ująć. Cóż, inaczej niż sobie wyobrażałam. Jego pokój, zamiast pełen plakatów i jasnych kolorów, był właściwie beżowy i nudny. "Masz." Powiedział Richie, rzucając we mnie fioletową sukienkę.

"Po co?" Zapytałam.

"Stan duh." Powiedział mi krótko, zanim wyszedł z pokoju, żeby się sam przygotował. Westchnęłam i zdjęłam ubranie. Dziwnie się czułam będąc w pokoju Richiego, ale już mnie to nie obchodziło. Wciągnęłam ciemnofioletową sukienkę i spojrzałam w lustro Richiego. To była zdecydowanie sukienka jego mamy, ale nie przejęłam się tym, przynajmniej próbował.

"Hej uh ty-" Powiedział Richie wchodząc do swojego pokoju, ale zatrzymał się i zamrugał kilka razy.

"Jezz Richie co gdybym była nago?" Powiedziałam lekko podniesionym głosem. Nagle Richie odzyskał spokój.

"To znaczy, nie miałbym nic przeciwko." Powiedział mi z uśmieszkiem. Przewróciłam oczami.

"Chodźmy Richardzie." Uśmiechnęłam się, przechodząc obok niego.

"Tak mamo." Usłyszałam, jak mówił za mną.

~~~~~~
tak btw to jestem z siebie dumna, że udaje mi się wstawiać rozdziały co 2 dni :)
nie wiem jak siebie do tego motywuje, ale no.
words count: 804
~~~~~~

𝗗𝗢 𝗥𝗘 𝗠𝗜 | 𝑟𝑖𝑐ℎ𝑖𝑒 𝑡𝑜𝑧𝑖𝑒𝑟 |translate PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz