Rozdział 17

1.2K 107 17
                                    

Sytuacja z wigilii klasowej spowodowała dużą frustrację u Jeongguka. Po sylwestrze stwierdził, że przez pewien czas będzie między nimi niepokojący spokój. Tak zwana cisza przed burzą. Dawał znaki poprzez lustrowanie go wzrokiem, bądź przypadkowym trąceniem ramieniem. Było mu mało, lecz dawał radę. Musiał być cierpliwy. Ciągle to sobie powtarzał, aby naprawdę nie stracić cierpliwości. To co zrobił Taehyung było absurdalne, niepojęte dla przewodniczącego, że w ogóle chłopak potrafi się tak odegrać. Bardzo go tym zaskoczył.

Planował coś większego. Może minęło prawie pół roku od nękania go, ale czuł aż za wielki niedosyt. Poprzednie akcje nie dawały mu takiej satysfakcji, jakiej oczekiwał. Były niewystarczające. Napędzały go gorsze oceny, brak atencji tak jak kiedyś, problemy z rodzicami, między innymi zła relacja, słabe samopoczucie. Sporo rzeczy go irytowało. Wyżywał się na niepełnosprawnym Taehyungu. Tyle dawki ekscytacji mu na początku pasowało. Teraz już niekoniecznie.

Siedział z dwoma znajomymi i myśleli nad zrobieniem czegoś na ich poziomie. Dwójka starszych uczniów oczekiwała czegoś więcej. Przy takich małych sytuacjach nudzili się. Bardziej niż sam Jeongguk. Chcieli na koniec liceum dodatkowych atrakcji. Psychiczne zagrania młodszego od nich chłopaka powoli im nie pasowały.

– Nudzimy się – odparł jeden z nich. – Te twoje zagrywki są już takie... monotonne. Rozumiemy, że chcesz go wymęczyć najpierw psychicznie, ale my potrzebujemy czegoś więcej. Bycie przyłapanym nawet będzie lepsze niżeli takie skradanie się do nie wiadomo czego – powiedział co uważał na ten temat. Drugi przytaknął na to głową. Spojrzał na przewodniczącego.

– Albo się boisz – zauważył słusznie. Oni za niego robili czarną robotę. Oprócz sytuacji z oblaniem go wodą w prysznicach szkolnych, gdzie Jeon sam oblał Taehyunga. Było to całkiem podejrzane jak na przewodniczącego, który też powinien działać, a nie stać obok i nimi dyrygować.

Wspomniany licealista popatrzył na nich niezrozumiale. Coś grubszego musieli wymyślić? Przecież pójście na żywioł i to z grubszą sprawą będzie niepokojące. Myślenie w takich sytuacjach naprawdę mało daje. Nie chcąc problemów u dwójki osiłków, przystał na ich słowa oraz rozplanował w głowie jak podejść odpowiednio do Tae, żeby za nim poszedł w dane miejsce.

Pod koniec stycznia Jeongguk czuł większą presję związaną z Taehyungiem. Nie był gotowy na takie akcje. Za dużo myślał przed zrobieniem czegoś, z tego powodu mało przyczyniał się do jakichkolwiek bójek. Teraz dwójka znajomych napierała strasznie na coś podobnego.

W pewnym momencie pójścia do klasy po zadzwonieniu dzwonku zaczepił go podekscytowany trzecioklasista. Złapał go za nadgarstek i ciągnął w sobie znanym kierunku.

– Mamy go – powiedział tylko tyle. Szatyn zmarszczył brwi. Nie mieli nic robić bez jego wiedzy. Na widok tego, co spotkał, trochę oniemiał. Większych rozmiarów chłopak trzymał mocno dłoń na ustach niepełnosprawnego, a ręce przy lędźwiach unieruchomione.

– I co z tym faktem zrobicie? – zapytał dosyć głupkowato. Była w jego głowie pustka. Nie mają dobrego alibi za nieobecność na lekcjach, a jeśli coś się stanie to będzie przerąbane.

– No patrz, proste – zrzucił plecak z jednego ramienia na podłogę. Zawinął rękaw u swojej prawej dłoni, zacisnął ją mocno w pięść. Wycelował w brzuch czerwonowłosego. Nieważne z jaką siłą uderzy człowiek to nadal będzie bolało. Taehyung jęknął boleśnie, ale odgłos był stłumiony przez dużą dłoń trzecioklasisty. Jeongguk sam skrzywił się na ten widok, aż ścisnęło go od środka.

Przez te kilka uderzeń czerwonowłosy miał odruchy obronne, jakie były niestety uniemożliwione. Leciały mu łzy, zaczął kaszleć, czuł ciecz wypływająca mu z ust. Zgadywał, że to krew. Czuł się cholernie bezsilny. Czy to było przez jego niepełnosprawność? Chciał mieć spokojne życie licealne, miał dziewczynę, o której myślał codziennie, bliskiego przyjaciela Jimina, kochanych rodziców. A teraz dostaje ewidentny wpierdol za nie zrobienie niczego złego. Nikomu nie życzył źle, nie wyzywał innych bez powodu, tym bardziej nie oceniał.

Czuł się beznadziejnie. Nie zdążył zauważyć, kiedy starszy licealista go puścił po zorientowaniu się jak leciała mu krew. Upadł na podłogę, oczy miał zamglone. Ból promieniował w jego brzuchu, a ciało było wiotkie, cięższe do utrzymania na stojąco. Na koniec znów zabrali mu aparaty słuchowe i wyrzucili do śmietnika. Skulił się na podłodze, według niego pewnie wyglądał żałośnie. W pewnym momencie Jeongguk rzucił mu chusteczkę, gdy odchodził razem z osiłkami od niego. Sięgnął po nią. Zakrył usta, tym samym wytarł krew z warg. Ten ruch zdziwił go, nie mógł powiedzieć inaczej.

Stwierdził, że nie będzie się przejmował teraz lekcją. Zebrał w sobie resztki sił, chociaż bardzo długo to potrwało. Podniósł się z pozycji leżącej na zimnych kafelkach. Wyjął z kosza swoje aparaty. Następnie wziął ze sobą swoją torbę, od razu skierował się do pielęgniarki. Był już przed jej gabinetem. Spojrzał na godziny w jakich można było ją zastać. Na jego nieszczęście to był dzień jej całodniowej nieobecności. Przeklął pod nosem. Pierwszy raz potrzebował tej kobiety i teraz jej nie było? Był załamany tym faktem. Zrezygnował z udziału na zajęciach przez resztę dnia. Umrze przy tak silnym bólu brzucha, krwi w ustach oraz skłonności do omdlenia w każdej chwili. Ostatnie było głupotą ignorowania tego, bo jeśli podczas drogi do domu coś mu się stanie to będzie problem.

Wsiadł ledwo do autobusu. Wiedział, że zatrzymuje się blisko bloku mieszkalnego, w jakim mieszkał z rodzicami. Usiadł wygodnie na siedzeniu. Jak na złość babcia obok niego stanęła. Tupała niezadowolona w oczekiwaniu na to aż jej ustąpi. Prychnął pod nosem na myśl o ustąpieniu jej. Chyba sobie z niego żartowała.

– W dzisiejszych czasach dzieciaki są tak bezczelne – skomentowała. Był blisko roześmiana się. Nie czuła tego samego co on. Ona na zawał zejdzie przy tylu uderzeniach w brzuch, a co dopiero normalnie chodzić. Nie wierzył w siłę takich starszych ludzi.

– Ma pani pełno wolnego miejsca w autobusie i pani stoi akurat nade mną – zauważył słusznie. Spojrzał na widok zza okna. Nie był na tyle cudowny, ale lepsze to niż skrzywiona babcia. Taehyung rzadko siadał na miejscu w komunikacji miejskiej. Ten jeden raz chciał i akurat natrętna kobieta będzie stała nad nim do końca jazdy? Życie z niego drwiło doszczętnie.

Na swoim przystanku wyszedł z pojazdu, zgięty w pół. W tym momencie dziękował niebiosom za windę w ich bloku. Ledwo stał, ale lepsze to od pójścia na czwarte piętro schodami. Zerknął na godzinę na ekranie swojego telefonu. Było dosyć wcześnie, więc zanim Tae spotka rodziców zdąży się w miarę odprężyć i próbować nie umierać z tak promieniującego bólu brzucha. Miał nieoparte wrażenie, że wykręcili mu organy. Przestał o tym myśleć wraz z charakterystycznym dźwiękiem dotarcia na odpowiednie piętro swojego mieszkania. Poszedł w stronę mieszkania i otworzył je. Odetchnął z ulgą. Nie da rady pójść do swojego pokoju, z tego powodu rozwalił się na kanapie. Teraz mógł poleżeć bez żadnego problemu. Problem będzie przy wstaniu.

Teraz wystarczyło mu pomyśleć o tamtej sytuacji. Bogum będzie w stanie mu uwierzyć co się wydarzyło albo będzie uważał, iż zmyśla, w końcu tylko Jeongguk będzie potrafił go obrócić przeciwko niemu. Był tym wszystkim bardzo zmęczony, nic dziwnego, że skulony zasnął na leżance pod znalezionym kocem obok mebla.



⌘⌘⌘

Can you hear me? | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz