Rozdział 5

3.3K 195 49
                                    

Z każdym kolejnym tygodniem Taehyung czuł się coraz gorzej. Miesiąc przed zakończeniem semestru powiadomił swoich przyjaciół o wyprowadzce. Zareagowali smutkiem, ale też poniekąd złością, że im tego wcześniej nie powiedział. Zawsze chcieli dla niego jak najlepiej, a on zachowywał się czasem niczym totalny dupek. Nie tak powinno się traktować jedynych przyjaciół.

Powoli zbliżały się egzaminy na koniec semestru, które tylko upewniały licealistę, iż Daegu nie będzie jego domem. Będzie jego kolejnym wspomnieniem. Mimo różnych wzlotów i upadków będzie dobrze to wszystko wspominał. Początek roku szkolnego w podstawówce, później w gimnazjum, liceum, pierwsza dziewczyna, pierwszy pocałunek, pierwszy raz i... wypadek, przez który stał się głuchy. To ostatnie nie wiedział, jak ocenić. Czy było dobre, czy jednak niekoniecznie.

Nigdy nie myślał o tym w głębszy sposób. Stał się głuchy i co dalej? Przecież to nie zmieniło nic w jego charakterze, ubiorze. Zmieniło może trochę poglądy w niektórych sprawach, ale pozostał tym samym dobrym dzieciakiem z wielkim sercem. Choć wystarczył tylko aparat słuchowy i mógł słyszeć wszystko jak przed wypadkiem samochodowym, to nadal miał to dziwne poczucie smutku.

Kilka miesięcy od tego śmiertelnego zdarzenia próbował myśleć pozytywnie. Zaczął częściej biegać, rozmawiać z innymi rówieśnikami, niż tylko z Hwitaekiem oraz Chaeyeon. Chciał, żeby uczniowie z tego liceum dobrze go pamiętali. Jako głuchego, ale też bardzo radosnego dzieciaka, który korzystał z tych ostatnich dni w tej szkole na ten weselszy sposób.

Jednak ten radosny dzieciak zniknął wraz z pakowaniem swoich wszystkich rzeczy do kartonów. Egzamin napisał najlepiej w szkole, dostał stypendium na koniec półrocza, lecz to nie dało mu przepustki do prawdziwego, szczęśliwego życia. Był tym naprawdę załamany.

— Tae, jesteś już spakowany? — spytał ojciec licealisty. Wszedł do jego pokoju, patrząc na syna. Siedział na łydkach na podłodze i mozolnymi ruchami układał rzeczy do pudła. Jedno było przeznaczone dla jego ubrań, zaś drugie do jego wszystkich przyborów, książek, bądź zdjęć w ramce. Układał to chaotycznie, bowiem nie miał ochoty na nic.

— Jeszcze nie — burknął pod nosem. Czuł się okropnie.

— Przeżywasz tą przeprowadzkę jak Eunji — westchnął ciężko. Uklęknął przy czerwonowłosym i pogładził go po plecach. — Pomóc ci? — zapytał zmartwiony. Może Taehyung potrzebował w czymś pomocy, a jako ojciec powinien mu pomóc, czego ostatnio nie robił.

— Mhm — mruknął cicho. Spojrzał na starszego mężczyznę ze smutkiem w oczach. Przytulił się mocno do jego klatki piersiowej, wtulając twarz w tors. Ściskał jego koszulę w swoich dłoniach, a w oczach gromadziły się łzy.

Jedyną rzeczą, jaką zrobił pan Kim, to jedną dłoń umieścił na plecach Taehyunga, a drugą przeniósł na jego czerwoną czuprynę. Nic innego mu nie było potrzebne, niż miłość własnego ojca i jego ramiona, w których mógł się schować przed całym światem. Była jeszcze mama, ale ona zajmowała się jego siostrą płaczącą z powodu wyprowadzki.

Nadszedł ten dzień – zakończenie pierwszego semestru w czerwcu. Nie, żeby była to taka wielka uroczystość jak pod koniec roku szkolnego, ale Taehyung się tak czuł. Jakby kończył szkołę. Nie mógł uwierzyć, że ta chwila nadejdzie, a on będzie za dwa tygodnie jechał kilkadziesiąt kilometrów daleko od Daegu, do Busan. To wydawało się tak cholernie odległe, ale też tak cholernie bliskie.

Był już umówiony z przyjaciółmi po szkole na spotkanie w sobotę. Miała być ich trójka, klub karaoke, trochę alkoholu i nocka u Chaeyeon. I tak właśnie się stało. Było to w ramach pożegnania czerwonowłosego. W taki sposób mógł zapamiętać to na bardzo długi czas. Obiecywali sobie wtedy, że jak będzie okazja, to się spotkają w wakacje, bądź na przerwie zimowej. Wszystko, byle nie tracić kontaktu.

Can you hear me? | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz