Grudzien zawsze byl dla mnie takim troche dark miesiacem, bo oto wszystkie archaiczne juz wspomnienia dobijaja sie do mojej czaszki, wszystkie czekoladowe mikolaje z K, zimne rece i grzane wina z Art, a na koniec zlamane serce w przeddzien sylwestra 2008/09. Ale w tym roku bedzie inaczej. Bo jestem tak daleko od tego wszystkiego. Bo wiem ze sa na swiecie ludzie ktorzy naprawde mnie kochaja. Bo mam przyjaciol i kota, ktorzy mnie ogrzeja.
No i mam tez M., moja kolejna milosc, ktora tez zlamie mi serce. Ale przynajmniej nie w grudniu. M zlamie mi serce w kwietniu, wiem o tym. Ale postanawiam zrzucic na to zaslone milczenia i zaklamania, i cieszyc sie tymi slodkimi momentami z nim. A jest ich naprawde duzo. Nie jestem przyzwyczajona do tego, zeby ktos o mnie tak bardzo dbal. Masowal nadwyrezone plecy rozgrzewajaca mascia, wkladal kolejna dawke antybiotyku do kawalka tiramisu, calowal w nos na dzien dobry i do widzenia (no dobra, moze to akurat nie jest takim wielkim ewenementem).
Jest dobrze, kiedy nie jest zle

CZYTASZ
M
RomanceM. byl najbardziej toksyczna z moich polowek. Zabral ze soba moja godnosc, moje ja, moje wlasne zdanie. Wszystko to zabieral nie krok po kroku, a garsciami. Po dwoch miesiacach zamieszkalismy razem. Po pieciu kupilismy wspolny samochod. Po czterech...