13

1 0 0
                                    

Z M. bylo inaczej, pojawil sie znikad, wszedl do mojego zycia bardzo gwaltownie i nie dajac mi czasu na zastanowienie sie, przetrawienie tej znajomosci na zimno, porwal mnie. Zakochalam sie jak smarkula, jak jeszcze nigdy w zyciu, jak w filmach, bajkach i tanich romansach. Nie mialam czasu zastanowic sie, co bedzie jesli nie wyjdzie. Oddalam mu cala siebie, nie zostawiajac nic dla nikogo innego. Dla rodziny, dla znajomych, dla "a co jesli". Zadnego "jesli", zakochalam sie i nie bylo zadnych innych opcji, niz nie byc razem. M. byl najtoksyczniejszym z moich drugich polowek. Zabral ze soba moja godnosc, moje ja, moje wlasne zdanie. Wszystko to zabieral nie krok po kroku, a garsciami. Po dwoch miesiacach zamieszkalismy razem. Po pieciu kupilismy wspolny samochod. Po czterech znalam juz cala jego rodzine, a on poznal moja. Po siedmiu powiedzial mi, ze nie wie czy to jest to, czego on teraz potrzebuje. Po osmiu wyznal, ze potrzebuje czasu, zeby zastanowic sie nad tym, czy mnie kocha. A co na to ja? Wyznuta z szacunku i milosci do samej siebie, powiedzialam, ze rozumiem. Ze poczekam. Ze bede siedziala w domu, pod nasza wpolna, wypierdziana od grudnia koldra i czekala na jego decyzje.Trzese sie ze strachu, bo moja milosc nie wystarczy. Boje sie przestac go kochac. Boje sie, ze kiedy odejdzie, ja juz calkowicie, raz na zawsze, znikne. 

MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz