Rozdział 3

977 77 5
                                    

Następnego dnia wsadził całą swoją rodzinę w powóz, sam wykręcając się złym samopoczuciem. Zmartwionej matce oznajmił, że gdy tylko poczuje się lepiej, natychmiast wyruszy w podróż i do nich dołączy. Było to oczywiście kłamstwem. Felix nie zamierzał wyjeżdżać na wieś i spędzać jesieni i zimy w towarzystwie Winterów. Miał również swój własny plan do zrealizowania. Chęć pozbycia się ciążącego problemu w jego życiu w postaci Angeliki Winter była tak silna, że postanowił przekroczyć własne granice moralne.

Gdy tylko powóz odjechał, rozkazał wezwać kolejny i udał się do Watford, miasta w hrabstwie Hertfordshire.

Niby blisko Londynu, a jednak daleko na tyle, by ukryć tam niechcianego bękarta, który nigdy nie miał pojawić się w stolicy Anglii. Musiał przyznać, że najstarsza z rodu Winterów sprytnie to zaplanowała. Gdy zdemaskuje jej tajemnice, okryje ją hańbą i straci ona w oczach socjety.

Co może pójść nie tak?

Gdy zjawił się w szkółce madame Marleen Pemberton, udał się na rozmowę z nią. Młode dziewczyny szeptały i uśmiechały się w jego stronę, gdy razem z dyrektorką przemierzał korytarz. Odpowiadał im tym samym, zawadiackim uśmiechem. W końcu któraś z nich mogła pewnego dnia zostać jego żoną.

Każda była lepsza, byleby nie była nią Laura Winter.

- Wybaczy pan, lordzie Feliksie to zamieszanie. Jestem po prostu zaskoczona pana wizytą, sir.

- Ależ nie szkodzi. Lady Winter musiała zapomnieć panią uprzedzić madame, o mojej wizycie. W jej wieku to nic dziwnego.

Nie dość, że skłamał, to jeszcze mógł wyżyć się na tej przeklętej staruszce. Lepiej być nie mogło.

- Proszę wybaczyć moją śmiałość, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego Lady Winter nie zjawiła się osobiście?

Po jej minie zauważył, że była względem niego sceptycznie nastawiona. Musiał użyć swego wdzięku, aby udowodnić kobiecie, że się myli. Sztuka rozmowy przychodziła mu z łatwością, więc nie wątpił, że należycie wykona swą misję.

- Powierzono mi to zadanie, zgadza się. Jak pani pewnie słyszała moja rodzina od pokoleń przyjaźni się z rodem Winterów. Jesteśmy prawie jak... Rodzina.

- Ależ naturalnie.

- Mam sprowadzić dziewczynę do domu i to zamierzam zrobić.

- Ale czy... - W jej głosie można było usłyszeć zawahanie. - Czy zważywszy na okoliczności, czy to dobry pomysł przywieść ją do Londynu?

Więc i ona znała całą prawdę.

Był pewien, że Angelica słono płaciła Marleen za to, by trzymała młodą pannę z dala od miasta i nie pisnęła nikomu słowa o jej prawdziwym pochodzeniu.

- Proszę się nie martwić. Razem z Winterami znaleźliśmy jej nowy dom. - Zapewnił. - Wysłano właśnie mnie po to, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.

- No dobrze... - Powiedziała niepewnie. - To dobra dziewczyna. Trochę zagubiona, ale dobra. Cieszę się, że nie będzie sama. W prawdzie martwiłam się o to, co się z nią stanie po ukończeniu szkoły. To miłe ze strony państwa Winterów, że mimo wszystko postanowili o nią zadbać.

Miał ochotę ryknąć głośnym śmiechem, ale powstrzymał się tylko dlatego, że w głowie wciąż myślał o minie Angelici, jaką ujrzy, gdy przedstawi światu jej niechcianą wnuczkę.

- Będzie miała nasze pełne wsparcie.

- Świetnie. Niech pan poczeka w holu, lordzie Felix. Zaraz poproszę, by tam zeszła. To nie powinno długo potrwać.

Rodzinna Tajemnica WinterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz