Czasu nie można cofnąć, a życie przeżyjemy tylko raz. Wybieramy to, co uważamy za słuszne albo to, co się nam słuszne być wydaje. Ludzki upór ma to do siebie, że jest tą cechą, która często okazuje się zgubna. Po co brnąć w rozmowę i trzymać się swojego, gdy wiemy, że nie mamy już racji. Dla honoru i dumy, czy własnej głupoty?
Felix próbował sam przed sobą udawać, że decyzja, którą podjął, wcale nie robi na nim żadnego wrażenia, lecz z czasem, z każdym spędzonym popołudniem w towarzystwie Rose, z każdym wspólnie zjedzonym posiłkiem, z każdą kolejną dyskusją o twórczości Jamesa Shirleya zaczął wątpić w swój plan. Upokorzenie osoby, którą polubił, chociaż wypierał się tego przed całym światem, nie było dla niego już tak ekscytujące, jak na początku.
Wbrew wszystkiemu wcale nie chciał jej ranić. Nie mógł wyobrazić sobie jej łez, jej smutku. Myślał nawet, żeby zrezygnować. Odwieść ją do szkoły, a po powrocie Winterów udawać, że nic się nie stało przez te kilka miesięcy, ale zabrnął już tak daleko... Zbyt daleko, by stchórzyć i zawrócić. Tłumił więc w sobie wszystkie emocje i przybrał maskę obojętności.
Wraz z nadejściem grudnia pierwsze opady puszystego śniegu pojawiły się na MayFair. Na zatłoczonej drodze nie można było dostrzec ani jednego płatka śniegu. Pokrywa śnieżna okryła za to parapety, rynny i inne miejsca na co dzień trudno dostępne dla ludzkich nóg.
Rose wparowała do jego pokoju o świcie, gdy jeszcze nie otworzył zaspanych powiek.
- Wstawaj Feliksie! - Szarpnęła go za ramię. - Nie uwierzysz w to!
Zaspany, przetarł oczy i z głośnym ziewnięciem podniósł się do pozycji siedzącej.
- Co się dzieje? - Zapytał oszołomiony.
- Spójrz tylko.
Dziewczyna podbiegła do okna i otworzyła je na oścież. Poczuł, jak fala zimnego powietrza wpadła do pokoju, uderzając o jego twarz i przyprawiając jego ciało o gęsią skórkę.
Rose wychyliła się niebezpiecznie, więc w mgnieniu oka pojawił się obok dziewczyny i złapał ją w talii, aby ta nie wylądowała na ulicy. Złapała w ręce śnieg, który osiadł na parapecie i odwróciła się w stronę Feliksa, mówiąc coś radośnie.
Słowa docierały do niego jak zza mgły. Świat nagle zwolnił, a panna Rose wciąż tkwiła w jego ramionach. Przełknął ślinę, gdy spostrzegł, że miała na sobie szlafrok a pod nim białą halkę.
Co też miała w głowie!
Jak mogła przyjść tutaj prawie pół naga. To było skandaliczne, pomyślał.
Skandalicznie podniecające.
Miał zrugać pannę Rose za jej głupotę, ale w tym samym momencie dziewczyna przyparła do jego torsu jeszcze bardziej, a on wciąż nie zabrał swojej rąk z jej tali. Gdy pomyślał, że jej piersi rozpłaszczyły się teraz na jego klatce piersiowej, zalała go fala ciepłego przypływu. Dziwne uczucie niepokoju i wytężone zmysły dały się mu we znaki.
- Śnieg!
Dmuchnęła trzymanym na dłoni puchem w jego stronę. Odruchowo zmrużył oczy i odwrócił głowę. Dziewczyna zaśmiała się głośno z jego reakcji.
Ten chichot. Prawdziwy miód na jego uszy. O ile śmiech innych panien, które spotykał, był wymuszony z uprzejmości tak ten, głośny i wdzięczny chichot był szczery i pełny szczęśliwości.
Szkoda, że zimny śnieg nie ostudził wzrastającego w nim pożądania.
Stali tak wpatrzeni w siebie. On tętniący żarem, ona nieświadoma jego rozkojarzenia. Ta magiczna chwila mogłaby trwać wiecznie, ale wszystko, co dobre w końcu się kończy.

CZYTASZ
Rodzinna Tajemnica Winterów
RomanceFelix Milton jest zmuszany przez swoją rodzinę do poślubienia Laury Winter, której on nie zamierza poślubić. Chce nacieszyć się jeszcze wolnością i robi wszystko, aby do tego ślubu nie doszło. Zaczyna grzebać w przeszłości Winterów, aby wymigać się...