Tęskniła za powiewem zimnego powietrza. Za gwarem ulicy, przyprawiającym ją o ból głowy. W Ashbourne House spędziła już kilka tygodni, a tęsknota za ludzkim towarzystwem doskwierała jej jak nigdy. Jedynym towarzyszem jej rozmów był Felix, który nie był zbyt rozmowny. Nie mogła jednak narzekać. Zapewnił jej tak wiele, więc nie mogła być niewdzięczna. Myśl, że wkrótce pozna swoją rodzinę, podnosiła ją na duchu i tylko dzięki temu długie dni stawały się znośne.
Dmuchnęła na zimną szybę, a następnie obrysowała na niej jedną ze spadających kropel. Był listopad, a pogoda jak na ten okres wyjątkowo paskudna. Od tygodnia padał deszcz, a głośne burze, przez które nie mogła spać, nawiedzały miasto prawie każdego dnia. Ludzie na ulicy chronili się przed kroplami rozłożystymi parasolkami, ale i tak ich ubrania pokryła woda.
Silny wiatr sprawił, że drewniane framugi okna zaskrzypiały donośnie. Rose lubiła obserwować nieznajomych z tego miejsca. Przyglądała się temu, jak wyniosłe damy przystają, by na chwilę porozmawiać albo jak wysocy dżentelmeni pozdrawiali się, łapiąc się za czarny jak węgiel cylinder. Zaletą tej kryjówki było to, że do woli mogła się im przyglądać, a oni nie mieli o tym zielonego pojęcia. Czasami myślała o tym, że jest jak duch, snujący się w samotności po tym kawałku stolicy.
Po raz pierwszy od jej przyjazdu do Londynu wolała pozostać w domu. Jesienna pogoda sprawiała, że wszystko wokół wydawało się jej szare i ponure. Marzyła tylko o tym, by skryć się pod bawełnianym kocem i popijać ciepłe mleko z miodem.
- Nie lubię twoich przyjaciół. - Odezwała się nagle.
Felix, który ogrzewał się do tej pory w ogniu kominka, odwrócił się w jej stronę, a pomarańczowe płomienie okalały tylko lewą część jego twarzy.
- Nawet ich nie znasz. Widziałaś ich tylko jeden raz.
- Może i tak, ale już wiem, że to nie są twoi prawdziwi przyjaciele.
Spojrzał na nią wnikliwie.
Nie była uprzedzona do jego przyjaciół. Po prostu... Nie przepadała za nimi.
Towarzystwo, jakim otaczał się Milton, wydawało się jej nieodpowiednie, dlatego unikała mężczyzn, którzy w każdy wtorek pojawiali się w Asbourne House.
- A uważasz tak, bo?
- Bo tak czuję. To nie jest najlepsze towarzystwo. Gdybyś był w potrzebie, to ilu z nich przyszłoby ci z pomocą?
- Może to ja nie jestem dobrym towarzystwem dla nich. - Powiedział z sarkazmem.
Nie myślała tak o tym.
Zawsze dzieliła ich na przyjaciół Feliksa i samego Feliksa. Nie chciała dopuścić do siebie faktu, że jej opiekun mógłby pasować do tej grupy. Był młody i popełniał wiele błędów, ale czuła, że Felix nie potrafi sam w sobie, docenić potencjału, który głęboko w nim drzemie.
Tacy przyjaciele są z tobą tylko na chwilę. Znikają, gdy pojawiają się problemy, a hazard w tym wypadku, tylko pogłębiał jej troskę.
- Nie zmieniaj tematu. Po prostu wybierz tego, który jako pierwszy przyszedłby ci z pomocą.
- Nie mógłbym, bo Jeremy jest przecież poza miastem. - Powiedział bez zastanowienia.
Zaraz później zrugał się w myślach za swoją głupotę.
Miał z nią nie rozmawiać o Winterach. Pytania mogłyby go zdradzić. Gdyby Rose przyłapałaby go na kłamstwie, mogłaby uciec z Londynu, a wtedy cała jego zemsta na Angelice Winter zamieniłaby się w fiasko. Wszystkie starania poszłyby na marne. Na samą myśl o tym, przekręcił się nerwowo.
![](https://img.wattpad.com/cover/269550192-288-k306308.jpg)
CZYTASZ
Rodzinna Tajemnica Winterów
RomanceFelix Milton jest zmuszany przez swoją rodzinę do poślubienia Laury Winter, której on nie zamierza poślubić. Chce nacieszyć się jeszcze wolnością i robi wszystko, aby do tego ślubu nie doszło. Zaczyna grzebać w przeszłości Winterów, aby wymigać się...