Rozdział 11

879 90 6
                                    

Londyn nocą był przerażający.

Uliczkami przechodzili dziwni ludzie, którzy czasami ją zaczepiali. Inni gardząc, mierzyli ją spojrzeniem. Wiedziała, że w nocy nie zdoła znaleźć schronienia. Któż chciałby pomóc nieznanej dziewczynie i przyjąć ją pod swój dach. Wiedziała, że jakoś musi przetrwać do rana. Szła bez celu przed siebie. Wiedziała, że tylko ruch ogrzeje jej ciało. Nie mogła się zatrzymać.

Z żalem pomyślała, że dziewczynka z zapałkami miała przynajmniej zapałki, żeby się ogrzać, a ona nie miała nawet i tego.

Musiała przyznać, że ubranie na siebie dwóch sukien, choć wydawało się głupie, to okazało się świetnym pomysłem.

Szła i szła.

Była już z dala od zadbanych uliczek MayFair. Wkroczyła do zaniedbanej i wręcz zaśmieconej części Londynu, gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się o tej porze. Szczególnie jeśli był młodą i bezbronną panną.

- Panienko! - Usłyszała za sobą głośny gwizd.

Nie dała się sprowokować. Zignorowała słowa mężczyzny i przyśpieszyła kroku.

- Nie bądź taka niemiła dziewczynko.

Bądź silna, powtarzała w myślach.

Mężczyzna zdołał ją dogonić i uszczypnął jeden z jej pośladków, aż podskoczyła ze strachu. Złapał ją w ramiona i mocno przycisnął do ściany.

- Proszę mnie puścić!

Mężczyzna nie słuchał. Zaczął wodzić rękoma po jej ciele.

- No nie bądź taka maleńka. Daj buziaka.

Zaczęła cicho szlochać i wołać o pomoc. Szarpanie się pozbawiło ją sił. Była przemarznięta i zmęczona, pozbawiona chęci do walki.

Wszystkie problemy spadły na jej głowę tak nieoczekiwanie. Nie była gotowa, by się z nimi zmierzyć, lecz nie miała wyjścia. Musiała stawić im czoła. 

Gdy swoją dłonią dotknął jej piersi, przelała się w niej pewna czara goryczy. Nagle zrozumiała, że płaczem nic nie skóra. Poczuła dziwny przypływ mocy i z całej siły kopnęła mężczyznę w krocze.

- Au! - Zawył głośno z bólu.

Skulił się, a ona skorzystała z jego nieuwagi. Podniosła z ziemi swoją walizkę, którą upuściła, gdy mężczyzna przyszpilił ją do ściany. Zaczęła żwawo biec przed siebie, jakby sam anioł śmierci próbował ją dogonić.

- Ty mała suko!

Tłuścioch ruszył za nią w pościg, ale poddał się już po przebiegnięciu kilku metrów, bo cały się zasapał. W oddali mogła usłyszeć przekleństwa w jej stronę, ale miała je w nosie.

Liczyło się tylko to, by przetrwać do wschodu słońca.

Skryła się w dość nieestetycznym miejscu. Może i śmietnik jednego z barów odbiegał od standardów, w jakich do tej pory żyła, ale było to jedyne miejsce, w którym czuła się w miarę bezpieczna.

Dodatkowo przykryła się wielkim kartonem tak, by nikt nie mógł jej tutaj dostrzec.

Starła łzy z policzków.

Najgorszy dzień w jej życiu dobiegał już końca. Miała cichą nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała cierpieć jak dziś. Nie potrzebowała Winterów. Sama mogła założyć swoją własną rodzinę i spełnić jedno z swych marzeń. 

Sięgnęła do swojej materiałowej walizki, która cała się przemoczyła pod wpływem leżenia na mokrym śniegu. Wyciągnęła z niej swój zeszyt, który na szczęście był suchy i zaczęła notować swoje myśli. Był to najlepszy sposób na wyzbycie się złych demonów, które dręczyły umysł.

Rodzinna Tajemnica WinterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz