Londyn nocą był przerażający.
Uliczkami przechodzili dziwni ludzie, którzy czasami ją zaczepiali. Inni gardząc, mierzyli ją spojrzeniem. Wiedziała, że w nocy nie zdoła znaleźć schronienia. Któż chciałby pomóc nieznanej dziewczynie i przyjąć ją pod swój dach. Wiedziała, że jakoś musi przetrwać do rana. Szła bez celu przed siebie. Wiedziała, że tylko ruch ogrzeje jej ciało. Nie mogła się zatrzymać.
Z żalem pomyślała, że dziewczynka z zapałkami miała przynajmniej zapałki, żeby się ogrzać, a ona nie miała nawet i tego.
Musiała przyznać, że ubranie na siebie dwóch sukien, choć wydawało się głupie, to okazało się świetnym pomysłem.
Szła i szła.
Była już z dala od zadbanych uliczek MayFair. Wkroczyła do zaniedbanej i wręcz zaśmieconej części Londynu, gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się o tej porze. Szczególnie jeśli był młodą i bezbronną panną.
- Panienko! - Usłyszała za sobą głośny gwizd.
Nie dała się sprowokować. Zignorowała słowa mężczyzny i przyśpieszyła kroku.
- Nie bądź taka niemiła dziewczynko.
Bądź silna, powtarzała w myślach.
Mężczyzna zdołał ją dogonić i uszczypnął jeden z jej pośladków, aż podskoczyła ze strachu. Złapał ją w ramiona i mocno przycisnął do ściany.
- Proszę mnie puścić!
Mężczyzna nie słuchał. Zaczął wodzić rękoma po jej ciele.
- No nie bądź taka maleńka. Daj buziaka.
Zaczęła cicho szlochać i wołać o pomoc. Szarpanie się pozbawiło ją sił. Była przemarznięta i zmęczona, pozbawiona chęci do walki.
Wszystkie problemy spadły na jej głowę tak nieoczekiwanie. Nie była gotowa, by się z nimi zmierzyć, lecz nie miała wyjścia. Musiała stawić im czoła.
Gdy swoją dłonią dotknął jej piersi, przelała się w niej pewna czara goryczy. Nagle zrozumiała, że płaczem nic nie skóra. Poczuła dziwny przypływ mocy i z całej siły kopnęła mężczyznę w krocze.
- Au! - Zawył głośno z bólu.
Skulił się, a ona skorzystała z jego nieuwagi. Podniosła z ziemi swoją walizkę, którą upuściła, gdy mężczyzna przyszpilił ją do ściany. Zaczęła żwawo biec przed siebie, jakby sam anioł śmierci próbował ją dogonić.
- Ty mała suko!
Tłuścioch ruszył za nią w pościg, ale poddał się już po przebiegnięciu kilku metrów, bo cały się zasapał. W oddali mogła usłyszeć przekleństwa w jej stronę, ale miała je w nosie.
Liczyło się tylko to, by przetrwać do wschodu słońca.
Skryła się w dość nieestetycznym miejscu. Może i śmietnik jednego z barów odbiegał od standardów, w jakich do tej pory żyła, ale było to jedyne miejsce, w którym czuła się w miarę bezpieczna.
Dodatkowo przykryła się wielkim kartonem tak, by nikt nie mógł jej tutaj dostrzec.
Starła łzy z policzków.
Najgorszy dzień w jej życiu dobiegał już końca. Miała cichą nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała cierpieć jak dziś. Nie potrzebowała Winterów. Sama mogła założyć swoją własną rodzinę i spełnić jedno z swych marzeń.
Sięgnęła do swojej materiałowej walizki, która cała się przemoczyła pod wpływem leżenia na mokrym śniegu. Wyciągnęła z niej swój zeszyt, który na szczęście był suchy i zaczęła notować swoje myśli. Był to najlepszy sposób na wyzbycie się złych demonów, które dręczyły umysł.
![](https://img.wattpad.com/cover/269550192-288-k306308.jpg)
CZYTASZ
Rodzinna Tajemnica Winterów
RomanceFelix Milton jest zmuszany przez swoją rodzinę do poślubienia Laury Winter, której on nie zamierza poślubić. Chce nacieszyć się jeszcze wolnością i robi wszystko, aby do tego ślubu nie doszło. Zaczyna grzebać w przeszłości Winterów, aby wymigać się...