Rozdział 25

829 66 1
                                    

Odkąd w jej życiu zabrakło Feliksa, stało się ono dość monotonne. Nie spotykali się już na balach. Rose zauważyła, że i on zaczął unikać jej obecności, co było jej na rękę, chociaż tęskniła za jego widokiem. Prawdopodobnie obraził się na nią, myśląc, że ma go w nosie. Jednakże uważała, że dla ich wspólnego dobra lepiej będzie, jeśli na zawsze o sobie zapomną.

Do tej pory jej myśli tłoczyły się w stronę jego osoby, ale odkąd dała sobie z nim spokój, zaczęła się nudzić. Myślała więc o błahostkach takich jak wybór sukni, czy nadzienia pieczywa, które miała skonsumować na śniadaniu. Tym właśnie zajmowały się wysoko urodzone damy z wyższych sfer. Było to frustrujące. Towarzystwo uznawało bowiem panny na wydaniu za głupie gąski bez własnego zdania, a ona poznała tyle wykształconych kobiet w tych kręgach. Szkoda, że wszystkie z nich były zmuszone do tego, by zajmować się jedynie błahostkami. Owszem, to wygoda, ale strasznie nudna. 

Czuła dziwną pustkę, której nie mogła wypełnić. I owszem, cieszyła się, widząc szczęście Stelli i Nathaniela, Emmy i Henriego, Charlotte i Charlesa. Wokół niej miłość unosiła się w powietrzu, ale ten nastrój był dołujący. Cieszyła się, gdy na przyjęciu u jednej z patronek, mogła przez chwilę uwolnić się z grona zakochanych.

Dlatego widząc, zmierzające w jej stronę dwie znajome twarze, nie musiała udawać uprzejmości. Widok podopiecznych pani Marleen, sprawił, że zapragnęła się z nimi przywitać. Antonia i Anna wyglądały olśniewająco w swoich kreacjach. Miętowa zieleń podkreślała szmaragdowe tęczówki Anny, a błękitny jedwab podkreślał bladą skórę Antonii. Zobaczyła je po raz pierwszy, odkąd opuściła Watford i nawet pomimo złej krwi, która między nimi była, przywitała je z uśmiechem na twarzy.

- Rose, cóż za niespodzianka! - Przywitała się Anna.

- W rzeczy samej.

Antonia nie podzielała jej entuzjazmu. Rose nie była zaskoczona jej postawą. Antonia za czasów szkolnych nie pałała do niej entuzjazmem, a fakt, że jej status społeczny się zmienił, niczego to nie zmieniało w ich relacjach.

Poniekąd podziwiała za to Antonię. Nie chciała ona przypodobać się jej na siłę, lecz szybko zrozumiała, że było to spowodowane zwyczajną zazdrością.

- Cieszę się, że was widzę. Wyglądacie cudownie.

- Ty również. Co u ciebie słychać? Odkąd stałaś się Crawfordem, pewnie nie możesz narzekać na brak rozrywek.

Anna była podekscytowana spotkaniem z nią, co było co najmniej dziwne. W Watford starła się ignorować jej obecność. Rose postanowiła nie chować urazy. Uprzejmość przychodziła jej naturalnie.

- Dostaje wiele zaproszeń, ale czasami dobrze jest odpocząć od tych wszystkich przyjęć, czyż nie?

- Naturalnie. A czy pogodziłaś się już z Winterami?

Szybciej zatrzepotała rzęsami. Była zaskoczona tą bezpośredniością. Anna musiała dostrzec jej zmieszanie, bo zaraz dodała:

- Lady M tyle o tym pisała. Byłam ciekawa, czy już ich nie unikasz.

Życie w mieście miało swoje wady. Na krótką chwilę zapomniała, w jakim towarzystwie się obraca. Rozejrzała się po sali. Wszyscy znali jej historię i znali szczegóły z jej życia prywatnego. Było to przerażające, żyć z myślą, że każdy zna jej brudy z przeszłości.

- Ja ich nie unikam.

Nie kłamała. To Winterowie jej unikali. Ona nie starała się wchodzić im w drogę, ale też nie robiła nic, by się z nimi spotkać.

- Tak ci zazdroszczę. Lady M do tej pory nic o nas nie napisała.

Anna uśmiechnęła się smętnie.

Rodzinna Tajemnica WinterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz