Rozdział 27

804 72 6
                                    

Padał deszcz. Ciężkie krople wody, z głuchym chlustem odbijały się od chodników w mieście, zalewając ulice. To skłoniło ich, aby odwiedzić tego wieczora do klubu u White'a. Felix nie miał ochoty wybrać się na żadne przyjęcie. Stwierdził, że towarzystwo samych mężczyzn dobrze mu zrobi, bo tylko w takim gronie mógł na chwilę odpocząć od zgiełku i ciągłego jazgotu kobiet. Nie ważne czy była to jego matka, lady Angelica czy jakakolwiek inna kobieta. Miał dość wszystkich kobiet.

Gwar rozmów zagłuszał jego myśli. W powietrzu wyczuć można było dym cygar. Wziął głęboki wdech i nasycił się tym zapachem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tutaj był. Przez cały sezon latał za Rose albo zamykał się w czterech ścianach w Ashbourne House. Zapomniał już, że alkohol spożywany w towarzystwie innych smakuje lepiej.

- Cieszę się, że w końcu udało mi się wyciągnąć cię z domu - odezwał się Jeremy.

Przyjaciel trwał u jego boku nawet w te gorsze dni. Miał ogromne szczęście, przyjaźniąc się z Winterem. I chociaż w dzieciństwie przebywali ze sobą tylko ze względu na to, że ich rodzice spotykali się w swoim towarzystwie, to ich również połączyła przyjaźń. Ludzie mówili, że ich relacja była narzucona z góry, od początku byli na siebie skazani, ale ten, kto znał ich bliżej, dobrze wiedział, że połączyła ich prawdziwa przyjaźń.

- Dobrze jest znów tutaj wrócić. - Odpowiedział, zasiadając przy pustym stole karcianym. - Chociaż nie wiele się zmieniło.

Rozglądnął się na boki. Wszystko stało w tym samym miejscu. Nawet barman miał na sobie te same ubrania, co ostatnim razem, gdy odwiedzał klub u White'a.

- Racja. - Jeremy poprosił o dwie szklanki brandy. - Czy mówiłem ci już, co wydarzyło się ostatnio mnie w domu?

- Gdybyś powiedział, czy byś zapytał? - Zapytał ironicznie.

Lubił przekomarzać się ze swoim starym druhem. Dobrze wiedział, że Jeremy miał równie specyficzne poczucie humoru, jak on i nie obraziłby się, słysząc taką uwagę.

- Słusznie. W odwiedziny przyszła... Moja kuzynka.

Zachwiał się niebezpiecznie na krześle. Chwała niebiosom, że nie zdążył jeszcze unieść szklanki z alkoholem, bo wtedy z pewnością rozlałby trunek na stole. A nie znosił marnotrawstwa równie jak zmuszania go do ożenku, którego nie chciał.

Jeremy miał tylko jedną kuzynkę. I na jego nieszczęście była to kobieta, o której starał się za wszelką cenę zapomnieć.

- To... Dość zaskakujące.

- Jak najbardziej. Nie uwierzysz do kogo przyszła z wizytą?

- Do ciebie? - Zapytał poirytowany.

- Nie. Do mojej babki.

Cóż, ta wiadomość była dla niego zaskakująca, ale miał przecież trzymać się z dala od Rose i wszystkiego, co z nią związane, więc należało jak najszybciej zmienić temat. Tylko w ten sposób zdoła o niej zapomnieć. Jeśli nie będzie o niej myśleć.

Chociaż temat mocno go zaciekawił, wszedł w słowo swojemu przyjacielowi.

- A wtedy...

- Dość.

Jeremy spojrzał na niego zdziwiony.

- Nie ciekawi cię, co było dalej?

Ciekawiło. Jednakże wolał nie wiedzieć, czy lady Winter odesłała dziewczynę z kwitkiem, czy upokorzyła, wyrzucając za drzwi, bo wtedy nie mógłby się powstrzymać i popędziłby do niej, aby ją pocieszyć. Zganić za głupotę i zapytać co miała w głowie, wybierając się do Winterów. To właśnie by zrobił.

Rodzinna Tajemnica WinterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz