Padał deszcz. Ciężkie krople wody, z głuchym chlustem odbijały się od chodników w mieście, zalewając ulice. To skłoniło ich, aby odwiedzić tego wieczora do klubu u White'a. Felix nie miał ochoty wybrać się na żadne przyjęcie. Stwierdził, że towarzystwo samych mężczyzn dobrze mu zrobi, bo tylko w takim gronie mógł na chwilę odpocząć od zgiełku i ciągłego jazgotu kobiet. Nie ważne czy była to jego matka, lady Angelica czy jakakolwiek inna kobieta. Miał dość wszystkich kobiet.
Gwar rozmów zagłuszał jego myśli. W powietrzu wyczuć można było dym cygar. Wziął głęboki wdech i nasycił się tym zapachem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tutaj był. Przez cały sezon latał za Rose albo zamykał się w czterech ścianach w Ashbourne House. Zapomniał już, że alkohol spożywany w towarzystwie innych smakuje lepiej.
- Cieszę się, że w końcu udało mi się wyciągnąć cię z domu - odezwał się Jeremy.
Przyjaciel trwał u jego boku nawet w te gorsze dni. Miał ogromne szczęście, przyjaźniąc się z Winterem. I chociaż w dzieciństwie przebywali ze sobą tylko ze względu na to, że ich rodzice spotykali się w swoim towarzystwie, to ich również połączyła przyjaźń. Ludzie mówili, że ich relacja była narzucona z góry, od początku byli na siebie skazani, ale ten, kto znał ich bliżej, dobrze wiedział, że połączyła ich prawdziwa przyjaźń.
- Dobrze jest znów tutaj wrócić. - Odpowiedział, zasiadając przy pustym stole karcianym. - Chociaż nie wiele się zmieniło.
Rozglądnął się na boki. Wszystko stało w tym samym miejscu. Nawet barman miał na sobie te same ubrania, co ostatnim razem, gdy odwiedzał klub u White'a.
- Racja. - Jeremy poprosił o dwie szklanki brandy. - Czy mówiłem ci już, co wydarzyło się ostatnio mnie w domu?
- Gdybyś powiedział, czy byś zapytał? - Zapytał ironicznie.
Lubił przekomarzać się ze swoim starym druhem. Dobrze wiedział, że Jeremy miał równie specyficzne poczucie humoru, jak on i nie obraziłby się, słysząc taką uwagę.
- Słusznie. W odwiedziny przyszła... Moja kuzynka.
Zachwiał się niebezpiecznie na krześle. Chwała niebiosom, że nie zdążył jeszcze unieść szklanki z alkoholem, bo wtedy z pewnością rozlałby trunek na stole. A nie znosił marnotrawstwa równie jak zmuszania go do ożenku, którego nie chciał.
Jeremy miał tylko jedną kuzynkę. I na jego nieszczęście była to kobieta, o której starał się za wszelką cenę zapomnieć.
- To... Dość zaskakujące.
- Jak najbardziej. Nie uwierzysz do kogo przyszła z wizytą?
- Do ciebie? - Zapytał poirytowany.
- Nie. Do mojej babki.
Cóż, ta wiadomość była dla niego zaskakująca, ale miał przecież trzymać się z dala od Rose i wszystkiego, co z nią związane, więc należało jak najszybciej zmienić temat. Tylko w ten sposób zdoła o niej zapomnieć. Jeśli nie będzie o niej myśleć.
Chociaż temat mocno go zaciekawił, wszedł w słowo swojemu przyjacielowi.
- A wtedy...
- Dość.
Jeremy spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie ciekawi cię, co było dalej?
Ciekawiło. Jednakże wolał nie wiedzieć, czy lady Winter odesłała dziewczynę z kwitkiem, czy upokorzyła, wyrzucając za drzwi, bo wtedy nie mógłby się powstrzymać i popędziłby do niej, aby ją pocieszyć. Zganić za głupotę i zapytać co miała w głowie, wybierając się do Winterów. To właśnie by zrobił.
CZYTASZ
Rodzinna Tajemnica Winterów
Roman d'amourFelix Milton jest zmuszany przez swoją rodzinę do poślubienia Laury Winter, której on nie zamierza poślubić. Chce nacieszyć się jeszcze wolnością i robi wszystko, aby do tego ślubu nie doszło. Zaczyna grzebać w przeszłości Winterów, aby wymigać się...