Rozdział 1. Wizja Irminy

119 9 0
                                    

Słońce zachodziło na bezchmurnym niebie. Wiał lekki wietrzyk, który targał wystającymi z koka blond włosami Irminy. Trzydziestoparolatka opierała się o blanki najwyższej wieży Twierdzy – głównej siedziby Strażników,  organizacji czuwającej nad bezpieczeństwem i pokojem na świecie. Służyła w niej od piętnastu lat, odkąd pojawiła się u niej umiejętność jasnowidzenia. Nadzwyczajne zdolności nie są na tym świecie niczym niecodziennym, posiada je ponad czterdzieści procent populacji, a ci, którzy je mają, są nazywani Uzdolnionymi i mogą dołączyć do Strażników. Oczywiście zwykli ludzie też mogą wstąpić w szeregi tej organizacji, ale wymaga to od nich o wiele więcej wysiłku oraz przygotowań.

                Irmina spojrzała na morze. Z tej wysokości niewielkich fal prawie nie było widać. Odgarnęła kosmyki z oczu i przeszła na północno-wschodnią część wieży - za moment w Inrildzie Wschodniej odpalą latarnie morskie. Przy tak pięknej pogodzie powinna je dostrzec. Często przychodziła tu wieczorami, żeby popatrzeć na ich światło. Przypominały jej o kraju, w którym się wychowała; była pół-Inrildanką pół-Pollenką. Tęskniła za swoim miastem, ale była potrzebna tu, w Twierdzy na Wyspie Cudów, dlatego rzadko pozwalała sobie na wyjazdy. Jej wizje zawsze się sprawdzały, dzięki temu zyskała duży rozgłos i stała się trzecią, zaraz po Mateo - przywódcy Strażników, i Jiao - jego zastępczynią, najważniejszą osobą na wyspie.

                Nareszcie zauważyła na horyzoncie rytmicznie migające światła. Dom. Kontynent, na którym leży Inrilda Wschodnia, nazywa się Eurona. Mieszczą się na nim cztery, choć oficjalnie trzy, krainy: Pollen na północy, Latynia na południu oraz Inrilda na zachodzie. Połowa ojczyzny Irminy znajduje się na ogromnej wyspie, więc z czasem podzieliła się na Inrildę Zachodnią (tę na wyspie) i Wschodnią (na kontynencie), choć rządzący krajem uważają go za jedność, to dwie krainy łączy głównie język, prawo oraz król. Eurona jest połączona na wschodzie z Koreną, drugim kontynentem. Na nim leżą tylko dwie krainy – Sina oraz, mieszcząca się na wyspie, Juno. To właśnie na ochronie Eurony i Koreny skupiają się Strażnicy. Nie to, żeby trzy pozostałe, Soltuna, Akrymea i Ailarta, ich nie obchodziły. Po prostu władcy tamtych krain nie wyrazili zgody na utworzenie siedzib Strażników na swoich terytoriach.

                Kobietę przeszedł dreszcz. Słońce już zdążyło zajść i robiło się coraz chłodniej. Zapomniała zabrać ze sobą płaszcza, lecz nie chciała jeszcze wracać do środka. Stanęła w rogu wieży, próbując ukryć się za blankami przed chłodnym wiatrem. Utkwiła wzrok w latarniach morskich, splotła ręce na piersiach i zaczęła stukać paznokciami lewej dłoni w złotą bransoletę na prawym ramieniu. Niektórych jej znajomych drażnił ten odruch, ale teraz nikogo z nią nie było.

Szerokie, zdobione wzorkami, złote bransolety, noszone zazwyczaj na prawym ramieniu, są znakiem rozpoznawczym  Strażników. Każdy, bez wyjątku, nosił ten symbol.

                Wróciła we wspomnieniach do obiadów rodzinnych. Jej rodzice nie należeli do Uzdolnionych, tak samo jak wujostwo i kuzyni. Tylko jej prababcia miała jakieś moce, ale na pewno nie była jasnowidzem. Nadzwyczajnych zdolności się nie dziedziczy. Nikt jeszcze nie odkrył od czego zależy to, że ktoś je posiada.

                Nagle obraz bliskich się rozwiał. Pojawiły się mroczki przed oczami i zakręciło jej się w głowie. Usiadła na podłodze, opierając się plecami o blankę. Zbliżała się wizja, dlatego lepiej, żeby siedziała. Często podczas widzeń ciało odmawiało Irminie posłuszeństwa. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, wypuszczając powoli powietrze.

Zapadła ciemność, a z niej wyłonił się klejnot wielkości pięści dorosłego mężczyzny. Świecił delikatnym, rubinowym światłem. Leżał na prostokątnym, kamiennym postumencie. Był ukryty gdzieś pod ziemią. Irmina pierwszy raz go widziała, ale coś jej mówiło, że ten kamień posiada wielką jak i niebezpieczną moc. Wizja przeistoczyła się w mapę Eurony i Koreny. Na Inrildzie Wschodniej, Latynie, Pollen i Sinie pojawiły się czerwone punkty – w każdym kraju jeden oznaczający miasto. Przy kropce na Pollen pojawiła się nazwa – Zabrzeże. Potem przy każdym punkcie pojawił się nastolatek. Wszystko się rozwiało i kobiecie ukazał się krąg. Każda ćwiartka symbolizowała inny żywioł: ogień, ziemię, wodę, powietrze. Wszystko zawirowało. Obraz się rozmazał i po chwili ujrzała wysokiego, barczystego mężczyznę,  w drewnianej masce zakrywającej mu całą twarz. Maska przedstawiała jakieś drapieżne zwierzę, jednak zanim je rozpoznała obraz znów się rozpłynął. Gdy ponownie się wyostrzył, patrzyła z lotu ptaka na obcą flotę, zmierzającą do centralnego wybrzeża Pollen. Ku Zabrzeżu. Do lądu dopłynie w ciągu kilku godzin. Miasteczko jest oddalone od brzegu, ale armia dotrze tam jeszcze przed wschodem słońca.

Dzieci Żywiołów. Tom 1. Kamienna jaszczurkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz