Rozdział 6. Pierwsze spotkanie

27 5 0
                                    

Anthony pierwszy raz miał okazję dokładnie przyjrzeć się Anecie. Minęły trzy dni, odkąd przypłynęła na Wyspę Cudów, a nie zamienił z nią prawie żadnego zdania. Głównie dlatego, że od rana do nocy pomagał w naprawie statku, a dziewczyna nie była skłonna do rozmów. Chociaż udało mu się dowiedzieć, jak ma na imię.

                Siedzieli na poduszkach ułożonych na podłodze w rogu sali Twierdzy, bliżej nieokreślonego przeznaczenia. Chłopak domyślał się, że jest to pokój do wyciszenia się, odpoczynku, bo w przeciwnym narożniku pomieszczenia stały drewniane ławy, a bliżej okna sztalugi, płótna i schnące obrazy. z kamiennego łukowego sklepienia zwisały proste metalowe żyrandole ze świeczkami. Ściany zdobiły obrazy namalowane – jak się domyślał – przez Strażników oraz gobeliny.

                Siedząca niedaleko niego Aneta, z bliska też wydawała się ładna. Brązowe włosy zaplotła w warkocz, którego końcówką się teraz bawiła. Piwne oczy utkwiła w podłodze przed sobą.

                W pokoju panowała niezręczna cisza.

                Spojrzał na siedzącego dalej piętnastolatka z Latynii. Chłopak nie patrzył na towarzyszy, jakby bał się nawiązać z kimś kontakt wzrokowy. Rafael przybył na Wyspę wczoraj. Dodatkowe łóżko w pokoju Anthony'ego okazało się być przeznaczone dla niego. Latynijczyk był przystojniejszy od siedemnastolatka, ale nieśmiały, więc Inrildczyk nie musiał się obawiać, że tamten będzie jego konkurencją w sprawie Anety. W końcu dziewczyny wolą starszych od siebie, nie młodszych. Chociaż akurat ta nie zwracała na żadnego z nich uwagi. Większość czasu spędzała sama w swoim pokoju.

                - Z jakich miast pochodzicie? – zagaił.

                Przez chwilę nikt mu nie odpowiedział. Wreszcie szesnastolatka uniosła wzrok.

                - Z Zabrzeża. To małe miasteczko niedaleko Morskiej-Płytkiej.

                - Ja jestem z Westport. To duże miasto portowe leżące –

                - Słyszałam – przerwała mu.

                - Jak tam jest? Opowiesz coś?

                - Najeźdźcy spalili je na pył. Nie chcę o tym rozmawiać – warknęła i wbiła spojrzenie we własne stopy. Znów przypomniał jej się widok zawalonego budynku, w którym utknęli jej rodzice.

                Ponownie nastała cisza, którą Anthony ponownie spróbował przerwać.

                - A ty, Rafael?

                - Co ja? – pytanie wyrwało chłopaka z zamyślenia.

                - Z jakiego miasta pochodzisz?

                - Z żadnego – odparł nieśmiało. – Moi rodzice należą do wędrownego zespołu tanecznego. Odkąd pamiętam, ciągle podróżujemy. Ostatnio dawaliśmy występ w Selvadoronie. Było miło, póki nas nie zaatakowano. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie mój zespół. Nie mam pojęcia czy moi bliscy przeżyli.

                - Ja też – zaskoczył ich głos Anety. – Moich rodziców przysypały gruzy budynku. Katastrofę przeżyli, ale co się dalej z nimi stało?

                Anthony'emu zrobiło się trochę głupio, że tylko on cieszył się, że jest w Twierdzy. Nie opuścił rodzinnego miasta w, powiedzmy delikatnie, mało przyjemnych okolicznościach.

                - Jak tam twoja nowa współlokatorka? – zwrócił się do Pollenki.

                - Dopiero co przypłynęła. Nie rozmawiałam z nią długo, bo Irmina kazała mi tu przyjść – odparła. – Wiem tyle, że ma na imię Xianmei i pochodzi z Koreny.

Dzieci Żywiołów. Tom 1. Kamienna jaszczurkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz