Rozdział 11. Opuszczona kopalnia

23 5 0
                                    

Cztery godziny snu to było zdecydowanie za mało dla nastolatków, zwłaszcza dla tych, którzy mieli godzinną przerwę na wartę przy ognisku. Xianmei ledwo udało się obudzić Rafaela, który mamrotał coś niewyraźnie, ilekroć go szturchała.

                Na wpół rozbudzeni, a na wpół śpiący, sprzątnęli obozowisko i wyruszyli w dalszą drogę. Dwie godziny później dotarli do niedużej wioski leżącej u stóp góry.

                Wioska ta była niegdyś osadą górniczą, ale odkąd wyczerpały się zasoby węgla w pobliskiej kopalni, mieszkańcy „przebranżowili" się na pasterzy i sadowników.

                Zadar załatwił u jednego z miejscowych zagrodę, w której mogli zostawić konie, na czas badania wnętrza góry. Zabrali ze sobą plecaki i ruszyli pieszo w stronę, którą wskazał im najstarszy z mieszkańców, pamiętający czasy świetności tutejszej kopalni.

                Odnalezienie wejścia okazało się trudniejsze niż początkowo przypuszczali. Kilkakrotnie przeszli obok niego, nie zauważając go, ponieważ zostało zarośnięte przez chaszcze i chwasty. Korzystając z mieczy, we czwórkę – bo Xianmei straciła swoją broń podczas potyczki, co jakoś jej nie zmartwiło – wycieli krzaki, by utorować sobie drogę do środka góry.

                Po półgodzinnj pracy osiągnęli zadowalający efekt. Opiekun wyjął z plecaka trzy pochodnie, które dał do zapalenia Rafaelowi. Chłopak schował pudełko zapałek do kieszeni i przejął jedno ze świateł. Drugie otrzymała Aneta, która miała iść w centrum grupy.

                Zanim weszli do ciemnego otworu, Zadar chwilę nasłuchiwał dźwięków dobiegających z niego. Dzięki lepszemu słuchowi usłyszał kapanie wody ze stalaktytów ukrytych w dalszej części kopalni. Gdy niczego innego nie usłyszał, zaświecił pochodnią, sprawdzając, czy wejście jest bezpieczne. Wreszcie zawołał, aby podopieczni szli za nim gęsiego i zagłębił się w mroczne czeluści, rozświetlając je blaskiem pochodni.

                Schodzili coraz głębiej i głębiej, robiąc co parę kroków znak kredą na ścianie, aby móc naleźć drogę powrotną. Nie wiedzieli ile czasu minęło, odkąd weszli do środka. Mogło to być półgodziny albo dwie.

                Strażnik prowadził ich korytarzem wzdłuż śladów w skale pozostawionych przez wózki, które ciągnięte przez konie, transportowały węgiel na powierzchnię. Z uniesioną wysoko pochodnią oglądał sklepienie, sprawdzając czy nic z niego nie spadnie.

Nagle zatrzymał się. Idący na tyle Rafael zagapił się i wpadł na Xianmei. Szybko wymamrotał przeprosiny.

Znaleźli się przed szybem górniczym, w którym kiedyś jeździła winda. Teraz była to tylko pusta otchłań. Windę rozebrano, a to, co z niej zostało, dawno zgniło lub zardzewiało.

Zadar ostrożnie zajrzał w dół.

- Tą drogą raczej nie zejdziemy – oznajmił. – Trzeba znaleźć inny sposób.

- To może coś zjemy? – zaproponował Anthony. – Mój brzuch zdążył już zapomnieć o śniadaniu.

- Dobra – zgodził się przewodnik, – ale oddalmy się od szybu.

Cofnęli się kilka metrów od krawędzi i usiedli na ziemi. Przytrzymując sobie nawzajem pochodnie, wyjęli z plecaków suchary oraz bukłaki na wodę.

- Głęboko tak będziemy schodzić? – spytała Aneta pomiędzy łykami wody.

- Masz klaustrofobię? – zażartował Anthony.

- Nie – zaprzeczyła. – Po prostu boję się, że się zgubimy.

- Nie zgubimy się – odezwał się przewodnik. – Nie ze mną. Mogę wyczuć, którędy szliśmy, zresztą, Xianmei robi znaki na ścianach. Prawda?

Dzieci Żywiołów. Tom 1. Kamienna jaszczurkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz