Rozdział 9. Gospoda "Przydrożna"

27 5 0
                                    

Nasi wędrowcy siedzieli przy dużym, dębowym stole w gospodzie „Przydrożnej". Xianmei rysowała coś kawałkiem węgla w szkicowniku. W pośpiechu zapomniała z Twierdzy ołówków. Pozostała trójka kończyła partię gry w karty. Zadar przeglądał mapy w swoim pokoju, na piętrze.

                Oprócz trzech pokoi, które zajmowali, były zajęte jeszcze dwa. Ich lokatorzy większość czasu spędzali u siebie, więc jadalnio-bawialnię przez całe dnie okupowały Dzieci Żywiołów.

                Po zakończeniu partii, Anthony podszedł do okna.

                Od trzech dni ciągle padało. Drogi rozmiękły, a korytami po ich bokach płynęły strumyki. Raz, gdy wydawało się, że zaraz deszcz ustanie, gdy spakowali się i mieli w stajni siodłać konie, lunęła, dosłownie, ściana deszczu. Wtedy, pędem wrócili do gospody, przemoczeni do suchej nitki.

                - Ciągle pada kotami i psami – westchnął.

                - Czym? – towarzysze odezwali się chórem.

                - No, kotami i psami – nie rozumiał, o co chodzi kolegom. – Tak się mówi, gdy mocno pada deszcz.

                - To chyba tylko w Inrildzie – Aneta wzruszyła ramionami. – W Pollen mówi się „leje jak z cebra". Ceber to duże, drewniane naczynie, więc, moim zdaniem, ma to więcej sensu niż koty i psy.

                - A wy, macie jakieś odpowiedniki w swoich językach? – Anthony zwrócił się do reszty grupy.

                - Teraz nic mi nie przychodzi do głowy – Rafael podrapał się po głowie. – Kojarzę tylko takie, ogólnie o deszczu: „w kwietniu tysiąc wód". Znaczy tyle, że w kwietniu nie przestaje padać. A ty, Xianmei?

                - Nie wiem... Coś o pogodzie... Coś o pogodzie – mamrotała pod nosem. – Przyszło mi do głowy sinijskie przysłowie, bynajmniej nie o pogodzie.

                - Dobra, dawaj – zachęciła Aneta.

                - „Jeżeli nie przyznajesz się do błędu, to popełniasz kolejny błąd."

                - Taka bardziej mądrość ludowa, niż powiedzenie – zauważył Rafael.

                - Mówiłam, że to przysłowie – Sinijka wzruszyła ramionami.

                Latyńczyk przetasował karty i rozdał graczom. Przystąpili do kolejnej rozgrywki. 

                Po kilku turach Aneta zerknęła na schody, prowadzące do pokojów gości. Nie zapowiadało się, aby opiekun postanowił do nich dołączyć. Chciała podzielić się z resztą swoimi podejrzeniami, co do Zadara.

                - Czy wam też wydaje się, że coś tu śmierdzi? – zapytała.

                Rafael pociągnął nosem.

                - Ja nic nie czuję.

                - Ani ja – zawtórowała mu Xianmei.

                Pollenka popatrzyła na towarzyszy z kamienną miną. Nie wiedziała, czy robią sobie z niej żarty czy nie. Liczyła, że zaraz ktoś parsknie śmiechem. Ale tak się nie stało.

                - Zwrot „coś tu śmierdzi" nie znaczy tylko smrodu – wyjaśniła powoli. – w Pollen można tak powiedzieć zamiast „coś tu jest nie tak", „coś tu nie gra", „coś tu nie pasuje" albo „coś tu jest podejrzane". O to znaczenie mi chodziło.

Dzieci Żywiołów. Tom 1. Kamienna jaszczurkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz