~Rozdział 7

101 8 1
                                    

     Clay od 5 minut stał w umówionym miejscu i czekał, aż George do niego dołączy. Co, jeśli brunet robił sobie jaja z tym spotkaniem i wcale nie przyjdzie? Blondwłosy martwił się trochę, ale stwierdził, że jeszcze na niego poczeka. Po dłuższej chwili zobaczył znajomą mu postać – Gogy'ego. Ucieszył się, że chłopak przyszedł się z nim zobaczyć. Wysoki wyprostował się, a kiedy brunet do niego podszedł, przywitał się.

- Cześć George! – uśmiechnął się zielonooki.

- Hej Clay – na twarzy niższego pojawił się słaby uśmiech – Cieszę się, że przyszedłeś.

- Ja również Gogy – Clay wyjął ręce z kieszeni kurtki – Chcesz gdzieś iść?

- Co powiesz na zwykły spacer? – zaproponował – Chyba, że sam masz jakieś pomysły?

- Spacer brzmi okej – uznał blondyn – Do parku?

- Do parku.

     Chłopcy ruszyli w stronę okolicznego parku. Nie rozmawiali za bardzo, nie za bardzo umieli złapać jakiś temat. Clay od czasu do czasu spoglądał na George'a. Brunet wydał mu się jakiś przytłoczony, smutny. Postanowił z nim o tym pogadać. Usiadł na ławce i poklepał miejsce obok siebie, aby zachęcić przyjaciela, żeby z nim usiadł. Tak też się stało.

- George, spójrz na mnie – poprosił po chwili, na co brązowooki wykonał jego polecenie.

- Coś się stało? – uniósł jedną brew, zastanawiając się, o co może chodzić wyższemu.

- Wydajesz się jakiś przygnębiony – przyznał Clay – Stało się coś?

- To trochę skomplikowane – westchnął, wzruszając ramionami – Póki co nie chcę o tym za bardzo mówić.

- W porządku. Ale jeśli będziesz potrzebował, możesz mi się wygadać, pamiętaj o tym, jasne?

- Jak słońce – uśmiechnął się i splótł ze sobą palce obydwu dłoni – Dzięki Clay.

- Nie ma za co George – na piegowatych policzkach blondyna pojawił się ledwo zauważalny rumieniec, który definitywnie nie był spowodowany chłodem – Nie jest ci zimno?

- Może trochę – przyznał brązowooki – Ale nie martw się tym, da się przeżyć.

- Na pewno?

- Jasne.

     Chłopcy zdecydowali, aby wstać i udać się w stronę pobliskiej knajpy. Na ławce było im już chłodno, a w lokalu nie dość, że mogliby zjeść, to jeszcze się ogrzać. Usiedli przy jednym ze stolików, a po chwili podeszła do nich młoda kelnerka, trzymając w dłoniach menu. Wręczyła im je, na co grzecznie podziękowali i zaczęli decydować, co zamówić.

- George, która godzina? – zapytał po chwili Clay, spoglądając na przyjaciela zza karty.

- Umm... – Gogy wyciągnął z kieszeni telefon – Za chwilę będzie 12, a czemu pytasz?

- Tak po prostu, z ciekawości – blondyn wrócił do przeglądania dań – Zdecydowałeś się już na coś?

- Tak myślę – George zamknął menu i położył je na stole przed sobą – Nuggetsy i frytki, a ty?

- Ja chyba wezmę burgera – Clay zrobił to samo, co jego przyjaciel chwilę temu – Akurat tutaj są świetne.

     Przez chwilę zajęli się rozmową na temat gier komputerowych. Po kilku minutach podeszła do nich ta sama kelnerka, zebrała zamówienie i odniosła menu. Nie powiedziała, ile trzeba czekać na zamówienie, więc Clay wyciągnął telefon i zaczął przeglądać Twittera. George był dziwnie cicho, ale blondyn doskonale go rozumiał. Nie chciał napierać, aby zwierzał mu się ze swoich prywatnych problemów, jeśli nie czuje się z tym komfortowo. Zauważył jednak, że jego towarzysz nerwowo zerka za okno budynku i na jakąś parę, siedzącą na drugim końcu pomieszczenia. Ukradkiem spojrzał w tamtym kierunku.

- Co kurwa? – pomyślał, widząc znajomą mu dziewczynę, siedzącą w towarzystwie jakiegoś chłopaka – Czy to Maria?

     W Clayu się coś zagotowało. Co prawda uspokajał się faktem, że może przyszła tu z jakimś kolegą czy bratem. Drugą opcję od razu odrzuciła, bo chłopak ten miał skórę znacznie ciemniejszą od Marii, no i ani trochę jej nie przypominał. Miał nadzieję, że dostaną zamówienia szybko i będą mogli stamtąd iść. Tak też się stało, po 5 minutach podeszła do nich kelnerka i postawiła jedzenie na stole. Zaczęli jeść, ale nie zwracali uwagi na smak. George pogrążony był w myślach, a Clay skupił się na tym, aby o nic go nie zapytać. Od czasu do czasu zaczynali jakiś temat, ale szybko go kończyli. Zjedli, zapłacili i wyszli. Spacerowali znaną im uliczką obok apteki.

- Clay? – odezwał się w pewnym momencie George – Czy ty... Czy ty widziałeś to, co ja?

- Co masz na myśli?

- Tam była Maria z jakimś facetem – wyjaśnił brunet – Też ją widziałeś czy mi się wydawało?

- No, widziałem – Clay cicho pociągnął nosem – Ale to może był jej jakiś kolega?

- Ona nie ma kolegów – powiedział Gogy, zatrzymując się – Przyjaźni się aby z dziewczynami.

- No, nie wiem, co ci powiedzieć – wyższy podrapał się po karku – Mam nadzieję, że to był tylko jakiś znajomy...

Clay wcale nie miał na to nadziei. Wiedział, że to źle, bo w końcu George był z nią szczęśliwy, ale ona tego nie doceniała i w dodatku umawiała się z kimś innym! Nie mógł dłużej na to patrzeć.

- Clay, muszę już iść – powiedział po chwili brunet – Muszę zrobić jeszcze zakupy i zrobić obiad. Dziękuję za spotkanie!

- Nie ma za co Gogy, jeśli chciałbyś się jeszcze spotkać to śmiało pisz – uśmiechnął się blondyn – Może odprowadzę cię w stronę sklepu? Mam po drodze.

- No, jeśli chcesz – niższy również się uśmiechnął – To chodźmy.

     Ruszyli w stronę najbliższego sklepu. Nie szli długo, po chwili znajdowali się już pod średnich rozmiarów budynkiem. Na pożegnanie George przytulił Claya, na co ten zadowolony odwzajemnił gest. Rozeszli się w swoje strony, blondyn cały w skowronkach, a brunet z dziwnym uczuciem. Clay uznał, że to jeden ze szczęśliwszych dni w ostatnich miesiącach. Gdy wrócił do domu i zaczął robić obiad z szerokim uśmiechem na twarzy, jego dobry humor zszokował nawet Dristę.

~Just a friend to you...~ 《DNF》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz