~ Rozdział 12

83 9 1
                                    

- Hej George! – odezwał się zaspanym głosem Clay, kiedy odebrał telefon od przyjaciela – Co u ciebie?

- Uhh, cześć Clay – Gogy był zmieszany – Kiedy można do ciebie wpaść?

- Codziennie od 12 do 15 są godziny wizyt – odpowiedział – A co, chcesz przyjść?

- No, chciałbym – mruknął – Chcę z tobą porozmawiać. Przyjdę dzisiaj około 13, dobrze?

- Jasne, będę czekał! – Clay bardzo się ucieszył na wiadomość o wizycie przyjaciela – To do zobaczenia!

     Rozłączyli się. George odłożył telefon obok siebie i oparł się plecami o ścianę. Trochę bał się zarówno tej rozmowy, jak i spotkania z blondynem. Nie wiedział, jak ma spojrzeć mu w oczy po tym, jak przez jego głupotę potrącił go samochód. Jednak chciał go odwiedzić, bo uznał, że mają sobie trochę do wyjaśnienia. Westchnął głęboko i złapał się rękoma za głowę. Dochodziła godzina 10, a on wciąż nie zjadł śniadania ani nie przebrał się z piżamy. Wstał z łóżka, na którym siedział i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej biały golf, czarne jeansy z dziurami oraz szarą bluzę. Ruszył w stronę łazienki, dla Clay'a chciał prezentować się jak najlepiej. Po jakichś 5 minutach wyszedł z pomieszczenia w pełni ogarnięty, jedynie jego włosy były delikatnie roztrzepane, bo zawsze trudnością dla niego było ułożenie sobie fryzury, która nie wyglądałaby jak gniazdo. Zszedł na dół do kuchni. Rodziców od dawna nie było już w domu, mama zostawiła mu na blacie karteczkę, a razem z nią trochę pieniędzy.

„Dziś wrócimy z tatą późno, więc zostawiamy Ci gotówkę, zamów sobie coś na obiad czy z kimś wyjdź. Kochamy cię!"

     Chłopak znowu westchnął. Wiedział, że praca jego rodziców wymaga dużo czasu, ale w dalszym ciągu było mu trochę przykro, gdy okazywało się, że znów nie zjedzą obiadu wspólnie. Trochę się już przyzwyczaił. Podszedł do lodówki i przejrzał całą jej zawartość. Po zobaczeniu, że nie ma w niej nic, co mogłoby go zainteresować uznał, że nie jest głodny.

- Zjem po drodze – mruknął sam do siebie – Może wcześniej wpadłbym do Clay'a, mielibyśmy więcej czasu?

      Nalał sobie do szklanki trochę soku pomarańczowego i poszedł na górę. Po drodze wyjrzał za okno. Była bardzo ładna pogoda, niebo było ładnego, błękitnego koloru. Na ziemi wciąż leżał śnieg, ale bardzo lubił to zjawisko, więc ani trochę nie narzekał. Termometr za oknem wskazywał -2 stopnie. Na samą myśl o tym przez ciało chłopaka przeszedł dreszcz. Poszedł na górę i zerknął na ekran telefonu. Była 10:05, a chciał jeszcze załatwić parę spraw na mieście. Ubrał się w kurtkę i szalik, złapał swój plecak, którego zawartość stanowiły portfel, słuchawki, chusteczki i butelka wody. Na wszelki wypadek wziął też zapasowe rękawiczki, jakby okazało się chłodniej niż faktycznie jest. Wyszedł z domu, zamykając drzwi na klucz i ruszył w dół ulicy. Nie było AŻ TAK zimno. Najpierw wstąpił do okolicznego sklepu, aby zrobić jakieś niewielkie zakupy. Kupił sok winogronowy, paczkę czekoladowych ciastek, chleb tostowy, a do niego ser oraz żelki. Pomyślał też, że miło by było dać Clayowi prezent. Wziął więc ulubioną czekoladę blondyna, mleczną z orzechami i kawałkami karmelu. Za wszystko zapłacił, wrzucił zakupy do plecaka i ruszył, najpierw w kierunku domu, gdzie mógł zostawić zakupy. Szpital, w którym obecnie znajdował się Clay mieścił się około pół godziny jazdy autobusem z ulicy, na której George mieszkał. Stosunkowo blisko niego mieściło się centrum handlowe, gdzie Gogy i tak musiał wstąpić. Był tam ulubiony sklep z zabawkami jego kuzyna, który w przyszłym tygodniu kończył 6 lat. Widywali się rzadko, ale brunet lubił przebywać w towarzystwie małego rozrabiaki, który uwielbiał bawić się samochodami. Autobus miał przyjechać za 5 minut, jak wynikało z tablicy na przystanku. Chłopak kupił bilet w automacie i usiadł na ławce, gdzie wyciągnął telefon i zaczął przeglądać Instagrama. Jako pierwszy post wyświetlił mu się post Marii, na którym była z jakimś chłopakiem.

- I co ja w niej widziałem? – skrzywił się, wszedł na jej profil i od razu przestał go obserwować.

      Nagle zjawił się autobus. Jego drzwi otworzyły się, kilku ludzi wysiadło, a po chwili George do niego wskoczył. Skasował bilet i usiadł na jakimś wolnym miejscu. Akurat tego dnia nie jechało wielu ludzi, więc nie było tłoku – George szczerze się z tego cieszył. Wyjął z kieszeni kurtki słuchawki i podłączył je do telefonu, od razu włączył randomową playlistę, a pierwszym, co usłyszał, było Heatwaves.

~Just a friend to you...~ 《DNF》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz