Kolejna noc mija.
Powoli jakby księżyc leniwie czekał, aż coś znów we mnie pęknie.
Myśli wirują wokół tych kilku miesięcy, zatrzymując się na Nim. Cicho wzdycham nie chcąc o tym wszystkim myśleć. Czy to wszystko musiało się stać?
Nie mam sił.
Znowu słucham muzyki w słuchawkach siedząc do 1 w nocy.
Nienawidzę swojego myślenia.
Nie lubię tego wszystkiego co kotłuje się w mojej głowie...Ostatnio myślałam że może fajnie byłoby pisać coś do tej książki codziennie.
Może krótko.
W końcu bardzo wiele myśli kotłuje się w moim umyśle przez cały ten czas...Dzień w dzień powtarzam te same myśli, te same wkurwiające słowa mówiące że to moja wina.
Że mogłam nic nie mówić.
Mogłam...Przeszłości nie zmienię.
Siedzę samotnie, myśląc czy ktoś myśli o mnie.
Wątpię.
Przecież tak wiele moich znajomych, przyjaciół czy członków rodziny ma własne życie.
Nie związane ze mną.
Więc po co komu jestem?
Po co tutaj siedzę i zastanawiam się nad tym co mam zrobić?
Po co użalam się nad sobą?
Po chuj ja to kurwa robię?
Dla pierdolonej atencji?
Kurwa mać.
Nie chcę tak robić, nie chcę tak kurwa myśleć.
Jestem wkurwiona coraz bardziej.
Nie potrafię się kontrolować.
Ranię każdego.
A to moim zachowaniem,
Moimi uczuciami,
Po prostu byciem sobą...Po co w takim razie żyję?
Po co mam ranić ludzi których tak kocham?
Dlaczego nie potrafię pokochać siebie a za innych jestem w stanie skłamać i wyrywać włosy?Wkurwia mnie to wszystko.
Nie mam po prostu siły.
Wszystko to jest w środku i wybucha częściowo.
Nie chcę im wszystkim tego pokazywać.
Ale jednocześnie wiem że będą szybciej bądź później to czytać.Samo myślenie o nim sprawia, że moje zjebane uczucia przyćmiewają mi rozsądek.
Nie chcę o nim myśleć a mimo to pozwalam na to. Zatrzymuję się na wspomnieniach.
Na tych zdjęciach, na wiadomościach odczytywanych raz za razem...
Kurwa mać, czy to musi być tak skomplikowane?
Dlaczego do jasnej cholery nie mogę po prostu położyć się spokojnie bez myśli?
Bez myśli o nim.
Bez koszmarów przez które budzę się o 3 w nocy ze strachem.
Bez wyobrażania sobie że ktoś, komu ufam leży obok mnie i mnie chroni.
Nawet nie On. Po prostu ktoś... Nie ważne kto.
To wszystko jest pogmatwane i nienormalne.
Niby jestem szczera, niby się uśmiecham, śmieję się...
Ale ja kurwa zdycham w środku.
Jestem bezradnym dzieckiem do jasnej cholery.
Nie chcę tego kurwa czuć.
Chciałabym móc wyłączyć te pierdolone uczucia.
Chciałabym po prostu być szczęśliwa z kimś...
Nie chcę być samotna.
Nigdy więcej...
BŁAGAM...367 słów
Koniec Raportu Jedenastego.