Kroganin otrząsnął się po niespodziewanym ataku ze strony drobnej postaci po czym wybuchnął głośnym, nieskrępowanym śmiechem. Kobieta jednak zupełnie nie zwracała już na niego uwagi. Za to wnikliwie przyglądała się budynkowi po drugiej stronie mostu. Szeroka na jakieś sześć metrów, betonowa kładka, długa na, mniej więcej czterdzieści. A za nim budynek, zapewne dawny biurowiec jakiejś górniczej korporacji, o czym mógł świadczyć zniszczony już w tej chwili neon nad wejściem, przedstawiający górniczy młot. Cztery piętra, na każdym długie na szerokość całej ściany balkony. Dużo miejsca do ukrycia się dla snajpera, szczególnie tak dobrego jak Archanioł. Jeśli opowieści jakie o nim usłyszała i otrzymane dossier przedstawiały choć w połowie prawdziwy stan rzeczy. A patrząc ilu najemników współpracowało, żeby go dopaść, historie o jego umiejętnościach z pewnością nie są przesadzone.
Kątem oka dostrzegła ruch na galerii pierwszego piętra. Nikt z zebranych, poza nią, zdawał się tego nie zauważyć. Rozmawiali głośno i wymieniali komentarze przed walką. Skinęła na swoich towarzyszy. Teraz mają szansę. Za wszelką cenę muszą wyciągnąć stąd tego snajpera i to w jednym, na dodatek nadal oddychającym kawałku.
Ruszyli mostem, kryjąc się za betonowymi osłonami i na prędce ustawionymi przez bandytów skrzyniami. Sprawnym ruchem wyjęła broń z kabury i chwyciła w dłonie. Palce ułożyły się na kolbie. Wysunęła się zza zasłony. Krok, drugi, liczyła w myślach drogę do kolejnej ścianki.
Wtem głuchy, niski huk przeciął powietrze. Tarcza wokół niej rozjarzyła się na ułamek sekundy, po czym zamigotała, niczym muśnięty wiatrem płomień świecy, i zgasła. Jednym skokiem przetoczyła się za skrzynię. Oparła plecami o stalową ściankę, na której lśniło już sporo śladów po wcześniejszych walkach. Dłonie czarnowłosej kobiety zalśniły błękitnym blaskiem. Mężczyzna uniósł strzelbę. Jednak kobieta w zbroi jednym gestem przerwała ich próbę ataku. W kilku kolejnych pokazała trasę do wnętrza biurowca. I nie czekając na ich reakcję ruszyła do środka. Snajper strzelił jeszcze kilka razy, za każdym jedynie ściągając jej tarczę. Uśmiechnęła się w duchu.
~~ ~~ ~~
Zamrugał kilkakrotnie. Albo już nie żyję, odruchowo przesunął palcami po zbroi w najwrażliwszych punktach nigdzie nie znalazł jednak żadnej rany, albo to zwiastun mojej rychłej śmierci. Bo chyba tak się mówi, kiedy ukazują się zmarli? Kolejny raz zacisnął powieki i potrząsnął głową, jakby próbując strząsnąć z siebie tę wizję. Po czym ponownie skupił wzrok na najemnikach zebranych na moście. Jednak kobieta w czarnym pancerzu już zniknęła, tak samo jak jej towarzysze z Cerberusa. Niemal od niechcenia więc powalił jednego z najmniej ostrożnych bandytów.
Za długo tu już siedzę, mruknął do siebie, i mam cholernie realistyczne zwidy. Powalił jeszcze kilku Batarian, co strzał zmieniając pozycję na długim balkonie. Ostrzał nieprzyjaciela stał się jednak zbyt natarczywy, więc pochylony wycofał się i schował we wnętrzu uważając, by nikt z dołu nie dostrzegł choćby kawałka jego, niebieskiego, pancerza. Dopiero po sporym oddaleniu od okien wyprostował się. Ostrzał jak nagle się zaczął tak i szybko skończył i teraz cisza wokół zaczynała gęstnieć niczym cement. W kilku, jakby spowolnionych, krokach podszedł do przewróconego biurka. Sięgnął po pojemnik leżący na odrapanym stoliku obok sporej sterty pustych puszek po napojach energetycznych i kilku papierkach po wojskowych racjach. Zerknął na wskaźnik, świecący słabym, chemicznym światłem w zacienionym pomieszczeniu. Zostały tylko dwie dawki. Uchylił hełm i przyłożył urządzenie do szyi. Rozległo się ciche, krótkie syknięcie. Snajper skrzywił się, rozmasował miejsce wkłucia dłonią i odłożył urządzenie na blat. Ponownie założył hełm. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, gdy pobudzający środek zaczął buzować w jego żyłach, odganiając natrętne myśli i kierując jego uwagę na wrogów. Zmysły wyostrzyły się. Poprawił uchwyt na karabinie.
Wtem usłyszał sykliwy dźwięk palnika od strony drzwi, prowadzących do wnętrza apartamentowca. Przykucnął za kanapą i wycelował broń w stronę nieprzyjaciół.
~~ ~~ ~~
Przywarła plecami do jednego z filarów otaczających patio pośrodku budynku. Błyskawicznie zorientowała się w położeniu towarzyszy. Czarnowłosa kobieta zatrzymała się po jej prawej, za kolejnym filarem i już formowała w dłoni jasno błękitną kulę energii. Ciemnoskóry mężczyzna kucnął za sporą, betonową donicą, w której kiedyś musiały rosnąć ozdobne kwiaty, będące teraz nędznym wspomnieniem swojej dawnej urody. Skanował otoczenie i przeładowywał strzelbę. W myślach policzyła do trzech i wyszła zza zasłony. Parter biurowca był jednak pusty. Przytłumione dźwięki docierały natomiast do niej z piętra. Zlokalizowała windę. Była po jej lewej, jednak wolała nie ryzykować jazdy nią. Takie miejsca najczęściej były zaminowane. Poza tym ich dźwięk mógł zwrócić uwagę wroga. Przeczesała spojrzeniem pole działania i odnalazła schody. Uniosła dłoń, skupiając na moment na sobie uwagę towarzyszy, po czym kilkoma wyuczonymi gestami wyjaśniła taktykę. Schody, zasłona,ostrzał z zaskoczenia. Przytaknęli. Jeden głęboki oddech i ruszyła. Pancerz zdawał się w ogóle nie robić na niej wrazenia, gdy przeskakiwała po dwa stopnie błyskawicznie wspinając się na piętro. Unik, zasłona. Przy zamkniętych, metalowych drzwiach kucał jeden z najemników i próbował palnikiem przepalić zamek. Kolejnych dwóch stało w pobliżu, bardziej jednak skupionych na przeszukiwaniu pomieszczenia niż pilnowaniu tyłów. Wycelowała. Huk zwrócił uwagę strażników, jednak towarzyszowi już nie mogli pomóc. W tej samej sekundzie jego martwe ciało osuwało się na podłogę brocząc krwią nie gorzej niż zarżnięte prosię.
~~ ~~ ~~
Huk przebił ciszę za drzwiami. Dźwięk palnika natychmiast umilkł, a na podłogę spadło coś z mięsistym chlupnięciem. Z doświadczenia wiedział, że to było ciało. Z pewnością tego, kto próbował otworzyć dojście do niego tej bandzie czekającej z drugiej strony mostu. Kilka karabinowych serii odbiło się krótkimi szczeknięciami od ścian korytarza. Kolejne ciała osunęły się na ziemię. Przeciwnicy zdążyli wystrzelić jedynie kilka razy zanim zapadła cisza. Przynajmniej pozorna cisza, gdyż jego turiański, nafaszerowany dopalaczami, słuch wyłapywał o wiele więcej szczegółów niż ludzki czy batariański. Kroki trzech osób, najprawdopodobniej modelki, jak ją w myślach nazywał, jej towarzysza z Cerberusa i tej kobiety z zbroi N7, zbliżały się do drzwi. Słyszał nawet ich oddechy.
~~ ~~ ~~
Odsunęła nogą trupa zagradzającego jej dostęp do drzwi i skrzywiła się lekko. Czyszczenie pancerza uwalonego krwią, a już szczególnie vorcha, to mało przyjemne zajęcie. Zlustrowała spojrzeniem metalowe wrota i odetchnęła z ulgą widząc, że nieudolna próba otwarcia ich palnikiem nie zdążyła uszkodzić mechanizmu zamka. Sięgnęła więc do omnitool'a na lewym przedramieniu i w skupieniu przebiegła palcami po świecących przyciskach. Wystarczyło jej kilka minut, choć dłużyły się one niemal jak godzina, i zamek odpuścił, a skrzydła z sykiem hydraulicznych siłowników, rozsunęły się na boki.
~~ ~~ ~~
Mechaniczny syk wrót sprawił, że jego tętno przyspieszyło o kilkadziesiąt procent. Jego mięśnie napięły się, a dłonie odruchowo zacisnęły na broni. Palce niemal wtopiły się w solidny kawał metalu, jakby to miała być jego ostatnia deska ratunku.
Drzwi przesunęły się, znikając w tunelach w ścianie. W otwartych wrotach ukazały się trzy osoby. Te same, które wcześniej obserwował z balkonu. Jednym rzutem oka dostrzegł, że dwójka w zbrojach organizacji Cerberus to biotycy. Jego wyczulony wzrok dostrzegł, że ich ciała otaczała ledwo dostrzegalna, błękitna mgiełka. Ślad niedawno użytej mocy. Pomiędzy nimi stała postać w ciemnej zbroi z malowaniem, które rozpoznałby nawet w środku najciemniejszej nocy. Wpadające przez powybijane okna światło tańczyło na karbonowych wstawkach pancerza. W dłoni dzierżyła karabin. Bez problemu rozpoznał model. To była stara, dobra Walkiria. Uśmiechnął się do własnych myśli. Przypomniał sobie, jak w dawnych czasach ktoś tłumaczył mu pochodzenie tej nazwy i jak bardzo pasuje ona do tej kobiety, która teraz stała przed nim. Ja chyba naprawdę nie żyję, myśl powróciła, bo to wszystko wygląda jak jakiś pochrzaniony sen.
- Archanioł? - kobieta postąpiła kilka kroków w przód, zostawiając towarzyszy za sobą. Hełm nadal skrywał jej twarz.
Snajper wstał, opuścił broń i obszedł kanapę, która wcześniej stanowiła jego osłonę.
CZYTASZ
No more hope
Hayran KurguCzasem wszystko, co robiliśmy zbliża się do nieuchronnego końca. Już nikt nie stoi u naszego boku, a wizja tego co przed nami jest równie ponura. W takim właśnie momencie znalazł się Garrus Vakarian. #funfiction 28.10.2020 #1 w #masseffect 31.10.20...