3

547 54 32
                                    

- Ale... Przecież ty... - Ranboo spojrzał w stronę swoich trzęsących się rąk.

- Nie żyję? Taa... Co prawda to prawda. Szczerze nie pamiętam w jaki sposób to się stało.

- Skoro nie żyjesz to jak ja cię widzę? Też umarłem? Czy ja nie żyję? - chłopak miał w oczach łzy przerażenia i pozostałości po przeczytaniu wpisów. 

- Na to pytanie też nie znam odpowiedzi, ale na pewno jesteś żywy.  Hej, czy to mój dziennik? - duch wydawał się przesuwać po podłodze.

- Oh tak. Przeczytałem go i uważam, że to straszne co przeżyłeś. - patrzył jak duch nachyla się nad przedmiotem i podmuchami wiatru przerzuca strony.

- Nie pamiętam. Nie pamiętam moich sióstr, moich rodziców ale to dobrze. - uśmiechnął się siadając w dziwny sposób na łóżku po turecku.

- Co? Jak to dobrze? - spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem.

- Patrz, jeśli ich nie pamiętam to nie czuję bólu po ich stracie. Nie wiem co mogę czuć, nie sprawia mi to różnicy, dlatego czasem dobrze jest tak po prostu zapomnieć. - kiwał się lekko do przodu i do tyłu.

- A twój sąsiad George? Tommy? Wujek? Pamiętasz ich? - Ranboo miał niezliczoną ilość pytań z minuty na minutę jednak nie wiedział od czego zacząć.

- George przeżył wojnę, odwiedzałem go czasem niestety tylko w tej postaci. Zmarł kilkanaście lat temu krótko po śmierci jego męża. Clay również był dobrym mężczyzną. Zawsze częstował mnie i Tommy'ego ciastkami, a kiedyś nawet na moje urodziny kupił nam rower! W sensie to mnie kupił ale żyliśmy na zasadzie "co moje to twoje". 
Zawsze byli mili i traktowali nas momentami jak własne dzieci bo sami z wiadomych powodów ich nie mogli mieć, a z adopcją było ciężko. 

- Niesamowite, proszę opowiadaj dalej. -  patrzył jak zaczarowany na swojego nowego towarzysza. 

- Co do Tommy'ego... został w swoim domu. Do dzisiaj tam jest oczywiście w postaci bezcielesnej. Też zapomniałem jak zginął ale chyba wcześniej ode mnie. Cóż, najważniejsze, że do dzisiaj jesteśmy jak bracia, czasem jak obiecuje się przyjaźń na wieki trzeba uważać na słowa. - zachichotał.

- Czy wszyscy po śmierci.. No wiesz... Jesteście żywi ale inaczej? 

- Czy wszyscy po śmierci zostajemy duchami? Myślę, że tak jednak nie jest to potwierdzone w żaden sposób. Są ludzie których znałem i po odejściu ich spotkałem ale większości nigdy nie widziałem. Przepraszam, nie pamiętam.

- Oh, czyli tak to jest... a co z Christopher'em?

- Przeżył i nawet nie odczuł wojny. Był bezpieczny, wyemigrował. Przebaczyłem mu dopiero po śmierci, i mieszkamy razem od tamtej pory. Wiesz jak nudno być duchem? Większość nieumarłych żyje przeszłością, nie próbuje poznać nowoczesności. 

- Mieszka on tutaj? Ktoś jeszcze? Phil i  Kristin wiedzą? - z jego ust wypłynął kolejny potok słów.

- Tak, ale zapewniam cię, że jesteśmy jedynymi duchami tutaj. Chociaż doliczyć możemy mojego kota.

- Kota?

- Z jakiegoś powodu zwierzęta mogą również otrzymać życie po życiu. Przeciętny człowiek nie dostrzeże ducha, ale zmarłe pupile pilnują swoich właścicieli do końca ich dni. Nigdy ich nie zostawiają.

- Jestem w wielkim szoku... Nie rozumiem dlaczego akurat ja mam ten dar.

- Phil i Kristin nie widzą tego co ty. Nigdy nie zauważyli naszej obecności bo tego nie chcieliśmy. Cóż... Ja od początku chciałem abyś mnie dostrzegł. 

- Nie dziwię ci się. Rozmowa z kimś spoza grona duchów musi być ciekawą rozrywką. Pamiętasz coś jeszcze? - Ranboo zapytał go.

Przez kilka minut siedzieli w ciszy, a wyraz twarzy Tubbo był bardzo skupiony tak jakby właśnie teraz przeglądał każdy zakamarek swojej głowy. Nawet nie zauważył jak bardzo jest obserwowany, przez drugiego nastolatka.
Duch miał kasztanowe, roztrzepane włosy które były dość długie jednak sprawiały wrażenie bardzo zadbanego chaosu. Oczy miał ciemnobrązowe podkreślone ciemnymi, gęstymi rzęsami.
Rysy jego twarzy były bardzo delikatne, wręcz dziecięce.
Jak już wcześniej zauważył, był on drobnej postury i nie należał do wysokich ludzi, można było nazwać go nawet niskim. Był ubrany w zgniłozieloną pomieszaną z żółtym, koszulę w kratkę, i ogrodniczki. Na nogach miał trampki w typie Conversów. Oboje podskoczyli na dźwięk pukania i otwieranych drzwi.

- Wszystko dobrze? Wydawało mi się, że z kimś rozmawiasz. Znaczy jeśli to robisz i mówisz sam do siebie to w porządku ale po prostu wolę się upewnić, że wszystko gra. - Kristin połowicznie wychyliła się pomiędzy szparą w drzwiach.

- Tak, wszystko jest dobrze po prostu czytałem książkę i musiałem zacząć śpiewać cicho. Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, albo jeszcze gorzej obudzić. - zrobił smutną minę.

- Nie przejmuj się, ściany są na tyle grube, a pokoje tak oddalone, że nie słychać. Przechodziłam tędy z łazienki i po prostu usłyszałam. Dobrej nocy, gaś lampkę i spróbuj zasnąć. Musisz być zmęczony.

- Dobranoc. - popatrzył na zamykane drzwi. Zanim powrócili do rozmowy, Ranboo dla bezpieczeństwa odczekał jeszcze kilka minut. Brązowowłosy dalej się zastanawiał.

- Wiem! Pamiętam coś! - wykrzyknął. W tej sytuacji oboje się cieszyli, że chociaż jeden z nich może mówić głośno.

- Pod drzewem, tym największym dębem w lesie! Zakopałem mój pierwszy dziennik, a tam było coś ważnego!

- Przykro mi ale teraz nie pójdziemy do lasu. W ogóle przez najbliższe dni wątpię żeby się to udało. Nie znam okolicy. - mówił pół tonu ciszej, aby nie wzbudzać podejrzeń któregoś z jego nowych rodziców.

- A od czego masz mnie? Znam każdą drogę, ścieżkę.

- Wiesz ile tam już może być dużych dębów? Skąd w ogóle pewność, że on stoi, a teren na pewno się zmienił. To jest wręcz niemożliwe, aby go odszukać.

- Jak jutro tam pójdziemy to zobaczysz o co mi chodzi.

- Dlaczego sam nie możesz pójść?

- Bycie duchem ma swoje plusy ale masę minusów, jednym z nich jest właśnie to. - wyciągnął rękę w stronę dziennika. Był w stanie unieść przedmiot na kilka centymetrów jednak dwie sekundy później przedmiot wyleciał z jego dłoni.

- Nie jesteśmy w stanie przenikać przez rzeczy całkowicie, jednak im większy i cięższy tym jest mniejsze prawdopodobieństwo, że go utrzymamy. Nie byłbym w stanie wykopać go, a co dopiero unieść. - westchnął.

- Pójdę tam z tobą, ale obiecaj, że oprowadzisz mnie po okolicy. - Ranboo uśmiechnął się do ducha. Nie wiedział ile czasu z nim już rozmawiał ale czuł się dobrze w jego towarzystwie. Dopiero teraz w całkowitej ciemności zobaczył, że ducha różni coś jednak od zwykłych ludzi. Biła od niego łuna, delikatna poświata.

- Z przyjemnością! Pani Watson na pewno nie chciałaby abyś był zmęczony. - wstał z łóżka.

- A co z tobą? Pójdziesz stąd?

- A chcesz abym wyszedł?

- Nie, znaczy tak. Znaczy nie... Mam na myśli jeśli ci nie przeszkadza i chcesz to zostań. - zrobiło mu się głupio bo do końca nie wiedział jak się zachowywać w stosunku do bytu. W końcu to był tylko duch. A być może chłopak wcale nie istniał tylko głowa Ranboo sama stworzyła sobie przyjaciela?

- Wiem jak ciężkie potrafią być pierwsze noce w nowym miejscu więc zostanę. - duch cały czas był uśmiechnięty. Z powrotem wszedł na łóżko siadając oparty o ozdobną deskę na końcu mebla z kolanami pod brodą. Ręce zawinął wokół nóg i patrzył na chłopaka cały czas z uśmiechem.
Ranboo przez chwilę poczuł dyskomfrot jednak po chwili uczucie zniknęło, a duch jak i pokój zaczęły mu się rozmazywać.
Nie minęło kilka minut, a ten już spał.

My Friend a Ghost || Tubbo & RanbooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz