- Patrz, tamta chmura wygląda jak wnerwiony Wilbur! A tamta jak Yoghurt! - Tubbo wskazał palcem w niebo leżąc na klatce piersiowej Ranboo czując jak ten miarowo i spokojnie oddycha podśmiewując się co jakiś czas z jego skojarzeń i słów.
Blondyn poznał bardzo dużą część terenu w murach jak i poza oraz także innych mieszkańców, wszyscy wydawali się interesujący, a szczególnie jedna osoba.
Fundy to jedyny synem Wilbur'a i jednocześnie jego następca.
Był radosnym dwunastolatkiem z zadziornym uśmiechem i licznymi piegami. Miał brązowe żywe oczy i rude rozczochrane włosy. Nosił białą koszulę i lniane beżowe spodnie z niski butami. Miał przy sobie mały łuk i nożyk jednak całość nie wzbudzała zbytnio strachu.- Ran..Ranboo... Techno... Tech... No... Techno cię... Prosi... - zdyszany dzieciak wbiegł na wzgórze gdzie beztrosko leżeli blondyn z brunetem, podpierając się dłońmi na udach próbując złapać oddech.
- Rany Fundy, spokojnie. Aż tak prędko nie musiałeś biec. Chyba Tommy znowu się nie pali prawda? Prawda, tak? - z twarzy Tubbo na chwilę zszedł uśmiech.
- Nie, nie o to chodzi, Techno chce przeszkolić Ranboo tak, żeby "sam nie wbił sobie miecza w brzuch po czterech minutach walki". No chodźcie no! - rudowłosy zakręcił się wokół własnej osi ciągnąc dwóch chłopców za nadgarstki.
- Nie zamierzam biec, idźmy wolniej, Tubbo mnie już przeciągnał przez trawy, pola i nawet wodę. - wyjęczał Boo wskazując na mokre nogawki spodnii.
- Czyli prowadził cię dziką częścią L'manberga i żeby nie daj przypadkiem boże wyjść za bramę? Pfff, amator. - parsknął Fundy przewracając oczami.
- Nie chciałem, tam jest mało ciekawie. - brunet podrapał się nerwowo po karku.
- To wróćmy sobie częścią za murem. Pokaże ci Las Nevadas, to jest dopiero odjazd! - nie zważający na to co powiedział blondyn ruszył pędem w stronę dziury w murze.
- Wilbur wie? Taka dziura to niebezpieczeństwo, szczególnie, że jest przy jednym z fundamentów. - Tubbo zatrzymał Ranboo przyciągając go do siebie ramieniem, chociaż żeby wykonać taki manewr musiał wspiąć się na palce.
- Oczywiście, że nie! W ten sposób mogę wychodzić poza mury. Mama i tata by mnie chyba powiesili jakby się dowiedzieli.
- Ja w to nie wchodzę, wrócę swoją drogą. Ty Ranboo rób jak chcesz. - obrócił się na pięcie i szedł w stronę z której przyszli.
- Ja w sumie może pójdę z nim, obronię go i wezmę odpowiedzialność. Czy coś.
- Prędzej ja ciebie. No dalej, przez dziurę i za mury. - o ile Fundy zmieścił się bezproblemowo to Boo miał lekki kłopot. Cóż przynajmniej jakby utknął, rozwiązałby się problem dziury.
----
- A tam, tamten ogromny kompleks budynków? Co to za miejsce? - wysoki chłopak wskazał palcem na miejsce które z daleka wyglądało jak małe miasto.
- Las Nevadas, jedno z najbardziej odlotowych i rozrywkowych miejsc w okolicy, przynajmniej tak mówią. Tata jednak powiedział, że to mało ciekawa okolica patrząc, że zarządza tym diler-hazardzista który jest ćpunem z problemami, jednak ciekawi mnie skąd on tak dokładnie wszystko wiem. Ja osobiście uważam, że Alex to całkiem miły facet, dawał mi cukierki. - wzruszył ramionami dalej idąc w swoim tempie.
- Zjadłeś je? - Ranboo zakrztusił się powietrzem.
- Może jestem dzieckiem ale nie jestem aż tak głupi, kto normalny zjadłby cukierki od osoby która handluje nielegalnymi substancjami? - przestał mówić na chwilę.
- Tylko z pięć które nie wyglądały ani nie smakowały podejrzanie, dobre były, czekoladowe z wiśniami. - Fundy zrobił rozmarzoną minę, na co Ranboo sie zaśmiał.
Mimo, że nie rozmawiali długo czuł, że rudowłosy chłopak był dość podobny do niego, mimo, że z pozoru w zupełnie innej sytuacji.
Nie miał z kim rozmawiać ani się bawić ponieważ Wilbur bał się wypuszczać go za mury, a i tak poza nimi ciężko było natrafić na kogoś w jego wieku.
Jego jedynym przyjacielem był lis i ogromna wyobraźnia oraz biblioteka gdzie spędzał dużo czasu.- O! Widzisz tamten budynek z ciemnej, kamiennej cegły? - dwunastolatek wyrwał go z rozmyślań.
- Ah, tak widzę. Co z nim? - Ranboo wyostrzył wzrok.
- To najbardziej strzeżone miejsce świata! Siedzi tam jeden z największych zbrodniarzy, jednak nie wiem za dużo ponieważ wszyscy twierdzą, że mam czas, aby zrozumieć. To takie denerwujące. - delikatnie się naburmuszył po czym kontynuował.
- Właściwie to jedyne co wiem, że chodzi o Dream'a, to głupie ale nie możemy używać jego prawdziwego imienia. No i to, że odkąd go zamknęli nie mam się z kim bawić ani z kim się zadawać. - zrobił jeszcze bardziej obrażoną minę.
- Przyjaźniłeś się z Dream'em? - blondyn ponownie zakrztusił się powietrzem.
- Jesteś durny czy durny? Oczywiście, że nie! Przyjaźniłem się z jego siostrą, jednak tata uważa, że ona będzie czystym złem po bracie.
- Myślę, że powinienem porozmawiać trochę z twoim tatą, może coś to da. - Boo naprawdę zrobiło się przykro, ponieważ nie wyobrażał sobie stracić teraz Tubbo. Tak nagle bez niego, nie dałby sobie rady.
Dwunastolatek podskoczył i rzucił się wysokiemu na szyję cicho dziękując, a nastepnie gdyby nigdy nic dalej opowiadał. Był naprawdę rozgadany ale chłopak podejrzewał, że po prostu nie ma się komu wygadać.- A ciebie i Tubbo wiesz... łączy coś więcej? Przepraszam jestem po prostu bardzo ciekawy! - zatrzymał się na chwilę wpatrując się w Ranboo.
- Nie, nic nas nie łączy oprócz bardzo bliskiej przyjaźni.
- A szkoda... chociaż mama z tatą też tak mówili.
- Co?
- Co? Nic. Rany, Techno nas zamorduje jeśli się nie pośpieszymy. - blondyn chciał krzyczeć na samą kolejną myśl o biegu.
----
- Prawa ręka wyżej, lewa niżej bo zrobisz sobie krzywdę. Najwięcej siły wkładasz w palec mały i serdeczny, a nie we wszystkie cztery, chyba że koniecznie chcesz połamać sobie nadgarstek. Poza tym uzyskasz wtedy zły kąt dziewięćdziesięciu stopni, a nim możesz jedynie kroić ziemniaki na obiad. - Ranboo był już zmęczony, całe dłonie miał poodgniatane od miecza, a palce były opuchnięte. Ramiona mdlały od ciągłego ciężaru, a liczne instrukcje Techno plątały mu się w głowie.
- Idealny kąt to trzydzieści stopni, palce wskazujące przylegają lekko do rękojeści ale nie ściskają jej. No ale nie aż tak bo to za luźno! Ty będziesz walczył, a nie pozował do portretu. I luźno barki z plecami, nie spinaj się. I teraz się zamachnij na mnie śmiało. - mężczyzna stał niewzruszony kiedy blondyn zamachiwał się na niego mieczem po raz piętnasty.
Ranboo czuł jak miecz go przeważa jednak wbił nogi w ziemię i z maksymalnym wysiłkiem zarysował zbroję Techno, na co ten zagwizdał, a Tubbo który obserwował trening zaczął klaskać.
- Nieźle młody, może będą z ciebie ludzie. Gratuluję i jesteś wolny. - Techno odebrał mu miecz i poklepał po bolącym ramieniu.
Chłopak od razu chciał ruszyć do Tubbo jednak czuł jak robi mu się słabo, a nogi uginają się. Cholera, naprawdę uważał, że spędził tu za mało czasu.
Pokochał ten świat i tych ludzi, mimo, że w tamtym oni poniekąd wszyscy musieli istnieć.
Jego ciało zetknęło się z piachem jednak on od razu się nie obudził.
Usłyszał głos który stał się rozmydlony i wszystko zrobiło się ciemne.Idioci, próbując cię chronić wpuścili cię prosto w moje ręce.
Witaj Ranboo, zapamiętaj ten głos, na wojnie ostatecznej jeszcze go usłyszysz...
CZYTASZ
My Friend a Ghost || Tubbo & Ranboo
Fanfiction! KSIĄŻKA NIE MA NA CELU SHIPOWANIA TUBBO Z RANBOO ! Jest to tylko fikcja literacka, a ich relacja w książce może być różnie odebrana przez czytelnika stąd ta notka, jednak nie ma na celu shipowania Tubbo i Ranboo ze względu na ich poczucie komfortu...