1

714 64 74
                                    

- Toby czy możesz się uspokoić? To ważny temat. - na starym rzeźbionym krześle usiadł mężczyzna w średnim wieku.

- Wujek, ale to takie nudne, wolałbym teraz robić coś innego. I błagam nie mów mi po imieniu, to niezręczne, wolę Tubbo. - brązowowłosy chłopak wyglądający na wiek nastoletni zatoczył kółko wokół własnej osi.

- Siostrzeńcu mój jedyny, używaj języka pospolitego tych czasów do kogoś innego lecz nie wtedy gdy konwersujesz ze mną, toż to w uszy kole. - wuj złapał się za głowę lamentując.

- Wybacz stryju lecz nie mam się w ten sposób do kogo odnieś, nikt tutaj nie pojmuje mojego sposobu wyrażania się. - chłopak przewrócił oczami.

- Dostrzegam te bezczelne gesty lecz nie o tym mowa. Drogi, myślę, że to pora.

- Pora na co? - zrobił skwaszoną minę. Nie lubił jego pomysłów.

- Na to abyś wreszcie poznał fach bycia duchem. Całą kwintesencję, sens naszego istnienia. - wstał i zaczął chodzić po pokoju mocno gestykulując.

- Słyszałem wczorajszego zachodu słońca jak nasi współlokatorzy wchodzą do pomieszczenia zamkniętego. Wydawali się w euforii, aż szkoda, że nie są w stanie nas dostrzec lecz ma to również swoje plusy. Zamieszka z nami trzecia persona, więc przejdę do punety. - znowu zamachnął kościstymi rękoma z sygnetami na palcach dłoni.

- Masz sprawić, że jego życie będzie przerażające, elementy wystroju spadające z mebli, literatura spadająca z bibliotek, pojawiaj się i roznoś chaos, wreszcie będzie radośnie! Poczujesz ci to znaczy być duchem! Będzie wspa-

- Ale po co to wszystko? Nie może sobie po prostu mieszkać bez tej całej szopki? Myślisz, że mi się chcę? A jak będzie miły? - Tubbo podparł się na łokciach.

- Biada ci dziecko moje! Czy ty przemyślasz swe czyny i słowa? Przyjaźnić się ze zwykłym śmiertelnikiem? Z resztą, on cię nawet nie dostrzeże. - płynnym krokiem zostawił chłopaka w pustym pokoju.

Poczuł ukłucie, jedyne czego chciał to mieć przyjaciela.

------------------

- Ranboo jesteś gotowy? - Sam popatrzył na przerażonego nastolatka.

- Nie mam wyjścia nie być gotowym. - wymusił sztuczny uśmiech przez który przebijał ból.
Poczuł jak masywne ramiona jego opiekuna obejmują go, a on odwzajemnił uścisk chudymi rękoma. Oboje zaczęli cicho płakać. Wszystkie wspomnienia właśnie przeminęły. Ranboo będzie gdzie indziej. Większy fragment świata, z dala od... od czego? Na pewno nie domu ani nie od rodziny. Od Sam'a? To jedyne co go mogło zasmucić w takiej skali.

- Obiecaj mi. Obiecaj mi, że nigdy się nie poddasz, że będziesz dążył do swoich celów. Że będzie szczęśliwy jeśli sytuacja pozwoli, a jeśli trzeba zapomnisz o mnie. Ale skontaktuj się czasem. - otarł łzy Ranboo rękawem bluzy w odcieniu butelkowej zieleni.

- Nigdy o tobie nie zapomnę, kogo bym nie spotkał. Proszę, ty też nie zapomnij o mnie. - ostatni raz popatrzyli sobie w oczy.

- To twój czas. Żegnaj Ranboo. - podał mu torbę wskazując na samolot.

- Żengaj Sam. - wziął drżącymi rękami torbę i skierował się w stronę latającej maszyny.

Dlaczego pożegnania musiały być aż tak ciężkie bez powodu? Być może, że żegnali się na zawsze? Albo poniekąd byli bardzo ze sobą związani?

My Friend a Ghost || Tubbo & RanbooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz