Rozdział 18

33 3 0
                                    

Rano otworzyłam oczy, jako pierwsza. Postanowiłam jeszcze nie budzić przyjaciół. Niech się wyśpią, bo w końcu czeka nas długi dzień, a oni dużo czasu spędzili w lochach, więc mają prawo do zaznania wygody.

W tym czasie, kiedy oni spali, a ja się przebierałam, usłyszałam pukanie do drzwi. Cicho podeszłam, sprawdzając kto stoi po drugiej stronie. Gdy zobaczyłam, że to Charlotta, odetchnęłam z ulgą i wpuściłam do środka. Ona weszła i stanęła, jak wryta, gdy zobaczyła Anę, Roberta, Jacoba i Rapheala na fotelach, w których spali. Zaskoczona uniosła brwi, jakby żądając wyjaśnień. Szybko streściłam jej wszystko, czego sama się dowiedziałam. Była w szoku, ale szybko się otrząsnęła, pytając:

- Gotowa?

Pokiwałam głową, potwierdzając swoje przygotowanie. Nie chcąc tracić czasu, zaczęłam potrząsać ramieniem przyjaciółki, żeby się obudziła. Potem zaczęłam budzić chłopaków. Trzeba powiedzieć, że aby zwlec ich z łóżka, to trzeba mieć stalowe nerwy, mnóstwo czasu i siłę. Nie da się ich absolutnie wybudzić. Przypominają chrapiące niedźwiedzie, które zapadły w sen zimowy. Kilkadziesiąt kilogramów mięśni, leżących na łóżku. I teraz dziewczyna, która waży mniej niż połowę tego co oni, ma ich obudzić – no nie. Po prostu się nie da. Charlotta i Ana miały ten sam problem. Jednak ja miałam asa w rękawie. Nie chcieli po dobroci, to spróbujemy inaczej. Na Charlesa podziałało, więc mam nadzieję, iż podziała również na nich. Do wiaderka nalałam zimnej wody i zafundowałam im lodowaty prysznic z samego rana. Podziałało. I to jak! Wyskoczyli z łóżka, jak poparzeni, nie bardzo wiedząc co się dzieje, a ja i dziewczyny śmiałyśmy się do rozpuku z ich zdezorientowanych min. Oni widząc to, popatrzyli na nas morderczym wzrokiem, ale to tylko spotęgowało nasze rozbawienie. Podejrzewam, że gdyby nie powaga sytuacji i tego, co mamy za chwilę zrobić, zgotowali by nam niezłe piekło. Jednak to musiało poczekać.

Po piętnastu minutach, wszyscy byliśmy zwarci i gotowi do wyjścia. Szybko jeszcze raz powtórzyliśmy plan, upewniając się, że każdy wie, co ma robić.

- Pamiętajcie – powtarzała Charlotta podczas drogi. – Wychodzicie dopiero, kiedy usłyszcie sygnał.

Pokiwaliśmy głowami na znak, że rozumiemy. Przy bibliotece – rozdzieliliśmy się – Jacob i Charlotta poszli w stronę tajnego przejścia, a ja, Raphael, Robert i Ana ruszyliśmy do lochów. Życzyliśmy sobie powodzenia i każda z grup ruszyła w swoją stronę.
Po chwili straciłam z oczu drugą grupę. Oddychałam głęboko, wierząc, że we dwoje dadzą sobie radę. Teraz ja musiałam się skupić, aby wyprowadzić wszystkich bezpiecznie, poza obszar pałacu. Nie chciałabym nikogo tu zostawiać. Każdy z tych ludzi zasługiwał na wolność oraz szczęście, a ja obiecałam im to zapewnić i zamierzam dotrzymać danego słowa.
Poruszaliśmy się powoli i ostrożnie, aby strażnicy nas nie zauważyli i nie zatrzymali, bo mielibyśmy problemy. W końcu jednak dotarliśmy do schodów, prowadzących na dół. Niestety, aż nazbyt dobrze znałam te wyniszczone stopnie, brudne ściany i zapach otulający to wszystko. Mimo, iż brało mnie na wymioty, na myśl o szczurach, które mogłabym spotkać – przemogłam się i pierwsza weszłam na schody. Wiedziałam, że nie mogę teraz stchórzyć i się poddać, więc stawiałam kolejne kroki, które prowadziły mnie dalej w ciemność. Za moimi plecami, słyszałam niepewne kroki reszty. Miałam nadzieję, że również dadzą radę. Chociaż, może tymi słowami chciałam dodać otuchy samej sobie?
Im bardziej zbliżaliśmy się wszyscy do końca planu uwolnienia więźniów, tym bardziej czułam się niepewnie, traciłam nadzieję. Właściwie to powinnam być zadowolona, że (jak na razie) wszystko idzie zgodnie z zamysłem, mimo iż to dopiero początek.

Po kilku minutach, dotarliśmy na dół i zastaliśmy śpiących ludzi. Wiele z nich leżało na zimnych kamieniach, ale niektórzy starali się zrobić prowizoryczne posłanie z ubrań. Kilka osób spało również na siedząco. Dzieci i niemowlęta chrapały w ramionach matek. We śnie wszyscy wyglądali tak spokojnie, niemal jakby byli szczęśliwi. Niestety to tylko złudzenie. Chociaż gdyby nie otoczenie, można by było w to uwierzyć. Patrząc na nich, żal było mi ich budzić, ale jeśli chcemy się wydostać z lochów i pałacu, to niestety, nie można spać. A jak wspominałam wcześniej – nie chcę nikogo tutaj zostawiać, bo byłoby to nie w porządku. Wszyscy w równym stopniu mają prawo zaznać szczęścia oraz wolności, a nie tylko elita, bogacze, czy wybrańcy. Każde z nas po kolei podchodziło do różnych osób, budząc ich. Było to dość łatwe, gdyż spora część z nich, miała bardzo płytki sen, wyczulony na każdy najdrobniejszy dźwięk i ruch – niemal jak zające. Jedynie malutkie dzieci spały twardo, ale uznaliśmy, że nie ma sensu ich budzić (szczególnie tych, które nie potrafią chodzić). W końcu obudziliśmy ich wszystkich. Wielu z nich miało wypisane na twarzy przerażenie, ale także determinację, która mam nadzieję sprawi, że wszystko przebiegnie pomyślnie.

Ciemność Tom 2 "Gdyby wszystko potoczyło się inaczej "Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz