- Gguk zwolnij! - mruknął Minkyu niemal błagalnym tonem, ale nie mogłem go posłuchać...musiałem natychmiast działać - Hey - szepnął układając przy tym dłoń na moim ramieniu - słuchaj, ja wiem, że się stresujesz, ale...- wziął wdech - siedzisz właśnie za kierownicą pod wpływem alkoholu bez dokumentów! Z pierdla to ty go nie uratujesz!,- Masz rację. - westchnąłem faktycznie nieco zwalniając - To...jak wyglada sytuacja?,
- Szef zlecił jakimś ludziom wysadzenie szpitala, w którym pracuje Jimin, bo ma informacje, że twój rudzielec przychodzi dziś na nocną zmianę. - wyjaśnił po raz enty...tym razem niestety zrozumiałem - Boi się, że smarkacz nas wyda, a głównodowodzący szpitala kiedyś odrzucił pomoc kuzynce szefa, przez co ta załatwiała zabieg na lewo i do końca życia będzie cierpieć przez powikłania, a tak się składa, że on również pracuje dziś na noc, więc odliczając jakieś dwadzieścia pięć przypadkowych ofiar, których nie uznał za wysoką cenę, to właśnie tym sposobem chce się pozbyć obu swoich problemów,
- Zwariował! - warknąłem uderzając z otwartej dłoni w kierownicę - Ile mamy czasu?,
- Za jakąś minute będziemy na miejscu, a z tego co wiem wybuch ma być za...- przerwał na chwilę - osiem minut, czyli masz siedem maksymalnie. A masz plan?,
- Mam, - odparłem pewnie - ale ty wysiadasz razem ze mną i idziesz się schować, albo do domu, cokolwiek. Wynagrodzę ci to,
- Luz, ratuj swojego kochasia. - zachichotał za co otrzymał wściekłe spojrzenie - Wybacz,
- To nie jest mój kochaś, tylko... - no tak. Przecież sam nie wiedziałem skąd nagle we mnie ta litość...,
- Tylko cię zaciekawił. - westchnął otwierając drzwi zaraz po tym, gdy finalnie zaparkowałem w ukryciu za drzewami - Powodzenia Gguk,
- Dzięki - posłałem mu niepewny uśmiech, po czym spojrzałem w stronę szpitala naciągając na twarz komin wyjęty przed naszą podróżą z bagażnika. Już czas.
~Jimin pov.~
Pędziłem korytarzem najwyższego z pięter szpitala, gdzie na szczęście w tym tygodniu nie było zbyt wielu pacjentów, a co za tym idzie - ludzi, na których mógłbym wpaść. Wpatrywałem się tępo w podłoże z pamięci skręcając po całym budynku tak, aby dostać się wreszcie do gabinetu, który dzieliłem z dwoma innymi lekarzami. Stukot moich podeszw rozchodził się równomiernym echem głośniejszym (z racji na nocną porę) od warkotu wszystkich maszyn stabilizujących pacjentów.
W ostatnich dniach stało się parę dziwnych rzeczy, z których conajmniej jednej zdecydowanie nie powinienem widzieć...nie miałem pojęcia, co miało miejsce wtedy na cmentarzu, ale nieodparcie czułem, że jeszcze będą z tego problemy. I to znacznie poważniejsze niż kłopoty z zaśnięciem.
W końcu wpadłem za drzwi gabinetu zatrzaskując je za sobą i próbując uspokoić oddech oparłem się plecami o drewnianą powierzchnię:
- Kawy~ - westchnąłem błagalnie unosząc w końcu wzrok, który ku mojej uciesze spotkał się z rozbawioną miną mojego przyjaciela,
- Masz zrobioną. - skinął głową w stronę stolika i momentalnie rzuciłem się w tamtą stronę - Ey Jiminnie, bo sobie kitel poplamisz, a masz za chwilę spacer kontrolny po pacjentach - mógł mieć trochę racji...nie należałem do zbyt ostrożnych osób do tego stopnia, że szef od przeszło pół roku przygotowuje mi dodatkowy kitel w razie gdyby z pierwszym coś się stało. Chwyciłem stabilnie kubek siadając padnięty na kanapie przyglądając się białowłosemu, który zakładał na siebie kurtkę...wychodził?,
- Jungwoo? - zacząłem biorąc kilka głębszych łyków czekoladowej kawy z paroma wtopionymi już piankami - Gdzieś się wybierasz?,
- Do domu. - uśmiechnął się pogodnie - Szef uznał, że zasłużyłem na parę dni wolnego, ale uparłem się, żeby dziś przyjść, bo miałem parę wypisów i dostałem zgodę pod warunkiem, że do północy się zmyje. - objaśnił - A że zostało pięć minut, to zostawiam cię samego,
- Na sześć cholernych godzin? - jęknąłem przeciągle czując się przedwcześnie zmęczony tym dniem,
- Język. - mruknął - Jako twój hyung nie pozwalam ci się tak wyrażać,
- Jesteś starszy jedynie pół roku, - wywróciłem oczyma - a ja nie jestem dzieckiem,
- Czyżby? - dopytał śmiejąc się pod nosem - A te skarpetki w króliczki mi się przywidziały, tak?,
- Idź już - bąknąłem próbując założyć ręce na piersi, ale nie pozwolił mi na to głupi kubek trzymany w dłoni, dlatego tylko wymamrotałem coś pod nosem zaczynajac na nowo pić swój bilet do chociaż odrobiny energii,
- Też cię kocham, - puścił mi oczko - nie oblej się - po tych słowach wyszedł.
Fuknąłem oburzony zaraz po tym zaczynajac szeptać sam do siebie o tym jak bardzo wkurza mnie brak wiary przyjaciela. Przyłożyłem ponownie naczynie do ust starając się wysączyć resztę na raz i wtedy właśnie stało się coś, co mogłem przewidzieć, a Jungwoo uznał za oczywiste. Poczułem wyjątkowe ciepło w okolicy brzucha niechętnie spoglądając w dół.
Brązowa plama na na szczęście starszym z moich kitli doszczętnie zrujnowała mi nastrój. Odstawiłem kubek na blat wzdychając pod nosem, po czym tupnąłem zdenerwowany nogą zrzucając z siebie zaplamiony materiał podchodząc szybkim krokiem do drzwi. Otworzyłem je wystrzeliwując na korytarz z nadzieją, że nikt mnie nie zobaczy. Dwa zakręty dalej znajdował się mały pokoik z wieszakiem pełnym podpisanych rozmaitymi nazwiskami kitlów.
Nacisnąłem klamkę wchodząc jedynie o krok i przegrzebując dłonią materiały w poszukiwaniu notki ,,Park", kiedy obca, dość duża dłoń nagle zacisnęła się na moich ustach, przez co krzyk uwiązł mi w gardle. Poczułem, że w kącikach moich oczu zaczynają się zbierać łzy, gdy usłyszałem głos oprawcy:
- Csii. - zaczął męskim głosem, którego miłą barwę byłbym w stanie naprawdę polubić, gdyby nie należał do mojego przyszłego mordercy - A teraz pójdziesz ze mną i nawet nie będziesz próbował się wyrwać, zrozumiałeś? - zacisnąłem mocno oczy i pokiwałem twierdząco głową.
***
15.09.2021r.
CZYTASZ
Under Protection | JiKook | j.jg x p.jm
FanficCzy pracując w głównej koreańskiej mafii można mieć serce dla kogokolwiek? Zapewne nie. No chyba, że na swojej drodze spotka się niepowtarzalny, rudy blask. Czyli gdzie w trakcie jednej z misji Jeongguka nieznajomy rudowłosy chłopak trafia w złe...