Po wspólnym zagrzaniu się jakimś słodkim badziewiem potocznie zwanym gorącą czekoladą oboje postanowiliśmy, że można by zjeść coś, co nie ma predyspozycji by nagle ożyć - w skrócie: nie jest ramenem z pudełka. Przejrzałem lodówkę wypełnioną niemal po same brzegi świeżym produktami, które w sumie można było przemienić w coś smacznego. Wspólnymi siłami uznaliśmy finalnie, że najlepszą z dostępnych opcji będzie spaghetti z własnoręcznie przyrządzonym sosem.
Kiedy ja bawiłem się w doprawienie mielonego mięsa, Jimin kroił ostrożnie warzywa nożem pilnując, aby pomidory nie zostały rozciapane po całej desce do krojenia. Gdy sos był już prawie gotowy, a mięso udało mi się podsmażyć na oliwie czosnkowej nadszedł czas na wstawienie makaronu, które było głównie odczekiwaniem dziesięciu minut. Połączenie wszystkich składników zostało już jedynie formalnością, po której punkt dziewiętnasta zasiedliśmy przy stole rozmawiając jak starzy znajomi przy parujących talerzach sensownego posiłku, a do tego o dziwo smacznego.
Praktycznie skończyłem swoją porcję ukradkiem przyglądając się zabrudzonej od sosu buźce Jimina i kiedy chciałem zetrzeć mu te plamy z policzków usłyszałem charakterystyczny dźwięk parkowania pojazdu. Oboje zamarliśmy w miejscu odkładając sztućce na bok chcąc zafundować sobie jak najgłębszą ciszę. Zerwałem się z krzesła łapiąc w dłonie najbliższą broń z kuchni, po czym spokojniejszym krokiem ruszyłem do drzwi i wytężając wzrok starałem się pomimo ciemności zauważyć skąd dobiegł ten dźwięk:
- Jungkookie? - spytał niepewnie starszy wstając ostrożnie od stołu,
- Csii. - szepnąłem wychylając się bardziej w stronę okna. Poczułem jak moje serce robi cholerne salto, kiedy zauważyłem czerwono-niebieskie światła - Gliny,
- Kookie? - szepnął wystraszony,
- Będzie dobrze - posłałem mu sztuczny uśmiech...mogło wcale nie być dobrze. Wszystko zależało od tego, co pucołowaty, zbliżający się do drzwi policjant miał zlecone. Zapukał donośnie w drzwi, więc schowałem broń na plecami i z udawanym spokojem nacisnąłem klamkę - Słucham? - podjąłem miłym tonem składając niewielki ukłon - Coś się stało panie władzo?,
- Widzę państwo na feriach? - mruknął fałszywie ludzkim tonem. To nie był człowiek...to była maszynka państwowa,
- Tak jakoś wyszło. - podrapałem się po karku - Obiecałem przyjacielowi, że gdzieś pojedziemy. Wie pan jak to jest mieszkając daleko od siebie,
- Mhm... - mruknął. Zero uznania dla mojej gry na czas...halo ja tu odstawiam scenę życia bylebyś uwierzył, że nic podejrzanego tu nie ma miejsca, a ty co? - chętnie bym porozmawiał, ale praca woła,
- A szkoda, bo akurat mieliśmy obiad. - ah wyuczony ton czystego zawodu. Mogłem być aktorem, a nie mafiosem - Zostało dość sporo,
- Nie chce psuć wam humoru, ale - westchnął...chyba jednak miał trochę empatii. Albo kompletnie zignorował moje słowa i jechał dalej formułką - mam zgłoszenie od mężczyzny, który przechadzał się tędy na spacer. - objaśnił - Ponoć słychać było tutaj wystrzały,
- Oh, - szepnąłem ,,zaskoczony" - to stara wiatrówka dziadka. Pożyczył nam, żebyśmy mogli pobawić się strzelając w drzewa. To prywatny teren i raczej żaden leśniczy nie pogniewa się za kilka uszkodzonych pni...to wszystko?,
- Dokumenty tożsamości, akt własności terenu i zgoda na użycie broni palnej - wybełkotał - dla świetego spokoju,
- Coś jeszcze? - wymamrotałem. To nie tak, że nie miałem kompletu dokumentów, (prawdziwych, bądź nie) ale znając służby tego kraju, to raczej i tak nie skończyłoby się polubownie,
CZYTASZ
Under Protection | JiKook | j.jg x p.jm
FanfikceCzy pracując w głównej koreańskiej mafii można mieć serce dla kogokolwiek? Zapewne nie. No chyba, że na swojej drodze spotka się niepowtarzalny, rudy blask. Czyli gdzie w trakcie jednej z misji Jeongguka nieznajomy rudowłosy chłopak trafia w złe...