Część 18

380 25 4
                                    

Valdis obudziła się wyczerpana na swoim łóżku. Nie pamiętała żeby poprzedniego wieczora wstawała z podłogi. Kiedy chciała się podnieść, tajemnica jej teleportacji się wyjaśniła. Obok niej spał Loki, jego ręka oplatała ją w talii. Delikatnie wyswobodziła się z jego objęć, na swoje miejsce podkładając mu poduszkę.

Klęknęła na środku pokoju przodem do okna, za którym było jeszcze ciemno. Położyła dłonie na udach i przymknęła oczy. W ciągu ostatniej doby wydarzyło się tak wiele, że musiała sobie to uporządkować w głowie. Nie mogła się jednak skupić.

Cisza panująca w kampusie była zbyt głośna, dudniła jej w uszach.

Wstała z ziemi, machnęła ręką i jej ulubiony strój pojawił się na jej ciele. Zarzuciła na głowę kaptur i teleportowała się do centrum miasta.

-Ktoś widział Valdis?-Zapytał Loki w pełni rozbudzony wchodząc do salonu.

-Nie wychodziła z pokoju od wczoraj.- Odpowiedziała mu Wanda.

-Nie ma jej tam. Więc pytanie gdzie jest.-Stwierdził czarnowłosy czując rosnące zdenerwowanie.

Pietro spojrzał na siostrę a ta kiwnęła mu głową. Chłopak zostawił za sobą tylko srebrną smugę i zanim ta zniknęła, stał już na swoim poprzednim miejscu.

-Nie ma jej nigdzie na terenie kampusu.-Powiedział.

-Friday namierz proszę telefon Layli.- Odezwał się Tony.

-Wskazane urządzenie znajduje się w w pokoju właścicielki.-Odpowiedziała mu sztuczna inteligencja.

-Wspaniale.- Mruknął Loki.-Nie znajdziemy jej tak długo jak sama nie zdecyduje się pojawić. Nie kiedy jest jeszcze potężniejsza niż kiedykolwiek.

-Miejmy nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.-Westchnął Steve.

-Kto ma zrobić coś głupiego?-Usłyszeli głos czarnowłosej dobiegający od strony kuchni.

Kobieta siedziała z kapturem zasłaniającym jej twarz na szafce a w dłoni trzymała paczkę czipsów.

-Ty.-Stwierdził Bucky zirytowany jej zachowaniem.

-A ty co masz takie humorki od samego rana. Już nawet nie można wyjść na spacer?-Zapytała zeskakując na ziemię.

-Nie wpadłaś na to, że będziemy się o ciebie martwić?-Zapytał Tony ojcowskim tonem.

-Miło, ze chociaż ktoś.-Stwierdziła i rzuciła na stół jedzenie, które miała w ręce.- Idę się ogarnąć.

Po tych słowach weszła w oświetloną część pomieszczenia i idąc do swojego pokoju ściągnęła kaptur. Dopiero teraz zauważyli, że coś jest nie tak. Loki złapał ją za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę a ona zmierzyła go zabójczym spojrzeniem.

-Co się stało?

-Nic.

-To dlaczego jesteś cała we krwi?-Zapytał pokazując jej własną dłoń, która była całkowicie pokryta czerwienią.

-Bo się ubrudziłam.-Odpowiedziała ironicznie.-To nie moja krew jeśli o to ci chodzi.

-To czyja?-Do rozmowy włączył się Clint.

-Zdaje sobie sprawę, że uważacie, że nie jestem w najlepszym stanie psychicznym ale nie zrobiłabym niczego głupiego. Zapominacie, że jestem lekarzem. Nie jestem tylko psychologiem ale również chirurgiem. Próbowałam pomóc kobiecie, którą zaatakował jakiś ledwo odstający od ziemi gnojek. Była w ciąży a ten kutas wbił jej nóż prosto w brzuch. Chciałam uratować ją i dziecko. Stąd tyle krwi.-Wywarczała na nich i wyrwała swoją dłoń z uścisku Asgardczyka. Zdenerwowana zrezygnowała z marszu do swojego pokoju. Skierowała się za to do wyjścia z budynku po drodze usuwając całą krew za pomocą magii.

Poprzez Wieki ||MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz