Część 22

315 22 1
                                    

-Mamy jedną szansę.- Powiedział Steve kiedy szykowali się do wyjścia ze statku kosmicznego.

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Jedynie Val zdawała się nie słuchać motywacyjnego przemówienia kapitana. Cały czas sznurowała buty coraz mocniej. Czuła jakby żołądek miał jej za chwilę wyjść gardłem.

-Larysa. Wszystko w porządku?-Usłyszała pytanie zadane po rosyjsku. Wszystko słyszała jak zza ściany.

-Tak, w jak najlepszym.-Odpowiedziała odruchowo. Dopiero potem podniosła wzrok i dostrzegła, że przed nią kuca Natasha i przypatruje jej się zmartwiona.- Tasha, mówię poważnie. Wszystko gra.

-I Val.- Zwrócił się do niej Rogers, na którego dopiero zwróciła uwagę.-Nie daj się ponieść emocjom.

-Jestem oazą spokoju. Jak ten kwiatek na jeziorze.- Prychnęła na jego słowa. Zarzuciła kaptur na głowę i chciała wyjść.

-Mówię poważnie.- Powiedział Steve łapiąc ją za łokieć.

-Ja też.-Odpowiedziała wyrywając się i wychodząc. Dzięki płaszczowi idealnie wtapiała się w otoczenie dlatego niemal od razu stracili ją z oczu.

Było ciemno więc nie chcieli jej zgubić. Wszyscy wyszli niecałą minutę po niej. Szli uważnie, patrząc od nogi by nie powodować zbędnego hałasu. Podzielili się tak by otoczyć budynek, w którym przebywał Tytan. Steve wychylił się zza drzewa by zorientować się jak daleko są.

-Można bezpiecznie iść. Do tej chatki został nam jakiś kilometr.- Odezwała się tuż za nim czarnowłosa, która pojawiła się znikąd. Ręką zablokowała uderzenie tarczy.- Opanuj testosteron. Chciałabym przeżyć.

-To tak nie rób. Wszyscy jesteśmy spięci. Nie wiemy nawet gdzie idziemy. -Odpowiedział jej Rogers zirytowany.

-Ostatnie zdanie nie jest prawdą. Zwiedziłam sobie dokładnie to miejsce w czasie gdy wy się wlekliście. Po prostu idźcie za mną i słuchajcie poleceń a dotrzemy do niego bez problemu.-Oznajmiła wymijając go pewnym krokiem.- Trochę zaufania. 

Widząc ich miny westchnęła odchylając głowę do tyłu. Zmierzyła ich wszystkich wzrokiem.

-Wiem, że nie zawsze mieliście powody żeby mi ufać. Mogłabym wręcz powiedzieć, że dałam wam wiele argumentów za tym żebyście mi nie ufali. Tym razem możecie a właściwie powinniście, z bardzo prostego powodu. Niczego nie pragnę w tym momencie tak bardzo jak pokonać Thanosa i przywrócić wszystkich.- Powiedziała z ogromną pewnością siebie. Zabrzmiała tak mocno, że przekonała wszystkich.

Dalszą drogę przemierzyli w ciszy. Niedaleko swojego celu złapali się za ręce a Val sprawiła, że stali się niewidzialni. Było to męczące ale przez adrenalinę krążącą w jej żyłach nie odczuwała tego. Taki układ skutecznie ich spowolnił. Było ich sporo więc musieli niezwykle uważać by nie wpaść na jedną z wielu postaci przemierzających korytarze pałacyku, w którym byli.

-Nie martw się tym. To tylko grupa nic nie wartych ludzi. W dodatku przewodzi im kobieta. Nie ma szans żeby się tu dostali.-Usłyszeli głos Thanosa zza wielkich ciężkich drzwi.

Kobieta spojrzała na swoich przyjaciół po czym teleportowała ich za nie. Tak by nie zwracać uwagi niepotrzebnym ruchem.

Tytan siedział na wielkim, nawet jak na niego, tronie. Dookoła niego kręcili się członkowie czarnego zakonu. Usługiwali mu w czym tylko się dało.

-To nieco seksistowskie.-Odezwała się ujawniając ich obecność.- Kobieta jest zdolna do wszystkiego. Jeśli tylko ma dobrą motywację. A o to już ty zadbałeś.

Poprzez Wieki ||MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz