🌙rozdział 16🌙

85 12 0
                                    

Jak się okazało następnego dnia, niedziela nie była wcale tak straszna jak przewidywałem. Niemal cały dzień, odkąd wstałem do czasu, kiedy położyłem się spać, spędziłem na treningach. Z każdą chwilą wychodziło mi coraz lepiej. Co prawda rano było tak samo jak wczoraj, ale z każdą godziną robiłem postępy, a wieczorem, gdy ćwiczyłem ze Stanem, obraniałem niemal każdy cios, pomimo że on, był najzacieklejszy ze wszystkich, z którymi ćwiczyłem. W ostatnich minutach nawet pokusiłem się o próbę zadania kilku pchnięć. Co prawda od razu zostały odparte z o wiele większą siłą, ale dla mnie było to sukcesem, ponieważ nie dość, że zdążyłem odeprzeć jego atak, to jeszcze sam go wywołałem.

Oczywiście nie obyło się także bez obrażeń, szczególnie częstych na początku dnia, gdy ból tych wczorajszych nie zdążył jeszcze zniknąć. Najczęściej były to siniaki, ale zdarzały się także zadrapania czy głębsze rozcięcia skóry, z których później sączyła się krew, powstałych gdy nie do końca udawało mi się zrobić unik i obrywałem ostrym zakończeniem. Jednak z każdą chwilą były coraz rzadsze.
Pewnie dlatego, że zaczynałem działać tak, jak radziła mi Anaya. Poniosłem się intuicji, jak radziła. To skąd nadejdzie cios, słyszałem, widziałem i czułem nawet przez ruch powietrza. To wydawało mi się niemożliwe, a jednak wychodziło.

Gdy nadeszła noc, padałem na ryj i jedyne o czym marzyłem, to żeby położyć się spać. Jednak na razie musiałem o tym zapomnieć, bo cały weekend trenowałem i ani na chwilę nie przysiadłem do nauki. Czekała mnie – przynajmniej częściowo – zarwana noc.

I wcale niewiele się pomyliłem. Gdy w końcu uporałem się z zadaniami z matematyki, wypracowaniem na angielski i działem z biologii, z którego miałem mieć pojutrze sprawdzian, zegar wskazywał drugą w nocy. Czułem, że teraz każdy weekend będzie do tego łudząco podobny. Treningi, szkoła, krótki sen i tak w kółko. 

A Cameron cały czas się nie pojawił.

* * *

Poniedziałek wydawał mi się zbyt normalny, co teraz wydawało mi się bardzo podejrzane.

Nie było jeszcze informacji o zaginięciach tamtej dwójki, więc wszyscy ochłonęli i zachowywali się raczej zwyczajnie. No, na tyle zwyczajnie, na ile było to możliwe w tych okolicznościach.

Miłą odmianą było nie słyszeć ciągłych szeptów, podejrzeń i teorii, przynajmniej przez kilka godzin. 

Dodatkowo postanowiłem, że wrócę do pracy, przynajmniej na kilka dni, żeby zobaczyć jak to wyjdzie, a potem jak coś wezmę wolne albo się zwolnię. Cały czas nie byłem dość pewny tej decyzji, ale chciałem spróbować. Poza tym dzisiaj i tak niemal wszyscy pracowali albo mieli zajęcia do późna, przez co nie miałby mnie kto trenować.

Dlatego też uznałem, że nie muszę wracać wcześnie i w drodze powrotnej wstąpię do mieszkania po resztę ubrań. Była to dla mnie trochę trudna decyzja, ponieważ oznaczało to, że na dłużej zostaję z watahą. Na ten moment nie było innego wyjścia, pomimo że cały czas miałem nadzieję, że da się tego jakoś uniknąć. No ale cóż, jak trzeba to trzeba. Gadałem wczoraj o tym ze Stanem i jakoś przesadnie pozytywnie nie zareagował na wiadomość, że nie zmieniłem zdania, w przeciwieństwie do reszty, którzy nawet może trochę się ucieszyli. No ale pozwolił mi dzisiaj iść bez obstawy. A niechby tylko spróbował inaczej. Teraz z tymi umiejętnościami, zwiewał bym jeszcze szybciej. No, przynajmniej tak myślę.

Odzwyczajony od spokoju, byłem pewny, że nim lekcje się skończą, coś się wydarzy, ale całe szczęście się pomyliłem. Godziny minęły szybko, bez żadnej afery, bez wzywania nikogo na policję; po prostu normalnie. Byłem ciekawy, jak długo taki stan rzeczy się utrzyma.

𝘙𝘦𝘴𝘤𝘶𝘦𝘥 {bxb}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz