— Trzeba ustalić plan działania — oznajmił Stan, gdy wszyscy razem znowu usiedliśmy przy stole. - Wiem, że potrzebujesz czasu, ale...
— Nie — przerwałem mu. Widząc zaskoczone spojrzenia, dodałem: — Jest okej.
Chciałem już zacząć, bo wtedy szybciej dowiem się prawdy, szybciej będę mógł odejść, zapomnieć i wrócić do normalnego życia, w którym nie było miejsca na takie coś jak wilkołaki. Na żadne potwory.
— Jest ktoś kogo powinieneś powiadomić? Ktoś z rodziny?
Zacisnąłem wargi, unikając spojrzeń. Nie ufałem mojemu głosowi, więc tylko pokręciłem głową. Pomimo, że minęło tyle lat, cały czas mówienie o tym wzbudzało te same emocje.
A poza tym nie miałem zamiaru im niczego tłumaczyć. Kim oni dla mnie są, żebym mówił im o moich bliskich?!
Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza.
— Przykro mi — powiedziała autentycznie zmartwionym głosem. Wyciągnęła rękę, jakby chciała w solidarnym geście dotknąć tej mojej, ale widząc moją minę, od razu ją cofnęła.
Każdy zawsze mówił to samo. Czuł współczucie i udawał, że wie jak to jest.
— Nie potrzebuję litości — odparłem, trochę ostrzej niż zamierzałem.
Nienawidziłem takich sytuacji. Samo przebywanie w centrum uwagi było dla mnie niekomfortowe, ale gdy jeszcze było spowodowane moją sytuacją rodzinną, nie mogłem wytrzymać. Ci ludzie myślący "jaki on jest biedny, tyle przeszedł. Z pewnością potrzebuje pomocy, a moje biadolenie nad nim na pewno coś zmieni."
— Wcale nie chodzi o litość. Po prostu wiemy, że to trudne. Stracić rodzinę, przyjaciół... tych wszystkich, którzy byli – nadal są – dla nas najważniejsi.
Spojrzałem na nich ze zdziwieniem. W ich oczach widziałem coś w rodzaju melancholii, jakby przypomnieli sobie o czymś smutnym. Nawet Cameron zamarł na chwilę.
Jak byliśmy na tarasie Tim wspomniał, że nie zawsze było kolorowo, ale nie miałem czasu zastanowić się nad tym bardziej.
W końcu byli tutaj, sami, w domu pośród leśnych drzew, pozostawiani sami sobie.
Kilka minut żadne z nas się nie odzywało. Po raz pierwszy poczułem coś w rodzaju więzi między nami. Ale nagle przypomniałem sobie w jakiej sytuacji jesteśmy.
— Możemy przejść dalej? — spytałem.
— Oczywiście. Dobrze by było, gdybyś został tu z tydzień, ewentualnie dwa. Wtedy będziemy bardziej pewni, że nie stracisz kontroli.
Pokiwałem głową. Nie chciałem z nimi mieszkać, ale jeszcze bardziej nie chciałem nikogo skrzywdzić i stać się jeszcze większym potworem.
— Za niedługo ktoś pójdzie z tobą po rzeczy do ciebie. Potem spotkamy się w ciemnej dzielnicy.
— Po co? — spytałem z niepokojem. Nie chciałem tam wracać. Pod powiekami przemknęły mi obrazy z nocy, powodujące kolejną falę dreszczu.
— Musimy ich powstrzymać. Teraz każdy szczegół jest ważny, a ty nie pamiętasz wszystkiego. Dlatego pomyśleliśmy, że może kiedy się tam znajdziesz, przypomnisz sobie więcej. Albo że nie chcesz...?
— Nie, pójdę. Chcę pomóc.
— Dobrze. W takim razie oprowadzimy cię po domu i ktoś pójdzie z tobą do twojego mieszkania. Potem dołączycie do nas przy północnej granicy.
Wszyscy pokiwali głowami, wykazując aprobatę tego pomysłu.
— W takim razie jesteśmy umówieni. Ja muszę iść na chwilę do pracy, ale powinienem się wyrobić — dodał Stan.
CZYTASZ
𝘙𝘦𝘴𝘤𝘶𝘦𝘥 {bxb}
NouvellesCorey od dziecka wiedział, że przyczyna śmierci jego rodziców była zupełnie inna niż każdy mu podawał. Usłyszał zbyt wiele sprzecznych wersji i nie mógł uwierzyć, że dwie najbliższe osoby odebrał mu nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Poprzysiągł sobi...