🌙rozdział 4🌙

163 20 23
                                    

Dopiero, gdy otworzyłem oczy następnego dnia do końca dotarło do mnie, co mam zamiar zrobić. Iść za niebezpiecznymi mordercami. Tymi samymi, którzy zabili moich rodziców. Tymi, z którymi nie będę miał żadnych szans, jeśli nie dopisze mi szczęście.

Miałem wrażenie, jakby po całym moim ciele rozchodziło się dziwne mrowienie. Do tego miałem ściśnięte gardło, a żołądek zdawał się być zaciśnięty w ciasny supeł.

Bardzo się denerwowałem. Był dopiero ranek i do nocy pozostało jeszcze bardzo dużo czasu, chociaż za razem było go tak mało. Nie wiedziałem, czy bardziej czułem strach, czy podekscytowanie. Jednak to determinacja górowała nad wszystkimi uczuciami.

Nie jestem pewny jak przeżyłem szkołę.
Wiem, że konkretnie zawaliłem sprawdzian z geografii i dostałem jedynkę z pracy domowej, ale na razie nie przywiązywałem do tego wagi.
Przesłuchania w sprawie Adeline zakończyły się i z tego co mi wiadomo nikogo nie aresztowano, czyli nic nie znaleźli. Od początku było to oczywiste, ale teraz przysparzało mi nawet satysfakcję.
Krążyły plotki, że zaginęła jedna z dziewczyn należąca do szkolnej drużyny sportowej. Ale na razie nikt nie mówił nic oficjalnie, bo często uciekała z domu na tydzień, a nawet dwa. Na razie byłem do tego sceptycznie nastawiony. W przeciwieństwie do poprzednich zniknięć, ona miała jakąś alternatywę, więc starałem się nie przechylać na żadną ze stron.

Próbowałem być jak najbardziej uważny, ale przez myśli kłębiące się w mojej głowie, było to dość trudne.
Miałem okropne problemy z koncentracją.
Za każdym razem, gdy spoglądałem na zegarek było coraz gorzej. Czas nieubłaganie pędził.

Na długiej przerwie przez stres prawie nic nie zjadłem. Prawie, bo wmusiłem w siebie kawałek kanapki. W moim mniemaniu smakowała jak tektura. Albo i gorzej, ale nie przywiązywałem do tego jakieś wielkiej wagi.

Ostatnia lekcja niestety była wf‐em. Nie lubiłem sportu. No oprócz biegania, ale na tym moja koordynacja ruchową się kończyła. Nie widziałem sensu (ani tym bardziej przyjemności) w uganianiu się za jakąś piłką wraz z grupą innych chłopaków, którzy robili to z takim zapałem, jakby było to najważniejszą rzeczą. Jeszcze ci idioci zawsze się przepychali, byle by mieć piłkę w ręce choćby przez sekundę. A ja z moją dzisiejszą koncentracją oberwałem raz łokciem pod żebra i raz piłką. Także było świetnie.

Lekcje skończyły się szybciej niż bym tego chciał.
Zamiast do domu, musiałem iść do pracy. Całe szczęście ostatni raz w ciągu najbliższego tygodnia, bo właścicielka wyjeżdża. Może to i lepiej, że czekała mnie praca, bo dzięki niej miałem czym zająć myśli.
Gdy nadeszła pora zamykania księgarni, było jeszcze jasno, ale na niebie dało się już zauważyć księżyc w pełni. Na jego widok przełknąłem ślinę. Jeszcze n8gdy żadne ciało niebieskie nie powodowało we mnie takiego przerażenia.

***

W domu odgrzałem wczorajszy obiad, ale nie zjadłem nawet połowy. Nic nie było w stanie przejść mi przez gardło.

Zdenerwowanie dawało mi się we znaki. Ale mimo to nie czułem takiego strachu, jak przypuszczałem.

Potem zacząłem się szykować. Miałem zamiar pozostać niezauważonym, więc ubrałem czarną bluzę z kapturem i ciemne spodnie. Miałem nadzieję, że to wystarczy. Nie chciałem brać żadnego plecaka, żeby w razie czego nie stanowił dodatkowego obciążenia. Nie wziąłem nawet portfela z dokumentami, by moje dane jakimś cudem nie dostały się w niepowołane ręce. Sprawdziłem czy na pewno mam naładowany telefon i byłem gotowy do wyjścia.

Już kierowałem się w stronę drzwi, gdy przyszła mi na myśl pewna rzecz. Gdyby coś poszło nie tak i coś by mi się stało, tylko jedna osoba by się tym przejęła. Laura Despain. Nie mogłem pozostawić jej bez wyjaśnienia, bo potem obwiniałaby się, że nie zdołała mnie powstrzymać i to wszystko byłoby jej winą. Więc zamiast wyjść, skierowałem się do mojego pokoju. Usiadłem przy biurku i napisałem krótki list, który potem włożyłem do koperty i położyłem na starannie pościelonym łóżku.

𝘙𝘦𝘴𝘤𝘶𝘦𝘥 {bxb}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz