🌙rozdział 9🌙

163 21 0
                                    

Pozostali czekali na nas kilka uliczek dalej. Stali zbici w ciasną grupkę, ukryci w cieniu budynków, tak że gdyby nie te moje super zmysły, pewnie bym nie zwrócił na nich uwagi. Rozmawiali bardzo cicho, pochylenie ku sobie.

— Wszystko w porządku? — spytał mnie Stan, gdy znaleźliśmy się wystarczająco blisko.

— Mogło być gorzej — odparłem zgodnie z prawdą. Nie było super świetnie, ale w sumie mogłem być już martwy.

— Musimy uważać na policję. Przez zwiększone patrole robi się to trochę trudniejsze — poinformował.

— Zwiększone patrole? — spytałem skonfundowany. Jeszcze przedwczoraj było ich zaledwie kilka. Od razu wiedziałem, co to oznacza. — Ile?

— Czworo.

Spojrzałam na nich z niedowierzaniem. Cztery osoby jednej nocy. To wszystko mnie przerażało.

— Pewnie byłaby szóstka, ale Stan dopadł jednego, no i ty tu jesteś — wyjaśnił Tim.

— Lepiej już ruszajmy — powiedział Alfa, przekrzywiając głowę. Pewnie coś usłyszał, ale ja nie miałem pojęcia co.

— Mówiliście, że próbujecie z nimi walczyć. Jeśli tak, musicie coś wiedzieć, mieć jakiś trop — podjąłem rozmowę szeptem.

— Nie wiem, czy można tak to nazwać. Nie wiemy prawie nic. Kiedy ludzie znikają zostają przemienieni. Kiedy znajdowanie są ich ciała, są zabawkami albo sprawdzeniem dla nowych. Oprócz pełni działają nieregularnie. Alfa wysyła Bety pojedynczo lub parami, więc nawet jeśli ich namierzymy, nie ma szans, żeby dotrzeć do wnętrza stada. Gdy nas wyczuwają, wycofują się. Ale my nie możemy być wszędzie. Jest nas niewielu, ta dzielnica bardzo rozległa, a on o tym wie. Każdy ich ruch jest przemyślany i nie pozostawiają wyraźnych śladów. Dlatego jesteśmy tu każdej nocy, bo nie wiemy, kiedy znowu zaatakują.

— Mają wprawę — mruknąłem z goryczą bardziej do siebie niż do nich.

Poczułem, że mnie obserwują. Uniosłem wzrok i zobaczyłem konsternację w ich oczach.

— ...Tak — przytaknęła po chwili Anaya. — To nie jest pierwszy raz — potwierdziła.

Wątpliwości, które miałem do tej pory, dotyczące słuszności mojego toku rozumowania, właśnie się rozwijały. Myślałem, że może jednak się myliłem. Dzisiaj, kiedy o tym myślałem, nawet miałem na to nadzieję.

— Dlaczego robią to znowu po tylu latach? — spytałem.

— Nie do końca po tylu latach. Po prostu działali w innych miejscach.

— Robili co cały czas i nikt ich nie złapał?

— Zdarzały się przerwy, nawet kilkuletnie, głównie po to, żeby odbudować siły. I zdarzało się, że zostawali złapani, czasem nawet pokonani, ale to przez inne stada, a nie jak myślisz przez policję. Chociaż to głównie oni pokonywali. Jednak zawsze zabijane zostawały tylko Bety, nigdy Alfa, a on potem znowu mógł formować nowe stado. Jednak nigdy nie wracali w to samo miejsce, więc nie wiemy, czemu tym razem jest inaczej. Może dlatego, że tutaj zaczęli albo że tutaj zostali po raz pierwszy pokonani, albo wiedzą, że jesteśmy osłabieni i nie ma z nami szans.

— Pokonani? Kto ich pokonał?

—Żyło tu wtedy duże, kilkupokoleniowe stado. Byli silni i zjednoczeni. Nie dość, że załatwili prawie wszystkie Bety, to jeszcze niemal dopadli Alfę.

— Co się z nimi stało?

— Rozdzielili się. Ważniejsza część watahy zginęła, łącznie z Alfą, przez co wybuchł konflikt wewnętrzny. Po roku zerwali stosunki i rozdzielili się, rozpraszając się po całym świecie. Więc na ich pomoc nie ma co liczyć. — W jego głosie brzmiał niepokój i rozgoryczenie.

— Są inni? — spytałem z nadzieją, chociaż ton jego głosu nie pozostawiał większych wątpliwości.

Bez słowa pokręcili głowami.

𝘙𝘦𝘴𝘤𝘶𝘦𝘥 {bxb}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz