V

240 27 0
                                    

WILL

Siedzę w moim domu, który dostałem od rodziców na 18 urodziny. Nie to, że chcieli się mnie pozbyć, to ja planowałem wyprowadzkę do jakiegoś mieszkania w bloku, ale oczywiście rodzice musieli się wtrącić i tak właśnie ten dwupiętrowy, nowoczesny budynek zyskał przydomek ,,mój dom".
Gram na Xbox i próbuje się skupić, ale może to dziwne, ta dziewczyna cały czas siedzi mi w głowie.
Jak zwykła dziewczyna może tak po prostu, po jednym, nawet nie spotkaniu, zawrócić w głowie?
Wyłączyłem konsole i telewizor.
Wziołem telefon ze stołu i znalazłem w kontaktach numer podpisany jako Katie, po czym nacisnołem zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał......
Drugi sygnał......
Trzeci sygnał......
-Halo?- usłyszałem melodyjny głos dziewczyny.
-Hej, Katie.
-Cześć....Will, tak?- chyba nie umie udawać.
-Och, zapomniałem się przedstawić. Wybacz mi mój błąd, tak z tej strony Will.
-Ha, ha, to takie zabawne.- sarkazm.
-Przestań, twój śmiech jest taki zaraźliwy.-zaśmiała się.
-Jasneee, po co dzwonisz?- niecierpliwa.
-Wczoraj powiedziałem ci, żebyś nic nie planowała na dzisiejszy wieczór, więc bądź gotowa na....-zerkam na zegarek- o 19 będę pod twoim domem.
-Ciocia nigdy nie pozwoli mi wyjść z chłopakiem, którego wcześniej nie poznała.
-O to się nie martw, załatwię wszystko z twoją ciocią.
-Tak, na pewno, ale ostrzegam Mare Kearner jest kobietą, która stawia na swoim.
-Mare Kearner?
-Tak, a co?
-Nie, nic, to do wieczoru.- powiedziałem i zakończyłem połączenie.
Mare Kearner?.....Katie, włóż coś ładnego, bo ta randka się odbędzie.
×
-Tak?
Jest godzina 17:05. Oglądałem jakieś durne seriale telewizyjne, kiedy mój telefon zadzwonił, nie patrząc kto dzwoni, odebrałem telefon.
-Cześć Will.- tata.
-Hej, jak badania?
Mój tata ma nowotwór, choroba rozwinęła się do tego stopnia, że jest on nieuleczalny. Regularnie przechodzi badania, ale ostatnio jego stan się pogarsza.
-Badania? Narazie wszystko dobrze.- to dobrze, czy źle, że mu nie wieże?- Za tydzień przyjedź do nas, przeczytasz i podpiszesz wszystkie papiery. Okej?
Tata prowadzi firmę samochodową i po swojej śmierci planuje przekazać ją mnie, a jeśli chce wszystkie formalności załatwić teraz, to znaczy, że jest z nim źle.
-Mam dopiero 19 lat, nie poradzę sobie z firmą.
-Mam ci przypomnieć czego dokonałeś przez te 19 lat?
Urodziłem się 15 Kwietnia 1996 roku, może pomyślcie, że się nabija, ale jestem geniuszem. Umiem grać na kilku dziesięciu instrumentach, mówię w kilkunastu językach, działania matematyczne rozwiązuje w kilka sekund, świetnie maluje i jestem dobry w wielu sportach, a szczególnie koszykówce. W wieku 12 lat zdałem maturę, potem skończyłem przyspieszone studia prawnicze (nie wiem, czy jest coś takiego naprawdę, więc moje wyjaśnienie brzmi: skończył cały materiał obowiązujący w krótszym czasu niż trwają normalne studia), a teraz studiuje medycynę. 
-Nie, nie musisz.- powiedziałem zrezygnowany.
-Will ja wiem, że sobie poradzisz.
-Oby.....-wzdychnołem- Do zobaczenia
-Narazie.
×
Drzwi do sporych rozmiarów domu Katie otworzyła mi Mare, ciocia dziewczyny i sekretarka mojego taty.
-Dobrywieczór.- przywitałam się.
-Hej Will, wchodź.- pokazała gestem ręki na wnętrze domu.
Wszedłem do środka, a ona zamknęła za mną drzwi.
-Coś się stało z twoim tatą?- zapytała.
-Nie, ja w innej sprawie.
-A jakiej?
-Umówiłem się z Katie.
-Ah tak?- skrzyżowała ręce na piersi.
-Coś nie tak?....Niema jej?- udałem zdziwionego.
-Jest w swoim pokoju.-patrzy na mnie groźnie-Katie! Ktoś do ciebie!- krzyknęła w stronę schodów na piętro.- Pozwalam jej z tobą wyjść, bo cię znam i wiem, że rodzice dobrze cię wychowali.- do moich uszu dobiegł odgłos butów uderzających o stopnie schodów.- Obym się nie pomyliła.- dodała ciszej, ale równie groźnie.
Mój wzrok z niej skierował się na osobę, która właśnie stanęła na podłodze. Pierwszy raz uwierzyłem, że anioły istnieją.
Lśniące włosy opadają luźno na ramiona dziewczyny, ubrana jest w białą u góry obcisłą, podkreślającą jej krągłości sukienkę, a na dole luźną do połowy ud, czarną, skórzaną kurtkę i czarne but, które nazywają się.....eeee.....baletniczki czy jakoś tak. Może i wczoraj wyglądała pięknie, ale dziś jest 10 razy lepiej.
-Macie czas do godziny 22.- odezwała się Mare, przerywając tym moje gapienie się na Katie.
-Oczywiście.- posłałem jej przyjazny uśmiech.
-Dobrej zabawy.-powiedziała i weszła do jakiegoś pomieszczenia po lewej stronie.
Z przyjemnością wróciłem wzrokiem na Katie, która przyglądała mi się od góry do dołu. Nasze spojrzenia się spotkały.Pierwszy raz raz w życiu czuje coś takiego, uczucie nie podobne do żadnego innego.
-Idziemy?- jakoś udało mi się wymówić to jedno słowo.
-Yyy...
-Nie yyy tylko ygrek.- zaśmiała się.
-Tyle lat żyłam w kłamstwie, może mi jeszcze powiesz, że pegazy nie istnieją?
-Przykro mi, ale one nie istnieją.
-Co?-udaje smutną.- Chyba się załamię.
-Załamiesz się kiedy indziej, a teraz idziemy, tak?
-Tak.
____________________

Kolejne rozdziały powinny pojawić się szybciej, ponieważ teraz mam pewne problemy z internetem. Mam nadzieje, że szybko je rozwiąże i do następnego.
Gwiazdkuj/komentuj
Całuski ;* Blandi100

Nie znam CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz