~Pluie et piano~

1.1K 99 177
                                    

Uchyliłem powieki czując zimny powiew wiatru, muskający moją twarz. Kiedy w końcu moje oczy przyzwyczaiły się do światła podniosłem się powoli do siadu. Nie mam ze sobą zegarka przez co nawet nie jestem w stanie sprawdzić teraz godziny. Wnioskuję jednak, że musi być dość wcześnie.

Podziękowałem w duchu osobie, która projektowała ten budynek, bo gdyby nie fakt, że okna są przesuwane, juz z samego rana trafiłbym twarzą w szybę.

Całe pomieszczenie było wypełnione chłodem z dworu, jak i również powietrze było nieco wilgotne i pachnące trawą. Przeniosłem swój wzrok w stronę okna, na zewnątrz było jeszcze nieco ciemno, więc zapewne słońce zaczyna dopiero wschodzić.

Dopiero po chwili w oczy rzuciła mi się jakaś postać pomiędzy drzewami. Z daleka wypatrzyłem tylko jasne ubrania, w które musiała być ubrana. Przeszedł mnie lekki dreszcz, a wszystkie filmy o tamatyce horroru zaczęły przewijać mi się przez głowę. Mimo wszystko nie mogłem oderwać wzroku od bieli przemykajacej gdzieś w lesie. Po chwili biały kolor rozmył się nagle jakby zupełnie zniknął. Ponownie poczułem lekki dreszcz na sobie i szybkim ruchem zamknąłem okno. Najlepiej będzie uznać, że niczego nie widziałem. Zignoruję to i wyrzucę ze świadomości. Z takim podejściem jakoś przetrwam tu ten magiczny urlop.

Wstałem powoli z łóżka i podszedłem do szafy, w którą wczoraj wieczorem wpakowałem ubrania. Mój wzrok po chwili jednak padł na pianino. Tak poprostu bez powodu poczułem, że chcę coś zagrać. Mimo wszystko w moim umyśle pojawiła się bariera, a ja nie specjalnie wiedziałem co zrobić. Szybko się otrząsnąłem i zarzuciłem ubrania na siebie. Schowałem do kieszeni bluzy portfel i paczkę papierosów, po czym pokierowałem się do drzwi.

Niby jest wcześnie, ale może powinienem się trochę przejść. I tak muszę kupić coś do jedzenia, więc nie zaszkodzi wyjść już teraz.

Opuściłem domek i skierowałem się powolnym krokiem ścieżką przed siebie, w stronę gdzie znajdują się inne domki. Chyba i tak bezpieczniej będę się czuł widząc ludzi, niż jakieś leśne zjawy z rana. Ale to i tak jedynie oznaki braku snu. Innego wytłumaczenia nie ma.

Uspokoił mnie trochę powiew wiatru, przypomijając o tym, że nie jestem częścią chorego filmu, gdzie demony dopadają Cię i zjadają w jakiś domkach na odludziu. Drobny szelest liści był teraz wyjąkowo uspokajający wbrew pozorom. Powinienem się jakoś nacieszyć chwilą odpoczynku, a nie skupiać się na dziwnych rzeczach. Chyba taki już jestem i nic na to nie poradzę.

Mój wzrok plątał się co chwilę kierując się na las, drogę przedemną co jakiś czas też na czubki moich butów. Robiło się coraz jaśniej, a ptaki zaczynały swoje poranne pieśni wokół mnie. Można powiedzieć, że cała przyroda budzi się do życia. W mieście ranek zazwyczaj rozpoczyna się od szumu niosącego się od obleganych autami ulic. Kolejna zmiana na lepsze. Kusiło mnie by znów zapalić, ale ze względu na okoliczności powinienem chyba oszczędzać papierosy na tyle, na ile się da. Zapalę jak już będę wracać z zakupów. Przynajmniej dowiem się czy jestem w stanie dostać tu jakieś fajki.

Dotarłem w końcu do placu gdzie stało kilka domków. Wzrokiem szukałem miejsca gdzie znajdował się już wczoraj wypatrzony sklepik. Kiedy udało mi się do niego dotrzeć, starsza kobieta właśnie otwierała drzwi, prowadzące do wnętrza lokalu. Podszedłem bliżej i zaraz po niej wszedłem do środka, mruczac przy tym niewyraźnie "dzień dobry" pod nosem.

Wnętrze sklepu nie było jakoś super duże ani też bogate. Kilka regałów wypełnionych produktami i kasa na przeciw wejścia. Staruszka odprowadziła mnie wzrokiem aż do regału, po czym powoli podreptała w stronę kasy by zająć za nią miejsce. Zacząłem się rozglądać po sklepie w poszukiwaniu produktów, które będą mi potrzebne. Po kolei zdjąłem z półek jakieś płatki, napoje i pare rzeczy, które są składnikami prostych do przygotowania dań. Nie udało mi się niestety znaleźć żadnych papierosów, w zamian do koszyka trafiło jakieś wino i pare puszek z energetykami. Z takim też wyposażeniem udałem się prostą drogą do kasy by zapłacić za wszystko.

Kobieta powoli kasowała rzeczy i pakowała do papierowej torebki.

— Widzę, że ktoś nowy się wprowadził. — mruknęła — Nie spodziewałam się zobaczyć jeszcze przed śmiercią kogoś tak sławnego u nas...

Kobieta uśmiechała się po części sama do siebie, a za razem do mnie. Milczała przez chwilę, skupiając się na pakowaniu produktów. Przyzwyczaiłem się już, że ludzie mnie rozpoznają, więc nie było dla mnie nowością całe to nazywanie mnie sławnym czy popularnym.

— Nie widziałam kiedy się wprowadzałeś, więc pewnie dali Ci ten domek dalej stąd. — mamrotała.

— Hm?

— Dawno nikt się tam nie wprowadzał... Od tamtego wypadku... — westchnęła.

Poczułem jakby nagle temperatura w pomieszczeniu się obniżyła. Przełknąłem ślinę.

— Wypadku? — powtórzyłem cicho.

— Podobno jakiś chłopak popełnił samobójstwo niedaleko jeziora blisko domku. Ludzie nie chcieli się tam wprowadzać jakiś czas. — mruknęła.

Poczułem jakby coś ocierało mi się o nogę przez co szybko spojrzałem w stronę podłogi. Odetchnąłem nieco widząc białego kota, który postanowił obrać sobie mnie za cel.

— Podobno dusza tego dzieciaka nadal nawiedza ten las i wszyscy, którzy chociaż zbliżą się do jeziora już po kilku dniach znikają bez śladu. — usłyszałem głos za sobą i po chwili biały kociak został podniesiony przez niskiego chłopaka o ciemnych włosach i oczach o zadziwiająco fioletowej barwie.

— Scaramouche, przestań straszyć ludzi. — blondyn o czerwonych oczach, złapał chłopaka za rękaw bluzy, marszcząc brwii — Bardzo przepraszam za niego...

— Jedynie stwierdzam fakty.

Niższy chłopak skierował się do wyjścia uśmiechając się pod nosem. Blondyn westchnął i zgarnął z półki paczkę z jakimiś suszonymi owocami. Otrząsnąłem się i zapłaciłem za swoje zakupy, biorąc ze sobą torbę z rzeczami szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia. Teraz to juz napewno nie zapowiada się na spokojny odpoczynek na urlopie.

Zapaliłem papierosa zaraz po opuszczeniu sklepu i spojrzałem na niebo, które podobnie jak wczoraj zakryte było przez szare chmury, nie przynoszące jednak ni grama deszczu. Chwilę stałem w bezruchu po czym powoli ruszyłem w drogę powrotną do domku, starając się nie skupiać na tym co przed chwilą miałem okazję usłyszeć. Zaciągałem się dymem by opanować trochę nerwy i przestać denerwować się tym wszystkim. Sam nie wiem co powinienem myśleć. Mimo wszystko mało prawdopodobna wydaje się historyjka o zaginięciach ludzi w tym terenie. Gdybym miał internet pewnie zacząłbym to sprawdzać tak tylko by mieć pewność, że to tylko jakiś wymysł ludzi.

Czuję się tu bardziej zestresowany niż w mieście i pracy. Dodatkowo mam tylko złe przeczucia.

Sons de forêt et de piano | Xiaoven Genshin Impact Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz