~C'est une roue supplémentaire~

939 101 35
                                    

- Zwariowałeś? Będziesz kompletnie mokry. - westchnąłem, patrząc na chłopaka.

Jak mogłem się spodziewać, jego drzemka nie trwała zbyt długo i kiedy tylko udało mu się obudzić wybiegł prosto w nasilający się deszcz, mamrocząc coś, że za długo już siedzimy w miejscu i powinniśmy wracać. Nie doczekałem się jakiejkolwiek reakcji poza ciszą. Chłopak stał z szerokim uśmiechem na twarzy i rozłożonymi ramionami patrząc w niebo, przez co z każdą chwilą był jeszcze bardziej mokry. Po chwili argumentowania w myślach z samym sobą zdecydowałem się opuścić schronienie i dołączyć do Ventiego by jak najszybciej zaciągnąć go znów do dziupli bądź poprostu namówić do drogi powrotnej. Chłopak jednak nawet nie drgnął kiedy podszedłem bliżej by po chwili zacząć najzwyczajniej w świecie tańczyć w deszczu. Mentalne dziecko, to idealnie by go określało.

- Xiaooo... Nie dołączysz do mnie? - uśmiechnął się tym razem w moją stronę.

- Wracajmy już lepiej. Później będziesz chory i pretensje będą do mnie. Zbieraj się i idziemy.

Venti jednak ponownie zupełnie mnie ignorując, złapał za mój nadgarstek i pociągnął za sobą, robiąc przy tym obrót. Uśmiech nie znikał mu z twarzy, która przybrała również drobnych rumieńców najprawdopodobniej ze zmęczenia. Niechętnie dałem się jakoś wciągnąć w tą dziwną zabawę na deszczu. Z jakiegoś powodu krople przestały mi nagle przeszkadzać, mimo iż deszcz cały czas nie tracił na sile, mocząc nas obu i nie pozostawiając nawet jednej suchej nitki.

- No widzisz? Nie jest tak źle. - chłopak spojrzał na mnie - Posłuchaj tylko.

- Czego dokładnie?

- Cisza. - chłopak zakrył mi usta dłonią - Słuchaj wszystkiego wokół.

Z tymi też słowami na ustach, ruszył biegiem w stronę samego środka polany tylko po to by po dotarciu do celu, umyślnie zaliczyć bliższe spotkanie z mokrą trawą. Tyczyło się to również mojej osoby, bo zostałem siłą na tę trawę ściągnięty. Coś czuję, że z tą chorobą się nie pomyliłem bo w takim układzie oboje skończymy z przeziębieniem czy jeszcze gorszą chorobą. Wydałem z siebie ciche westchnienie i spojrzałem na chłopaka leżącego po mojej lewej.

- No i co teraz? - uniosłem brew.

Nie otrzymałem jednak odpowiedzi, poza uśmiechem na ustach chłopaka. Leżał w bezruchu z zamkniętymi oczami, nie mając zamiaru ruszyć się nawet centymetr. Po chwili patrzenia na jego osobę, przeniosłem wzrok na niebo, od razu jednak później zamykając oczy przez wzgląd na krople deszczu, spadające na moją twarz. Nie specjalnie przemawiał do mnie scenariusz z leżeniem na mokrej trawie ale chyba i tak poddałem się już jakiś czas temu, bo większość rzeczy, do których Venti mnie tak ciągnie nie ma większego sensu.

Wziąłem głęboki wdech, starając się nieco wyciszyć. Powietrze miało dość intensywny zapach deszczu, zieleniny i mokrej kory drzew. Był to nawet dość przyjemny zapach, jeśli by się nad tym zastanowić. Mimo wszystko powietrze było dość zimne, co było nieco drażniące. Trawa zaczęła mnie łaskotać w kark, a szum opadajacych kropel zbił się z odgłosami wiatru. W jakiś sposób było to odprężające, mimo całego zamartwiania się tym jakie może mieć to konsekwencje. Venti wydaje się wogóle nie myśleć o tego typu rzeczach i żyć chwilą. Ciekawe podejście, życie bez konsekwencji. W zasadzie możliwe tylko w oczach dzieci i osób bez większych zmartwień. Jednak zastanawia mnie czasem czy takie osoby wogóle istnieją. W końcu każdy ma jakieś problemy. Większe lub mniejsze. Może jednak nie powinienem skupiać się aż tak bardzo na każdej rzeczy, którą robię, tak napewno byłoby chociaż odrobinę łatwiej. Chyba naprawdę na siłę utrudniam sobie życie.

Ogarnęło mnie dość przyjemne uczucie spokoju, kiedy maksymalnie udało mi się wyłaczyć myśli. Jakimś cudem nawet deszcz nie był już tak uciążliwy.

Poczułem po chwili lekkie szturchnięcie w ramię, przez co otworzyłem oczy. Chłopak leżał w dokładnie tej samej pozycji co chwilę temu, jednak tym razem o wiele bliżej mnie, na tyle blisko, że stykaliśmy się ramionami. Mimowolnie na moje usta wpłynęło coś na kształt uśmiechu, nie skupiając się na tym za wiele zwyczajnie ponownie zamknąłem oczy. Mam wrażenie jakbym ustawicznie zaprzeczał sobie samemu, przez to jak bardzo pozwalam innym ludziom zbliżać się do mojej osoby. Przez to wydaje mi się, że zaczynam przyzwyczajać się do ufania innym, co nie jest raczej zbyt dobre.

Odgarnąłem palcami mokre kosmyki włosów z twarzy, czując jak deszcz powoli ustaje. Szum kropel został teraz zastąpiony przez równomierny oddech Ventiego, który chyba przysunął się jeszcze bardziej. Jeśli nie jest odporny na temperaturę, z pewnością dopiero teraz mogł zdać sobie sprawę z tego jak zimno jest, mimo iż sam wydawał się teraz bardzo ciepły. Możliwe, że to ja byłem na tyle zmarzniety by to odczuć. Deszcz zupełnie przestał padać, a powietrze zdawało się zadziwiająco lekkie, mimo wilgoci. Ciężar spowodowany ciągłym stresem zdawał się rownież ulatywać. Chyba naprawdę przydatny był ten wyjazd, nawet jeśli po powrocie będę prawdopodbonie w jeszcze gorszym stanie, przez ciągłe porównywanie i wspominanie jak dobrze było móc oderwać się od problemów i pracy. Zastanawia mnie czy Venti będzie wogóle pamietać o mojej osobie, kiedy już wyjadę. Dziwne uczucie smutku ogarnia na myśl o tym, aż tak bardzo przyzwyczaiłem się do jego obecności? Może przywiązałem się do niego w jakiś sposób. Nie powinienem, wiedząc iż nie zaprowadzi mnie to do niczego dobrego.

Westchnąłem cicho, uchylając powieki. Wlepiłem wzrok w niebo, które było teraz na skraju szarości i bieli. Pewnie znów za dużo myślę.

Po niedługiej chwili ciepły oddech obił się o moje ucho, przez co aż przeszły mnie ciarki.

- O czym ty tak myślisz? Masz minę jakby ktoś umarł. - mruknął Venti, ziewiając przy tym cicho.

- O wszystkim i o niczym za razem. - spojrzałem kątem oka na chłopaka, który oparł głowę o moje ramię.

- Mhm... I co to jest to wszystko? Opowiedziałbyś coś to mógłbym pomóc.

- Praca i te sprawy. Nie przyjemny temat do rozmowy.

- I tylko to?

Znów udało mi się wyczuć ciepło obijające się o moją skórę, przez co odsunąłem sie nieco i podniosłem powoli do siadu.

- Tak. Tylko to. - mruknąłem.

- Wstajesz?

- Wracamy. Im dłużej tu jesteśmy tym wieksza szansa, że skończy się gorączką czy jakimiś zapaleniami.

Wstałem i otrzepałem się odrobinę z trawy, nawet jeśli za wiele to i tak nie dało. Spojrzałem na chłopaka, który chwilę jeszcze leżał w bezruchu po czym podniósł się i przeciągnął.

Ruszyłem przed siebie, wduszając dłonie do kieszeni i wbijając wzrok w ziemię. Dziwne uczucie duszace się gdzieś w żołądku zaczęło kłuć mnie, zupełnie niczym jakiś rodzaj niepokoju.

Zdecydowanie za dużo myślę.

Sons de forêt et de piano | Xiaoven Genshin Impact Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz