~Appréhension~

965 89 274
                                    

Światła samochodu odbijały się niczym w lustrze na powierzchni kałuż, które wypełniały każdą dziurę w błotnistej drodze. Deszcz nie padał już tak intensywnie, mimo wszystko jednak dało się wyłapać pojedyńcze krople wciąż spadające z nieba. Chmury zastanawiające niebo zostały jednak w tyle gromadząc się głównie nad miastem. Dzięki temu gwiazdy stały się widocznie, a księżyc pojawił się również wysoko nad głową, był wyjątkowo jasny tej nocy. Światła w domkach były już zgaszone, wydawało sie być tutaj zupełnie pusto mimo iż to dopiero z moim wyjazdem rozpoczynał się sezon.

Wysiadłem z auta i zamknąłem drzwi, rozglądając się po okolicy, która pogrążona była cała w śmiertelnej ciszy. Dało się odnieść wrażenie jakby wszystkie domki zostały nagle opuszczone. Na szczęście mogę wykluczyć ewentualność, że stało się tu coś złego, w końcu Scaramouche i Kazuha jakoś przetrwali w jednym kawałku i byli raczej w stosunkowo dobrym nastroju.

Podwinąłem rekawy marynarki i ruszyłem w stronę pogążonej w ciemności drogi ukrytej pomiędzy drzewami, która prowadziła w stronę miejsca gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkałem. Las przepełniony był zapachem świeżości i wilgoci, Blask księżyca znajdował przesmyki pomiędzy pniami drzew by wkraść się na piaszczystą powierzchnię zarośniętej przez kępki trawy szerokiej ścieżki. Deszcz zatrzymywał się na koronach drzew, a krople odbijały się od liści, dopiero z nich torując sobie drogę na ziemię. Zimny wiatr wiał od strony jeziora, niosąc ze sobą świszczący dźwięk, który zdawał się otaczać moją osobę z każdej możliwej strony. Mokra grzywka przyklejała się do czoła i policzków jeszcze bardziej ograniczając mi widoczność, nie zależnie ile razy bym jej nie odgarniał wciąż wracała nieproszona na miejsce na środku mojej twarzy.

Droga dłużyła się jakby na złość, a u celu zastałem dokładnie to czego się spodziewałem. Opuszczony przezemnie domek, z zamkniętymi na klucz drzwiami, bez śladu życia. Nacisnąłem klamkę od drzwi więcej niż raz tylko dla pewności po czym okrążyłem budynek od prawej do lewej. Pianino już zniknęło z sypialni, więc jak widać musieli się z tym uwinąć. Białe, mleczne firanki zasłaniały większość wnętrza domu, a dopatrywanie się jakiejkolwiek śladów nie miało tu zbyt dużego sensu. Venti nie miał tu nawet jak wejść. Wszystko to jednak kierowało się moimi dziwnymi przeczuciami, które kazały mi przyjść w to miejsce raz jeszcze.

Polana rozciągająca się po prawej stronie była pogrążona w mroku, a przerośnięta trawa zaczęła rozbrzmiewać cichym koncertem świerszczy, które mimo wilgoci postanowiły wyjść z ukrycia. Przecinając całe to miejsce na ukos udałem się w stronę jeziora, które teraz z pewnością wiało aurą żywcem wyjętą z horroru. Wiatr przyprawiał mnie o większe dreszcze, które tylko potęgowane były przez wzgląd na przemoczone ubrania. Przeciskając się przez gęste zarośla słyszałem jak grubsze gałązki rozrywają materiał marynarki, w niektórych miejscach. Nie ma to już chyba nawet znaczenia, zdołałem złamać już wiele zasad jakich trzymałem się dotychczas, zniszczone ubrania przy tym wszystkim nie znaczą nic. Nie sądzę by wogóle się do czegokolwiek nadawały po doszczętnym przemoczeniu i ubrudzeniu w błocie zmieszanym z trawą.

Mała zarośnięta plaża przy samym brzegu jeziora wydawała się wręcz dziwnie matrwa lub pusta. Teraz przypominała raczej mokrą piaskownicę. Jezioro przez wczesniejszą ulewę było teraz bardziej mętne, wciąż jednak jako tako odbijając księżyc na swej powierzchni. Woda falująca pod wpływem silniejszych podmuchów wiatru była zupełnie czarna, jedynie pojedyncze, białe smugi światła niestabilnie trzymały się gdzieniegdzie na powierzchni. Cały las wydawał się milczeć, pozwalając tylko by wiatr miotał się gdzieś pomiędzy koronami drzew, co wcale nie pomagało w ukojeniu nerwów.

Zatrzymałem się przy samym brzegu wody, starając się nie zmoczyć butów jeszcze bardziej. Mogłem się spodziewać, że i tutaj nie znajdę Ventiego. W końcu jest noc, a on nie miałby jakiegokolwiek powodu by przychodzić w to miejsce w środku nocy. Przeżywanie jednak tej drogi raz jeszcze, śledząc własne kroki sprzed zaledwie kilku dni było niczym krążenie we śnie w wielkiej pętli. Udało mi się oderwać nieprzytomny wzrok od wody i zacząłem rozglądać się za małą, wydeptaną ścieżką, którą Venti wracał w stronę swojego domu. Jezioro wydawało się przyprawiać mnie dziś jedynie o ciarki, więc wolałem udać się do od razu do domu chłopaka.

Sons de forêt et de piano | Xiaoven Genshin Impact Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz